wtorek, 8 listopada 2011

Duch - Rozdział 17


Rozdział 17 – Podglądacz

             Sen powoli się rozmywa, splatając z rzeczywistością. Odległe dźwięki deszczu padającego za oknem, docierają do niego jakby z oddali. A później, z każdą sekundą, stają się coraz bliższe, coraz wyraźniejsze – wszystko dochodzi do niego w zwolnionym tempie. Wszystko, łącznie ze wspomnieniami wczorajszego dnia. Obrazy powoli formują mu się w wyobraźni. Jest trzęsąca się Narcyza i jest też lodowata, niematerialna dłoń Malfoya na ramieniu Harry’ego. Ostrożnie otwiera oczy i przeciąga się na łóżku. Pokój jest rozmyty i niewyraźny. Co się, u licha, stało z jego wzrokiem?
            - Przyniosłem ci okulary – słyszy głos Malfoya.

            Wytrzeszcza spojrzenie, ale nadal nie może nic dostrzec. Zaczyna macać ręką na oślep łóżko, a gdy ono się urywa, rozpoczyna macanie szafki. Nagle czuje okulary na własnym nosie. Przez chwilę lodowate dłonie Malfoya dotykają jego skóry i wydaje mu się, jak gdyby po jego skroni spływały strużki lodowatej wody. Sekundę później jednak wrażenie znika, a on poprawia okulary i widzi przed sobą przezroczystą postać Malfoya.
            Rozgląda się po pokoju. Ciężkie zasłony są nieco odsunięte, wpuszczając do środka niewyraźny snop światła. Większość pomieszczenia zajmują rozległe półki i regały, z setkami książek i dziwnych przedmiotów, połowy których zastosowania Harry nie potrafiłby odgadnąć. Dostrzega złoty znicz i rękawice do quidditcha, jakieś fiolki do eliksirów i słoiki pełne różnokolorowych roślin i kamieni. Kilka miejsc jest pustych, jak gdyby usunięto z nich coś i nawet nie próbowano tej pustki czymkolwiek zapełnić. Na lewo od łóżka, w rogu pokoju, przy szczelnie zasłoniętym oknie, stoi ogromne, idealnie wysprzątane biurko.
Malfoy stoi przy drzwiach prowadzących do garderoby i przygląda się Harry’emu badawczo.
- Dzięki – mówi cicho Harry, nie bardzo wiedząc, czego ten od niego oczekuje.
            - Dlaczego zostawiłeś moją różdżkę w domu? – Wygląda na to, że nie o to chodziło Malfoyowi. Z jego przezroczystej twarzy nie można odczytać żadnych emocji, ale Harry czuje w jego głosie zaniepokojenie.
            - Tak po prostu – wzrusza ramionami, podnosząc się do pozycji siedzącej. Dopiero teraz spostrzega, że ma na sobie czarne lakierki Malfoya, w tej chwili będące nieco za duże, a także spodnie i wymiętą do granic możliwości białą koszulę. Podnosi na Malfoya przepraszające spojrzenie.
            - To znaczy? – drąży Malfoy, udając, że nie zauważył tego, jak Harry sprofanował jego ubrania. – Nie mówiłeś czasem, że czujesz się z nią lepiej, Potter?
            - To prawda. Ale… czasem po prostu jej ze sobą nie zabieram… – odwraca na chwilę wzrok, szukając odpowiednich słów. – Nie chcę się uzależnić.
            - Uzależnić? – prycha Malfoy, ale zażenowanie nie dosięga jego oczu, które pozostają skupione i poważne.
            - Uzależnić – powtarza Harry – od magii, którą wciąż ma w sobie. Jak mam ją ze sobą, to wszystko jest w porządku. Wręcz cudownie! Wiadomo, nie mogę jej używać ani nic, ale mogę ją poczuć. Dodaje mi sił, czuję ją całym ciałem, niemalże we krwi. A później, gdy ją odkładam, mam poczucie, jakby wszystkie siły nagle ze mnie uleciały. To jak narkotyk. – Patrzy poważnie na Malfoya. – Muszę przecież umieć żyć bez tego. Tak, jak już się tego nauczyłem…
            - W porządku – wzrusza tylko ramionami Malfoy, jak gdyby cały ten wywód niewiele go obchodził.
Harry czuje się niemalże urażony. Już dawno postanowił, że, w tej sytuacji, trzymanie Malfoya na dystans nie ma żadnego sensu – wręcz przeciwnie, jest zgubne i bezsensowne. Otworzenie się przed nim – choć częściowo – nie powinno mu zaszkodzić. Chciałby tylko, żeby Malfoy przyjął podobną taktykę. Mimo wszystko, Harry czuje, że maska, którą nakłada Malfoy, nie jest prawdziwa; i choć ten udaje, że nic go nie obchodzi, Harry wie, że to nieprawda. Widzi to w jego skupionym spojrzeniu, kiedy Malfoy przemieszcza się na drugą stronę pokoju – zupełnie bez sensu, bez celu. Jakby przetwarzał w myślach słowa Harry’ego.
- Powinieneś się wykąpać, Potter – mówi nagle, zatrzymując się na środku pomieszczenia i taksując Harry’ego wyniosłym spojrzeniem. – Ale mógłbyś się pospieszyć – parska, widząc powolne ruchy Harry’ego – bo za jakąś godzinę powinieneś być na dole na… no, powiedzmy – drugim śniadaniu.
            - Drugim śniadaniu? Za godzinę? Ale… – Harry czuje się przez chwilę tak, jakby stracił jakiekolwiek poczucie czasu czy rzeczywistości. Patrzy na Malfoya, który najwyraźniej jest rozbawiony jego rozkojarzeniem. – Malfoy, która jest godzina?
            - Dochodzi pierwsza – wskazuje na staromodny zegar, wiszący nad drzwiami wejściowymi.
            - Pierwsza?! – wykrzykuje Harry. – Co z Narcyzą? Gdzie… czy wszystko z nią w porządku?
            - Tak, Potter. Przed chwilą sprawdzałem; dopiero się obudziła. Ona też miała ciężką noc – posyła Harry’emu spojrzenie pełne nagany, jakby tamten wcale o tym nie wiedział. – W mojej łazience są jakieś ręczniki. Ubrania… – wzdycha z teatralnym zrezygnowaniem – wybierz sobie z mojej garderoby. Eliksir jest na szafce w łazience.
            Harry czuje się jak w jakiejś grze. Albo na prawdziwej misji – ten, który mu ją zlecił, wydaje mu tylko krótkie wskazówki pełne niedomówień, torując przed nim drogę, wskazując odpowiednią ścieżkę, jednak nie usuwając z niej grożących mu niebezpieczeństw. Dopiero teraz zauważa dębowe drzwi, ukryte za jednym z regałów.
- Skrzaty tu nie wejdą? – pyta podejrzliwie.
- Spokojnie, Potter. Nikt nas nie nakryje – prycha Malfoy. Napotykając oburzone spojrzenie Harry’ego, wywraca oczami i dodaje poważniej. – Skrzaty nie mają wstępu do prywatnych komnat. Chyba że za oficjalnym pozwoleniem.
Ponownie garderoba Malfoya przyprawia go wręcz o zawrót głowy – takiej ilości ubrań spodziewałby się po Hermionie… a może nawet nie po niej. Ale Malfoy? Chociaż, jeśli by się nad tym głębiej zastanowić, ten fakt wcale nie powinien być dla Harry’ego aż tak szokujący. Bierze pierwsze z brzegu gładkie, czarne spodnie i kolejną białą koszulę, tym razem w cieniutkie, zielone prążki, i wychodzi z garderoby, tylko po to, żeby zaraz wycofać się do niej z powrotem, pod groźnym spojrzeniem Malfoya.
            - Cóż za kreatywność, Potter – syczy, uśmiechając się z zażenowaniem. – Który to już dzień z rzędu ubierasz się w ten sam sposób?
            - Malfoy, naprawdę mnie to nie obchodzi… – wzdycha z rezygnacją Harry, opierając się o półkę.
            - Ciebie może nie, ale przypominam ci, że – wywraca szarymi oczami i zaczyna wyliczać na palcach – to jest moje ciało, udajesz mnie, a nie siebie, czyli poczucie stylu byłoby w tym wypadku bardziej niż wskazane… bezcześcić, to możesz swoją własną, żałosną osobę… daruj sobie komentarze, Potter. Obaj wiemy, że to prawda. Ponadto: z pewnością będzie to obchodzić moją matkę, gdy w końcu zauważy, że jej syn ubiera się w nienaturalny nudny sposób. Z biegiem czasu na pewno skrzaty też coś zwęszą. Nawet one nie są na tyle głupie, by nie zauważyć, że w stroju Draco Malfoya zabrakło dawnej finezji. Tak więc, reasumując, Potter, pozwól, że wskażę ci odpowiednie ubranie.
            Harry nie potrafi zdobyć się na nic innego, niż tylko gapienie się z niemal rozdziawionymi ustami na Malfoya. Ten podchodzi do jednej z półek i wskazuje mu ciemnoszarą szatę, wiszącą na wieszaku.
            - Ugotuję się w tym, Malfoy – warczy Harry, wręcz zrywając szatę z wieszaka.
            - Nie żartuj sobie, Potter. Zobaczysz, jak ci będzie w tym dobrze – uśmiecha się zawadiacko.
            - Dobra, a co pod to? – pyta ze znudzeniem, odkładając na miejsce koszulę.
            - Pod to…? – Malfoy wydaje świetnie się bawić. Mierzy Harry’ego przenikliwym wzrokiem od stóp do głów. – Po co cokolwiek zakładać pod spód?
            - Nie zakładam tego – oświadcza stanowczo Harry.
            - Och, daj już spokój, Potter! – irytuje się Malfoy. – Jeśli gustujesz w rajstopach, to proszę bardzo. Jeżeli wolisz spodnie – droga wolna. Pod spód zakłada się cokolwiek zechcesz. Żyjesz w świecie czarodziejów dziesięć lat i jeszcze tego nie wiesz? – przewraca oczami. – No już, Potter. Pospiesz się.
            - To takie puste, Malfoy – warczy Harry, z powrotem bierze koszulę i mierzy Malfoya gniewnym wzrokiem. Wydaje mu się, że to wszystko, ta cała farsa, jest wręcz żałosna w porównaniu z wydarzeniami ostatniej nocy. Że dbanie o swój wygląd świadczy o głupocie, a nie poczuciu dobrego stylu czy też własnej godności. Nie, nic z tych rzeczy. Malfoy chyba rozumie, co ma dokładniej na myśli Harry, bo marszczy lekko brwi, a w jego oczach przestają być widoczne rozbawione iskierki. A może Harry się myli? Może podejście Malfoya jest dobre – żyć tak, jakby nic się nie stało? Jakby w pokoju, piętro niżej, wcale nie leżała umierająca matka i jakby wcale nie brakowało sposobu na jej uratowanie. Jakby wcale nie dzielił domu z odwiecznym wrogiem… Jakby wcale nie umarł.
            Obserwuje, jak Potter ze zrezygnowaną miną wychodzi, trzymając w rękach ubrania. Szura butami, które wydają się na niego o co najmniej rozmiar za duże. Domyśla się, co miał na myśli Potter, mówiąc o pustce tego wszystkiego. Jednak postanawia mieć w głębokim poważaniu opinię tego idioty. Sam doskonale jest świadomy tego, co robi i co czuje – co jest dobre i odpowiednie, a co nie.
Podąża za Potterem – najpierw samym wzrokiem, odprowadzając go aż pod samą łazienkę. Ma ochotę odwrócić spojrzenie, kiedy ten nagle patrzy na niego przez ramię, a zielone oczy wydają się głębsze i bardziej hipnotyzujące niż kiedykolwiek wcześniej. Gdy Potter zamyka za sobą drzwi, Malfoy czuje wręcz ulgę. Ostatnie kilka godzin spędził przy łóżku swojej matki, musząc trzymać się cały czas na baczności, pilnując, żeby nie przyłapał go żaden opiekujący się nią skrzat. Co jakiś czas zaglądał też do Pottera, aby upewnić się, że wszystko z nim w porządku i że nie zrobi żadnego głupstwa. Ale ten spał jak zabity, wycieńczony nocą, bezwstydnie wtulając się w poduszki Draco i mrucząc do siebie coś przez sen. To takie dziwne – Potter w Malfoy Manor, w sypialni Draco Malfoya… Ogólnie – Potter udający Malfoya, robiący coś dla niego bez żadnych korzyści dla samego siebie. Ale z drugiej strony, to takie typowe dla Złotego Chłopca – umartwianie się dla dobra innych. I takie nieodpowiednie, ale równie typowe, ze strony Malfoya – wykorzystywanie ludzi zbyt naiwnych i dobrych, żeby mogli mu odmówić nawet najgorszych rzeczy.
            Kiedy Draco przenika przez ścianę – ale tylko odrobinę, tak, by pozostać niezauważonym – Potter stoi przy umywalce. Z kranu cieknie słaby strumień wody, a głowa Pottera jest nisko pochylona. Jego barki drgają, wstrząsane stłumionym szlochem. Kiedy podnosi głowę, w lustrzanym odbiciu ukazuje się zaczerwieniona twarz i strużki łez, spływające po policzkach. Zielone oczy ukryte są za mokrymi szkłami okularów. Potter wpatruje się w swoje odbicie dobre kilka, może kilkanaście minut. Nie porusza się ani razu – po prostu patrzy, wprost na siebie, jakby próbował dostrzec we własnym odbiciu coś, czego nigdy wcześniej nie widział, a może powinien zobaczyć już bardzo dawno temu. W końcu ściąga okulary i odkłada je na umywalkę. Nabiera wody w dłonie i ochlapuje sobie twarz. Draco myśli, że Harry Potter stanowczo za dużo płacze jak na dorosłego mężczyznę. Jak na bohatera wojennego. Myśli, że Harry Potter w ogóle jest zbyt zagubiony i przestraszony jak na zbawcę czarodziejskiego świata. Tymczasem Potter opuszcza rękawy koszuli, odpina powoli guziki na mankietach i zabiera się za te pod szyją. Patrzy wciąż na swoje odbicie, ale teraz, bez okularów, prawdopodobnie nie widzi nawet konturów swojej twarzy. Kolejne guziki zostają odpięte i Potter ściąga koszulę. Mięśnie pleców naprężają się, a po chwili rozluźniają, kiedy zdejmuje z siebie za ciasne na niego, pogniecione ubranie. Odrzuca je bezceremonialnie na podłogę. Buty ściąga, nawet nie rozwiązując sznurowadeł. Nogawki spodni też są zbyt wąskie na jego dość umięśnione uda. Zsuwa je powoli, wywijając jedną z nich na lewą stronę, ale zupełnie się tym nie przejmuje. Kiedy ściąga bieliznę, pozostają mu już tylko skarpetki, które zdejmuje, zaczepiając je palcami stóp i ciągnąc w dół.
            Harry Potter nie jest idealny.
            Draco mógłby w nieskończoność rozwodzić się w myślach nad jego niską posturą, nad szerokimi barkami, nieproporcjonalnymi wobec wąskich bioder. Mógłby stworzyć wręcz niesamowicie długą listę rzeczy, które zmieniłby w Harrym Potterze, zaczynając od zbyt umięśnionych ud, a na ohydnej bliźnie i okrągłych okularach kończąc. Mógłby także wspomnieć o ciemnych włosach na jego podbrzuszu, których Draco zapewne by się pozbył, gdyby tylko sam takie posiadał. Jednak, mimo tego wszystkiego, nie odwraca wzroku, nie odchodzi, nie zostawia Pottera w spokoju, tylko wodzi za nim spojrzeniem, próbując wyłapać każdy jego szczegół – lepszy czy też gorszy… każdy.
           Kiedy Potter chodzi, mięśnie jego okrągłych pośladków poruszają się w nieprecyzyjny, niedbały sposób, sprawiając, że biodra poruszają się w lewo i w prawo – jak u kobiety. Kłóci się to z jego – choć zdecydowanie nieświadomym – rzucaniem barkami na boki. Nie wchodzi do wielkiej wanny, tylko, odsuwając uprzednio specjalnie zaczarowaną kotarę, do rozległego brodzika wyłożonego białymi kafelkami brodzika, z którego ścian wystaje kilkanaście srebrnych kranów w kształcie głów węży. Przez chwilę Potter stoi nieruchomo, drapiąc się po boku i zdaje się przyglądać im wszystkim, choć, prawdopodobnie, widzi jedynie rozmazane plamy. W końcu podchodzi niezdarnie do najbliższego i kilka sekund szuka gałki. Kiedy przez przypadek uruchamia wodę, wpadając nadgarstkiem na wystający ogon węża, wręcz odskakuje, przestraszony. Draco ma ochotę donośnie parsknąć – tak, żeby Potter usłyszał go, dobrze i wyraźnie, i nie miał wątpliwości co do tego, że Draco Malfoy jest nim wprost zażenowany.
            Najpierw Potter wystawia dłoń i pozwala, żeby ciepły strumień wody spłynął po niej, wzdłuż przedramienia, aż do łokcia, a tam zatrzymał się i zaczął spadać w dół, na jego stopy i kafelki. Później wyciąga drugą dłoń i robi z nią dokładnie to samo, jakby dopiero powoli zaczął oswajać się z tym uczuciem, z ciepłem wody. Przemywa sobie twarz i przeczesuje mokrymi dłońmi włosy. Są gęste i w jeszcze większym nieładzie niż zazwyczaj. Przygładza je następną falą wody, nie pozwalając, by jakikolwiek kosmyk wchodził mu do oczu. Mokrymi dłońmi obmywa barki i klatkę piersiową, po czym robi krok naprzód i strumień wody spływa po całym jego ciele. Od szyi, po klatce piersiowej, brzuchu, zataczając mokrą ścieżkę na udach i łydkach. Potter odwraca się i strumień rozpryskuje się na jego łopatkach. Odchyla głowę do tyłu, zamykając oczy. Woda oblewa mu zaciśnięte wargi. Zakrywa twarz dłońmi. Draco nie może powstrzymać wzroku, kierującego się w dół. Z dala od twarzy. W dół – niżej od szyi, naprężonych mięśni brzucha, czarnego paska mokrych włosów na podbrzuszu. Strużki wody znikają w kręconych włosach łonowych, by później, po kilku ułamkach sekundy, spłynąć po członku. Draco unosi brew. Gdyby tylko było to możliwe, zapewne miałby teraz wstrzymany oddech. Oglądać Harry’ego Pottera w takiej sytuacji. Czuje się niczym zboczony podglądacz albo jakiś bezwstydny dziennikarz pokroju Rity Skeeter, który dla zdobycia szokujących informacji, zrobi wszystko. Ale przecież Potter jest obecnie w jego domu. W jego łazience. Pod jego prysznicem. Chyba nie powinien mieć wyrzutów sumienia…? Draco dałby naprawdę wiele za to, żeby Potter zobaczył teraz jego minę – drwiące wykrzywienie warg i uniesioną z wyższością brew. Ale, oczywiście, jest to niemożliwe.
            Potter sięga do szklanej półki, zawieszonej między kolejnymi kranami, na której wyłożone są wszelkiego rodzaju mydła, płyny, szampony, gąbki i szczotki. Bierze mydło pierwsze z brzegu – całkowicie zwyczajne, białe. Nie czekając na nic, namydla nim ciało. Zaczyna od rąk. Jedna dłoń myje drugą, przesuwając się w górę, wzdłuż przedramienia, aż do samego barku. Następnie przenosi się na szyję i klatkę piersiową. To samo robi z drugą ręką. Zwyczajne, ludzkie czynności. Przestają jednak one mieć ten zwyczajny, codzienny charakter, kiedy Potter odkłada mydło z powrotem na półkę i namydlonymi dłońmi przejeżdża po podbrzuszu, udach, penisie i jądrach. Ciemne włosy łonowe pokrywają się mydlaną pianą, a członek wygląda niemal lśniąco. Pochyla się i przemywa łydki i stopy. Czy naprawdę każdy ruch Pottera jest tak perwersyjnie erotyczny i wysublimowany, czy Draco tylko się wydaje? Przecież Potter nie ma prawa wiedzieć, że jest obserwowany. Patrzy przed siebie tymi swoimi nic nie widzącymi, zielonymi oczami, i odwraca się znowu przodem do prysznica. Struga wody obmywa go z mydlin.
            Draco nie ma pojęcia, jak długo Potter po prostu stoi, opierając się obiema rękami o ścianę, trzymając dłonie po dwóch stronach kranu. Nagłe przejaśnienie, padające kolorowym blaskiem przez witraże, umieszczone pod samym sufitem, oświetla mokre plecy i pośladki Pottera. Draco nie ma także pojęcia, o czym myśli w tej chwili Potter. Czy może znowu płacze? A może właśnie wręcz przeciwnie – w jakiś sposób pochwycił myśli Malfoya i postanowił być już twardy i mniej płaczliwy? Draco chciałby wierzyć, że on sam nie zachowywałby się tak jak Potter, gdyby znalazł się w jego sytuacji. W zasadzie – byłoby to bardzo możliwe. Bo Draco po prostu stłumiłby tę sytuację już na początku – nie byłby takim altruistycznym głupcem jak Potter i nie zgodziłby się na swoją własną propozycję. Na propozycję ducha, Draco Malfoya, dawnego śmierciożercy, który, choć zmienił strony, wciąż pozostawał dawnym wrogiem Pottera.
Naprężone mięśnie drgają, kiedy Potter zakręca w końcu kran i wychodzi z brodzika. Z rękami wyciągniętymi przed siebie, bez skrupułów, nagi i mokrusieńki, przechodzi przez całą łazienkę, zostawiając na ciemnozielonych kafelkach mokre ślady stóp. Chwyta duży, biały ręcznik i zaczyna przecierać nim włosy. Kiedy nie kapie z nich już woda, wyciera resztę ciała. Draco nie może przestać na niego patrzeć. Nigdy by nie pomyślał, że kiedykolwiek będzie tęsknił za tak przyziemną czynnością, jaką jest codzienna kąpiel. Czuje dziką zazdrość, mieszającą się ze złością. Podczas gdy Potter bez problemów może się kąpać i przebierać, Draco na wieki musi pozostać w ubraniu, w którym został zabity, nie mogąc nawet rozpiąć jednego guzika czy podwinąć rękawów. Nawet nie zauważa, kiedy Potter przewiązuje ręcznik w pasie i sięga po okulary.
            - Malfoy!?
            Draco jest więcej niż zażenowany. I zszokowany faktem, że dał się przyłapać Potterowi. Przez chwilę mierzą się tylko spojrzeniami, a Draco przywołuje na twarz najbardziej obojętny wyraz, na jaki tylko go stać.
            - Potter? – uśmiecha się podle, unosząc brew.
            - Jak… ty dupku! – wybucha Potter, zaciskając mocniej ręcznik. – Jak długo tu jesteś?!
            - Pomyślmy… – zastanawia się teatralnie Draco, wędrując spojrzeniem ku sufitowi. – Jakieś… dwie minutki? – kąciki jego ust unoszą się w niewinnym uśmieszku.
            - Kurwa – syczy Potter, odwracając się do niego plecami. Ma zarumienione policzki. Draco nigdy w życiu nie widział go takiego.
            - Uspokój się, Potter. Przyszedłem, żeby kazać ci się pospieszyć. Moja matka na ciebie czeka. – Widzi wściekły wzrok Pottera w lustrze. Robi zdziwioną minę, posyłając mu oburzone spojrzenie. – Chyba nie sądzisz, że przyszedłem tu, żeby cię podglądać?
            Spojrzenie Pottera świadczy o tym, że właśnie tak sądzi. Cóż, Draco w sumie nie powinien mu się dziwić. Nie zamierza jednak potwierdzać jego przypuszczeń.
            - Chciałbyś, Potter – syczy.
            - Zapomnij, Malfoy – odgryza się. – Zaraz zejdę. – Chwila przedłuża się, a Draco nie odchodzi. Natomiast Potter nie rusza się, wciąż opierając się o umywalkę. W końcu podnosi wzrok do lustra i taksuje nim Malfoya. – Zamierzasz stąd wyjść czy dalej mnie podglądać?
            - Och, wybacz. Nie mogłem się powstrzymać – wywraca oczami Draco, obrzuca Pottera ostatnim, zalotnym spojrzeniem i wraca przez ścianę do sypialni. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz