Rozdział 36 – Eliksir Charona
Kociołek ze wszystkimi składnikami i przyrządami w środku stoi nieruszony na blacie kuchennym. Harry jest świadomy, że każda godzina oddala go od Draco, że im prędzej zacząłby robić eliksir, tym szybciej by go skończył, a co za tym idzie – tym szybciej zdobyłby wybaczenie Draco. Problem jednak w tym, że Harry po prostu nie może. Od kilku godzin siedzi niczym spetryfikowany na kanapie w salonie, nie odrywając od kociołka wzroku, jak gdyby zaraz coś miało się z nim stać, jakby miał zmienić swój kształt albo może jakby eliksir miałby nagle sam zacząć się warzyć. Czuje, jak drżą mu ręce, jak strużka zimnej już herbaty wypływa z kubka na skutek tych drgań, i teraz spływa mu po spodzie dłoni aż do nadgarstka, mocząc rękaw bluzki. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Przeczytanie jednej czy dwóch książek o przyrządzaniu wywarów nie zrobi z niego mistrza eliksirów – jest tego świadomy. Dlaczego więc w ogóle się tego podjął? Ale to nie jedyne myśli, które go nawiedzają. Są też o wiele gorsze – myśli o Śmiertelnym Nokturnie. O Xavierze. Czy naprawdę usłyszał od niego tamtą… groźbę? Czy też przepowiednię, jakkolwiek to nazwać? „Dokąd uciekasz, Harry Potterze? Przed niektórymi rzeczami nie da się uciec”? Nie mógł tego powiedzieć, nie. Nic o nim nie wie – nie o jego teraźniejszym życiu, nie o obecnym Harrym Potterze, który z dawnym bohaterem ma niewiele wspólnego. Więc co? Harry sobie to wymyślił? A później tamten moment w ślepym zaułku… czy w ogóle był prawdziwy? Harry nie może przypomnieć sobie żadnych detali, w pamięci ma tyko niewyraźny obraz, jakby to, co się tam zdarzyło, było jedynie snem albo może… czyimś wspomnieniem, opowiedzianym mimochodem, które Harry zapamiętał, ale nie dokładnie. Może to też sobie wymyślił? Nie, nie pójdzie tam znowu, żeby sprawdzić, czy tamto miejsce rzeczywiście istnieje i czy znowu spotka go coś podobnego. Nie zapyta Xaviera, czy naprawdę mu to powiedział… nie. Po prostu uzna, że wszystko to było… sennym wyobrażeniem. Niczym więcej.