sobota, 31 grudnia 2011

Duch - Rozdział 29

Rozdział 29 – List

            Harry wpółleży na fotelu, wsłuchując się w usypiające trzaskanie ognia na kominku. Oddech Narcyzy – wyjątkowo spokojny – słyszy tuż obok. Nie może już na nią patrzeć. Magomedyk miał rację – proces starzenia przyspieszył gwałtownie; zmarszczki pogłębiły się, a blond włosy posiwiały nagle i zaczęły wypadać, choć Harry nigdy nie widział żadnych na poduszce czy ubraniach Narcyzy. Wydawało się, że wrastały jej w skórę głowy i teraz tylko pojedyncze kosmyki okalają jej pomarszczoną twarz. Nie odzywa się od pięciu dni, od momentu, w którym zobaczyła ducha Draco. I Harry wcale się temu nie dziwi, nie jest zszokowany jej reakcją, ale boi się tego, że Narcyza uwierzyła w to, co zobaczyła. Że wcale nie uznała tego za koszmar. Że coś w jej zamglonym umyśle ułożyło elementy układanki i wysłało do mózgu impuls – informację o prawdzie. Harry nie czuje się już przy niej tak swobodnie jak wcześniej. Czuje się jak parszywy oszust, zdrajca – choć przecież nikogo nie zdradził. Wie, że nie może zrobić nic innego, że to – w pewnym sensie – jest poprawne, ale nie potrafi pozbyć się strachu przed Narcyzą; dziwnego drżenia, kiedy nagle jej szare, wodniste oczy zwracają się na niego – bardzo rzadko, ale jeśli już, niezwykle przenikliwie i boleśnie.
            A Draco…? Z nim też jest inaczej.
            Co oznacza to, co się między nimi działo w ciągu ostatnich dwóch tygodni? Co oznacza tamta noc – te dwie noce? Harry nie ma pojęcia. Wydaje mu się, że prawdopodobnie nie ma to wszystko najmniejszego znaczenia, jednak znowu czuje ucisk w żołądku, tym razem nieprzyjemny i silniejszy. Pożądanie odeszło gdzieś w niepamięć i zamiast tego pojawiły się wyrzuty sumienia, niepewność i wstyd, choć, jeśli chodzi o ich wzajemne relacje, wszystko wydaje się w jak najlepszym porządku. Wciąż spędzają godziny przesiadując w bibliotece albo leżąc wieczorami w łóżku Draco (i Harry’ego jednocześnie) i rozmawiając o wojnie, o czasach Hogwartu, a czasem po prostu milcząc, czytając swoje książki.
Harry kończy już czytać „Miasta świata”, jednak strona sto osiemdziesiąta dziewiąta, a w szczególności zdanie: „Żal było mi patrzeć na te biedne, strapione swym życiem-nie-życiem istoty, nieznające eliksirów – znanych zresztą jedynie niewielu wielkim czarodziejom – które miały moc przerwania tej wiecznej udręki”, wciąż nie daje mu spokoju i ciągle do niego wraca. Nie ma pojęcia, gdzie szukać jakichkolwiek informacji z tym związanych, czy to w ogóle jest prawdą. Często nagłe, silne pragnienie powiedzenia Draco o tym, co znalazł, niemalże skłania go do zrobienia tego, ale zawsze udaje mu się w porę powstrzymać, zanim słowa wyleją się z jego ust.
Kiedy tak wpółleży na swoim fotelu, zastanawiając się, co mogą oznaczać słowa Johanssona, Narcyza odzywa się po raz pierwszy od prawie tygodnia.
– Sowa.
Wypowiada tylko to jedno słowo, głosem zachrypniętym i słabym.
Harry otwiera gwałtownie oczy i przez chwilę patrzy na kobietę zdziwionym, niemalże zażenowanym spojrzeniem, jakby obawiał się, że ta znowu coś sobie wymyśliła, jednak kiedy dostrzega maleńką, szarą sówkę, trzęsącą się na zewnątrz, za oknem, reflektuje się, że Narcyza również ją dostrzegła. Przez chwilę nie rusza się z miejsca, wpatrując się w sówkę, targaną przez silny wiatr, z trudem utrzymującą się na cienkich nóżkach na płytkach. Ta sowa coś mu przypomina… kiedyś już ją widział. W małym dziobku trzyma wielką kopertę. Harry wstaje i wychodzi na taras. Sówka podlatuje do niego z trudem i niemal wtula się w jego pierś. Harry obejmuje ją dłonią, wczepiając palce w jej mięciutkie, delikatne piórka.
Trzyma w ręku Świstoświnkę. Sowę Rona.
Sówka patrzy na niego wielkimi, wyłupiastymi oczami, a list wydaje się jej ciążyć. Przez kilkadziesiąt sekund Harry ma dziwne wrażenie, jakby dostał wiadomość od Rona. Nie, to niemożliwe – karci się w myślach. Wchodzi z powrotem do środka, powstrzymując łzy cisnące mu się do oczu. Zamyka za sobą drzwi, czując zdziwione spojrzenie Narcyzy, znowu milczącej, siedzącej wciąż w swoim fotelu. Nie odzywając się do niej, otwiera list.

            Harry!
            Co się z Tobą dzieje? Dlaczego nie odpowiedziałeś na mój list?!
            Czy wszystko w porządku?
Byłam w Twoim mieszkaniu, ale Cię nie było! Odezwij się jak najszybciej!

            Kochająca
 Ginny

Powstrzymuje westchnienie zawodu, widząc podpis na końcu listu. Czy naprawdę – nawet przez chwilę – wierzył, że to Ron do niego napisał? Z zaświatów? Doprawdy, chyba już kompletnie mu odbiło. Ale chwila… jaki poprzedni list? Przecież nie dostał żadnego. Spogląda pytająco na Świstoświnkę, która jednak tylko wtula się w jego pierś, opatulona własnymi skrzydełkami. Harry przenosi wzrok na Narcyzę i rzuca jej krótkie: „To z Ministerstwa. Jakieś bzdury”, po czym wychodzi z komnaty i idzie prosto do biblioteki, w której, rozłożony beztrosko na kanapie, znajduje się Draco.
– Potter, jak miło cię widzieć – mówi, przeciągając sylaby, nie podnosząc wzroku znad książki.
– Malfoy, wiesz coś o jakimś liście od Ginny… do mnie? – pyta prosto z mostu Harry.
Jest pewien, że dokładnie zobaczył, jak Draco drga, a uśmiech schodzi z jego przezroczystej twarzy. Powoli, bardzo powoli, spogląda na Harry’ego, a gdy dostrzega sówkę siedzącą na jego dłoni, unosi brew w czymś na kształt ironicznego grymasu. Prawda jest jednak taka, że gdyby tylko mógł, zbladłby.
– Dlaczego pytasz?
To wystarczy Harry’emu. Nagłe ukłucie złości niemal nim wstrząsa.
– Malfoy, mów prawdę – cedzi.
– Mogłem coś widzieć… czytać… schować… czy coś – przewraca oczami, uśmiechając się kpiąco, jednocześnie łypiąc złowrogo na Świstoświnkę, jakby to ona była temu wszystkiemu winna.
– Malfoy! Daj mi go – nakazuje ostro Harry, wyciągając ku niemu wolną rękę.
Chwila się przedłuża, Harry i Draco wpatrują się w siebie – a w zasadzie dwóch Draco Malfoyów patrzy na siebie z podobną złością, determinacją i urazą. Świstoświnka wodzi wzrokiem od ducha do twarzy tego udawanego Draco i wydaje się co najmniej zdezorientowana.
– Po co ci to? – pyta w końcu Draco, a jego pytanie przecina powietrze.
– Jak to „po co”? – obrusza się Harry, nie wierząc w to, co słyszy.
– No po co? Po prostu odpowiedz – wzrusza ramionami Draco, nie porzucając swojego chłodnego tonu i nienawistnego spojrzenia.
– No nie wiem, bo może chciałbym się dowiedzieć, co mi napisała?
– Zapewniam cię, że nic ciekawego – prycha Malfoy, uśmiechając się wzgardliwie.
– Czytałeś to?! – Harry jest oburzony. Ściska sówkę nieco za mocno i ta dziobie go w palec, aż Harry podskakuje – z zaskoczenia i bólu. Krew pojawia się na jego – Draco – szczupłym, bladym palcu. – Kurwa, no pięknie – syczy, ponownie mierząc Malfoya oskarżycielskim wzrokiem.
– Mogłem zerknąć. Przez przypadek.
– Do cholery, Malfoy, oddawaj to – warczy Harry. Świstoświnka wyswobadza się z jego dłoni i podlatuje do szafki obok Draco. Wpatruje się w niego z zainteresowaniem. Ten uśmiecha się do niej łaskawie, ignorując Pottera.
– Malfoy, kurwa, głuchy jesteś?!
– Ale powiedz mi: po co? – mówi Draco, przyglądając się sówce. Trzyma niematerialny palec nad jej łebkiem, a ta, zaciekawiona, próbuje dosięgnąć go dziobkiem.
– Nie odpowiedziałem ci już czasem? – denerwuje się Harry.
– Nie. Nie wystarczająco – odpowiada ze spokojem Draco.
– Po prostu chcę jej odpowiedzieć, dowiedzieć się, co pisała… Poza tym, do cholery, Malfoy! To jest list do mnie! Do mnie, rozumiesz? Czy muszę ci tłumaczyć, dlaczego chcę go dostać? Czy to nie jest logiczne? Ona się o mnie martwi…
– Nagle zaczęła? – wpada mu w słowo Draco, a jego szare, puste oczy przeszywają Harry’ego na wylot. Przez sekundę czai się w nich ból i uraza.
– Słucham? – duka Harry.
– Nagle zaczęła się martwić? Po kilku miesiącach?
– Ona… oni zawsze… – jąka się Harry, po raz pierwszy podczas tej rozmowy nie patrząc na Draco. Jeśli powie coś przeciwko Weasleyom, będzie czuł, że ich zdradził. Że oni wyciągają do niego pomocną dłoń, a on ją odtrąca… – Oni mnie kochają. Martwią się o mnie – mówi, jakby wypowiadał wyuczoną regułkę, patrząc niepewnie na Malfoya.
– Oczywiście – prycha Draco, wznosząc oczy ku sufitowi. – Nie potrzebujesz ich, Harry – mówi po dłuższej chwili, patrząc na niego z uwagą.
– To nieprawda – obrusza się.
– Nie potrzebujesz ich, ani ich zasranej miłości, ani sztucznej opieki. Niczego, potrafisz sam sobie poradzić.
– Nie, to nieprawda. Nie potrafię…
– Potrafisz, rozejrzyj się. Żyjesz, tak? Wszystko jest z tobą dobrze. Śpisz w nocy, nie dręczą cię od dawna koszmary… umiesz sobie radzić, więc nie rozumiem, po co masz jej odpowiadać, po co ci oni?
– Są moimi przyjaciółmi – obstaje Harry.
– Jesteś idiotą, Potter – warczy Draco, kręcąc głową.
– Daj mi ten list – powtarza z uporem, znowu wyciągając w jego stronę otwartą dłoń.
Malfoy opuszcza wzrok na książkę i milczy przez chwilę. Harry stoi z wyciągniętą ręką, czując coraz większe zwątpienie. Co ten Malfoy w ogóle sobie wyobraża? Weasleyowie mieli ciężki okres, to prawda, tak samo jak wszyscy po wojnie. Ale przecież zależy im na Harrym, a Harry’emu zależy na nich – są przyjaciółmi, kochają się, więc w czym problem? Dlaczego to Draco miałby o tym wszystkim decydować? Czy chce zasugerować, że Harry nie potrzebuje ich, bo sam dał sobie radę ze swoim życiem… że trafił do Malfoy Manor, czyli, w pewnym sensie, to Draco pomógł mu je ogarnąć? Dobry żart, Harry uśmiecha się w duchu, czując jeszcze większą złość. Oczywiście, Malfoy musi przypisać sobie jakieś zasługi. Draco otwiera książkę i wyciąga ją w stronę Harry’ego. Między okładką a ostatnią stroną spoczywa rozerwana koperta. Harry podchodzi do niego szybko i jednym gwałtownym ruchem bierze list, jakby obawiał się, że Draco cofnie dłoń. Odsuwa się szybko, a Malfoy wpatruje się w niego spode łba. Harry odwraca się do niego plecami i wyjmuje z koperty kartkę.
                                                                                
Drogi Harry!
Zastanawialiśmy się z George’em, czy nie zechciałbyś wpaść do nas któregoś dnia na obiad albo coś? Martwimy się o Ciebie. Przepraszam za moje ostatnie zachowanie.
Z pozdrowieniami,
Ginny i George, wraz z rodzicami

– I co? Nie mogłeś mi o tym powiedzieć? – pyta Harry, nie patrząc w stronę Draco. Czuje przyjemne ciepło na myśl o spokojnym obiedzie z Ginny i George’em, o wspólnych luźnych rozmowach, wspominaniu czasów Hogwartu, Gwardii Dumbledore’a.
– To wszystko zmienia, prawda? – odpowiada pytaniem Draco. Jego głos jest pełen zaciętości i chłodu.
– Co?
– Nagle chcesz być z nimi, nagle wydaje ci się, że są najlepszymi ludźmi na świecie – precyzuje oschle.
– Są cudowni…
– Że pomogli ci i zawsze to zrobią. Że tylko dzięki nim jesteś sobie w stanie poradzić – kontynuuje Draco.
– Pomogą mi – próbuje oponować Harry, ale jego słowa brzmią fałszywie, nieprzekonująco.
– A co robili przez ostatnie miesiące?
– To było… to było po wojnie. Było im ciężko – mówi cicho Harry.
– A tobie nie było? – odpowiada Draco ze złością.
– Przestań, Malfoy – Potter odwraca się gwałtownie w jego stronę. – Oni mi pomogą – mówi z uporem. – Kto inny może mi pomóc? No kto?! – krzyczy.
Draco wpatruje się w niego martwym wzrokiem. Niczego nie można wyczytać z jego twarzy. Przez jego przezroczyste ciało widać ciemny materiał kanapy, a przez głowę prześwitują półki, wypełnione po brzegi książkami. Spojrzenie Draco pozostaje puste, ale nie beznamiętne, nie. Wyjątkowo nie. Harry boi się tego wzroku, bo nie potrafi go zrozumieć, bo widzi w nim coś zbyt mrocznego…
– Ty – mówi w końcu Draco, po niesamowicie długiej ciszy. Odwraca wzrok, wpatruje się w Świstoświnkę, ale wydaje się, że tak naprawdę jej nie dostrzega.
Harry odwraca się do niego plecami po raz drugi w ciągu ostatnich pięciu minut. Nie może już na niego patrzeć. Jest wściekły i zirytowany, chce wyśmiać zachowanie Malfoya. Chce powiedzieć mu tak wiele bolesnych rzeczy, ale jednocześnie… żadne takie nie przychodzą mu do głowy.
– Co zamierzasz zrobić, Potter? – zatrzymuje go zirytowany głos Draco, kiedy już stoi przy drzwiach.
– Iść do nich i spędzić miło czas – odpowiada Harry z mocą.
Czeka jeszcze na odpowiedź, ale ta nie nadchodzi. Może mógłby się odwrócić i wtedy… wtedy dostrzegłby zawód na twarzy Draco. Ale nie robi tego. Świstoświnka podlatuje do niego i siada mu na ramieniu, a Harry wychodzi.

***

Kilka godzin później, kiedy już znajduje się w swojej postaci, staje w kominku w salonie Malfoyów i mówi wyraźnie: „Nora”, przyciskając Świstoświnkę do piersi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz