sobota, 31 grudnia 2011

Duch - Rozdział 30

Rozdział 30 – Poczucie winy

            – Harry! – Ginny wpada mu momentalnie w ramiona, niemalże miażdżąc Świstoświnkę, którą jeszcze przed chwilą trzymał w dłoniach przy piersi.
            Harry obejmuje dziewczynę, wtulając twarz w jej długie rude włosy. Jest tak przyjemnie ciepła i miękka; czuje jej skórę i kłujący materiał swetra. Czuje to wszystko – ciało drugiego człowieka – i nagle świadomość tego niemalże go oszałamia. Tak, tak to właśnie było… czuć drugą osobę.
            – Gdzie ty byłeś? Dlaczego nie odpowiadałeś? – Ginny odsuwa się od niego, a jej brązowe oczy pełne są łez.

            – Przepraszam – duka tylko skruszonym tonem. – Musiałem… coś zrobić…
            – Byłam w twoim mieszkaniu! Nie było cię. Nie odpowiadałeś… Harry, tak się bałam! – wykrzykuje, znowu się do niego przytulając, zaciskając ramiona wokół jego pasa.
            – Wiem, przepraszam, naprawdę. Nie chciałem cię przestraszyć. Po prostu… – zastanawia się chwilę nad odpowiedzią. … Po prostu mieszkam w Malfoy Manor i sporadycznie zdarzy mi się przespać z Draco Malfoyem? Nawiasem mówiąc – jest duchem, a jego matka umiera, a ja udaję przed nią, że jestem nim… Nie, nie, nie! Żadnych myśli o Malfoyu. Harry od razu czuje wzbierającą w nim złość. Żadnych myśli o tym egoistycznym dupku. – … staram się uporządkować sobie życie. Odpocząć i w ogóle…  no wiesz – mówi wymijająco, obejmując ją mocniej.
            – I… i jak ci idzie? – pyta Ginny, podnosząc na niego wzrok.
            – Radzę sobie – uśmiecha się spokojnie.
           – To dobrze – odpowiada, nie do końca chyba przekonana, ale najwyraźniej nie zamierza kontynuować tego tematu. – Nie rób mi tego znowu – mówi ostrzejszym tonem, wyswobadzając się z jego uścisku. Idą razem do zabałaganionej kuchni pachnącej przyprawami.
            – Gdzie są wszyscy?
            – Rodzice pojechali odwiedzić Fleur i Billa, a George jest w swoim sklepie na Pokątnej. Ostatnio mają straszny ruch – mówi Ginny, już krzątając się przy kuchence. Harry zastanawia się, czy nie używa różdżki celowo, żeby go nie peszyć, czy też po prostu najzwyklejsze czynności woli wykonywać bez jej użycia? – Chcesz herbatę? Kawę?
            – Nie, dzięki – odpowiada, opierając się o ścianę i patrząc na nią z uśmiechem. Co zmieniło się nagle w jego podejściu do Weasleyów? Dlaczego nagle czuje się tak niesamowicie dobrze w tym zagraconym domu, stworzonym na wzór tamtego – tamtej Nory, którą tak bardzo kochał. Która była mu prawie tak bliska jak Hogwart. Nory, pełnej śmiechu Rona i przemądrzałego głosu Hermiony, kiedy czasem spędzali w niej wakacje?
            – W porządku. – Odgarnia rude włosy za ucho i spogląda przez okno na wzgórza. Zastanawia się przez chwilę nad czymś. – A może… – waha się i patrzy na niego pytająco.
            – Pójdziesz tam ze mną? – pyta ją, odgadując jej myśli.
            Piegowatą twarz Ginny rozpromienia uśmiech.
W holu ubierają się w kurtki – Harry zakłada tę należącą do George’a. Z nieba spadają pojedyncze płatki śniegu, przemieszane z lodowatym deszczem. Idą ramię w ramię, nic nie mówiąc. Stają w końcu nad grobami i Harry znowu, tak jak zawsze, ma łzy w oczach. Jest przeraźliwie zimno, a Ginny stoi tuż obok i, wbrew pozorom, Harry’emu wcale to nie pomaga. To wszystko wydaje mu się jednak nieodpowiednie, bo przecież… wygląda tak, jakby znowu był on, Ron i Hermiona – Święta Trójca Hogwartu – a także Ginny, dziewczyna Harry’ego Pottera. Dwie pary, które niby od zawsze były sobie przeznaczone. Że wszystko jest tak, jak być zawsze powinno, ale przecież… przecież w rzeczywistości Harry Potter udaje dzień w dzień Draco Malfoya, odwiecznego wroga i syna śmierciożercy; Ginny Weasley jest z Neville’em czy z kimkolwiek innym, a Ron Weasley i Hermiona Granger nie żyją. Więc… więc nic nie jest w porządku.
            Nie chce dłużej tu stać, więc mruczy coś do Ginny, coś niezrozumiałego, bojąc się, że pełny głos mógłby być zbyt zduszony, zbyt przypominający ten, który towarzyszy komuś, kto płacze. Odwracają się i idą z powrotem w stronę domu. Ginny chwyta go za rękę – jej dłoń jest ciepła i przyjemnie… materialna. Ludzka. Żywa.
            Otula ich zapach domu Weasleyów, kiedy zamykają za sobą drzwi i stają już w holu. Ginny ściąga kurtkę i odwiesza ją do szafy. Harry odpina zamek i mógłby przysiąc… zawiesza wzrok na zawartości szafy i na chwilę przestaje oddychać. W środku wciąż wisi kurtka Rona. Ginny wpatruje się w niego ze zdziwieniem, a później zauważa, gdzie Harry patrzy, i z jej ust wyrywa się jęknięcie.
             – Przepraszam – szepcze i zamyka szafkę.
            Harry jednak wciąż stoi nieruchomo z nieobecnym wyrazem twarzy.
            – Pomogę ci – oferuje się Ginny i czym prędzej ściąga z Harry’ego kurtkę i odwiesza ją na pojedynczy wieszak za szafką.
Harry patrzy na nią, obserwuje jej nerwowe, niepewne ruchy i nie potrafi przemóc się, żeby cokolwiek jej odpowiedzieć. Żeby pomóc jej się uspokoić. Przecież nie zrobiła nic złego, prawda? Nie potrafi jej pomóc… Nie potrafi. 
Ginny zbliża się do niego i kładzie dłonie na jego ramionach. Wpatruje się przez chwilę w jego klatkę piersiową albo może w szyję, obojczyki, czy cokolwiek innego, i dopiero całą wieczność później podnosi brązowe spojrzenie na jego twarz. Unosi się na palcach i całuje go w usta. To tylko jeden pocałunek. Zaledwie delikatne muśnięcie. Zatrzymuje się jednak tuż przy jego wargach i szepcze niemal niedosłyszalnie:
            – Pomogę ci.
            A może wcale tego nie mówi? Może Harry po prostu chciałby… żeby to powiedziała? Albo ktoś? Ktokolwiek?
            Jednego jest jednak pewien – czuje jej oddech, czuje jej przyjemny, kwiatowy zapach; czuje miękkość suchych ust i dotyk ciepłych rąk na swoich ramionach. I to uczucie jest tak niesamowicie realne, ludzkie i miłe, że nie może się powstrzymać. Nachyla się – zaledwie o kilka milimetrów – i całuje ją. Oddaje pocałunek – niespiesznie i niepewnie. Patrzą sobie w oczy, badając swoje reakcje. Coś w Harrym wyrywa się, próbując mu przypomnieć, że nie powinien tego robić… że przecież jeszcze kilka dni temu… całował kogoś innego… że oznaczało to więcej, niż jakikolwiek jego pocałunek w życiu… Odtrąca od siebie te myśli i wsuwa język między wargi Ginny, badając jej ciepłe, namacalne wnętrze, całując ją coraz gwałtowniej i namiętniej. Ginny obejmuje jego kark, przyciągając bliżej do siebie. Popycha ją na ścianę i dziewczyna wydaje z siebie ciche mruknięcie – może jęk bólu – ale to nieważne. Zaczyna całować, lizać jej szyję, próbować jej ludzkiego smaku, jej cielesnej, ludzkiej struktury. Wdycha jej zapach i mógłby zatracić się w nim po wieczność. Żywe, gorące dłonie wsuwają się pod jego koszulkę i pieszczą jego plecy – wcale nie boleśnie – przesuwając się w górę, aż do łopatek. W końcu Ginny ściąga ją z niego, przyciągając go zaraz do siebie, boleśnie blisko, ocierając się o niego. Harry wciska kolano między jej uda, rozsuwając je z łatwością. Chwyta ją jedną ręką za biodro, a drugą wędruje po brzuchu aż do niewielkich piersi, ukrytych pod swetrem. Pieści je przez grubą dzianinę, wyzwalając z Ginny ciche pomruki, prosto w jego usta. Podciąga jej sweter jednym ruchem, a ona podnosi ręce, umożliwiając mu pozbycie się go całkowicie. Biały koronkowy stanik wydaje się nieco za mały i, choć niewielkie, nabrzmiałe piersi zdają się go rozpychać. Harry nachyla się, pieści jedną z nich dłonią, a drugą językiem, przygryzając lekko gładką skórę. Odchyla miseczkę, wyswobadzając stwardniały, różowiutki sutek. Obejmuje go ustami, liżąc końcem języka. Ginny syczy, odchylając głowę do tyłu. Wplątuje rękę w jego włosy, przyciągając jego głowę do swoich ust. Całuje go gwałtownie, ich zęby ścierają się niemal boleśnie. Dłoń Harry’ego zatrzymuje się między udami Ginny i pieści ją przez spodnie, czując jej gorąco, bijące przez dżins. Ginny przyciska się do niego, do jego ręki, poruszając biodrami. Szepcze jego imię zdławionym głosem i chwyta go za nadgarstek, prowadząc jego dłoń do środka, do majtek. Harry wsuwa ją pod materiał i czuje, jaka jest mokra i gorąca, jak robi się jeszcze gorętsza, jeśli to w ogóle możliwe, pod jego dotykiem. Wsuwa palec między wargi, pieszcząc łechtaczkę, aż Ginny zaczyna jęczeć cicho, coraz gwałtowniej poruszając biodrami. Całuje go niemal bez pamięci po policzkach, nosie, ustach, szyi, klatce piersiowej – wszędzie tam, gdzie może dosięgnąć. Rozpina pasek jego spodni i rozporek, a Harry robi to samo z jej spodniami. Ginny wyplątuje nogi z opuszczonego do podłogi ubrania. Harry chwyta ją od razu za biodra i czuje, jak jego członek styka się z gorącą, mokrą kobiecością. Dziewczyna porusza się zmysłowo, ocierając się o niego i Harry podnosi ją za uda tak, że jej nogi oplatają jego biodra, i wbija się w jej ciepłe, miękkie wnętrze. Ginny nieruchomieje – ale tylko na chwilkę. Zaraz zaczynają się poruszać, na początku zupełnie powoli, niepewnie, jakby bali się tego, co robią… jakby badali siebie nawzajem – emocje pojawiające się na ich twarzach. Później jednak, z każdą kolejną chwilą, stają się coraz pewniejsi, coraz gwałtowniejsi, wychodząc naprzeciw swoim ruchom – rytmizując je, całkowicie zgrani. Jej piersi ocierają się o jego klatkę piersiową, czasem sutek spotyka się z sutkiem; języki próbują się dosięgnąć w jakimś dziwnym, niezrównoważonym tańcu, kiedy Harry porusza się, pieprząc Ginny na ścianie. Jej ciało jest tak cudowne, ciepło takie przyciągające… tak dawno tego nie doznał. Już zapomniał, jak to jest. Już zapomniał, co to znaczy – kontakt z drugim ciałem. Z ludzkim ciałem. Namacalnym. Materialnym. Prawdziwym. Żywym.
            Dochodzi, rozlewając się we wnętrzu Ginny, zaciskając powieki i nie widząc nic, nie myśląc o niczym…
           
***

            Dyszą, próbują wyrównać oddechy, wciąż wtuleni w siebie, złączeni. Ginny głaszcze go po włosach bezwiednymi ruchami, a Harry opiera czoło o zimną ścianę.
            – Kocham cię, Harry – słyszy jej szept tuż przy uchu.
            Nic nie odpowiada. Też ją kocha, ale… co by to oznaczało po tym, co właśnie się wydarzyło? Milczy, obejmując ją tylko mocniej – pozwalając jej zinterpretować to, jak tylko zechce, jednocześnie będąc wolnym od obowiązku odpowiedzi.
            – Muszę iść – mówi w końcu i odsuwa się od niej powoli. Świadomość powoli do niego wraca. Pożądanie, spełnienie po orgazmie – mija, rozpierzcha się gdzieś w jego myślach i umysł znowu staje się czysty, i znowu pojawiają się myśli, które mówią mu, że nie powinien… nie powinien. Które podsyłają mu obraz twarzy Malfoya, wykrzywionej w perfidnym uśmieszku.
            Ginny patrzy na Harry’ego brązowymi, zdziwionymi oczami. Jej policzki wciąż są zarumienione.
            – Dlaczego? – pyta, a jej głos jest pełen bólu.
            – Po prostu… muszę – odpowiada. Nie wie po co. Po prostu musi iść, no! Po prostu musi się stąd wydostać.
            – Ale wrócisz? – zadaje kolejne pytanie, a kąciki jej ust drgają niepewnie.
            – Oczywiście – uśmiecha się i całuje ją w czoło. Byle nie w usta. Byle tylko nie w usta… przecież… niedawno… całował go tam… Nie, nie może o nim myśleć. Odsuwa się i ubiera pospiesznie, nic nie mówiąc. Rzuca Ginny ostatnie spojrzenie, ostatni pocałunek – w policzek (byle nie w usta, nie w usta) i wychodzi.
            Jest mu niedobrze.

***

            Opiera się o kanapę w swoim mieszkaniu, oddychając ciężko.
            Mdli go, żołądek ściska mu się niemiłosiernie, ma ochotę zwymiotować. Ale nie może. Próbuje wydusić to z siebie, ale nie potrafi.
            Siada, opierając się o bok kanapy, i zamyka oczy, próbując nie myśleć. Nie myśleć o tym, co właśnie się stało, co właśnie zrobił. Nie myśleć o twarzy Draco – smutnej czy też wesołej…
            Bo przecież… nie zdradził ani nie zrobił w zasadzie nic złego, prawda?
            Dlaczego miałby czuć się winny? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz