poniedziałek, 30 listopada 2009

Czyściec - Fragment 7


Co się z tobą dzieje? Wygląda na to, że byle bzdura może wytrącić cię z równowagi. Czy naprawdę już świrujesz? Jest z tobą aż tak źle? Masz dość tej oślepiającej bieli, tych nieznajomych postaci, głupich uśmieszków i ogólnie całej tej beznadziei… Jeżeli wcześniej wiedziałbyś, że tak właśnie będzie wyglądać „życie” po śmierci, to nigdy byś nie umierał. Zatrzymał Kamień Filozoficzny dla siebie i…
To wspomnienie uderza w ciebie z dziwną, niepokojącą siłą i przez chwilę dochodzisz do siebie, mrugając oczami i chwiejąc się, próbując utrzymać równowagę. Rozglądasz się nieprzytomnie dookoła, a twój wzrok zatrzymuje się na rozmazanej postaci stojącej na środku drogi.
– Kim jesteś? – pytasz bez ogródek, zastanawiając się, czy to może Aaron, czy ktoś zupełnie inny.
– Kim ty jesteś? – odpowiada pytaniem na pytanie… dziewczyna. Tak, to typowo kobiecy głos, głęboki, a zarazem cienki.

– Simon – mówisz bez zastanowienia – a ty? Nowa? – zgadujesz, a nieznajoma mruczy niewyraźnie coś, co chyba ma być potwierdzeniem. – Witam w… czyśćcu.
– Gdzie? – niemal piszczy dziewczyna.
– W czyśćcu, miejscu do którego po śmierci trafiają czarodzieje – mówisz ze spokojem, podchodząc nieco bliżej do nieznajomej, która natychmiast się cofa.– Spokojnie – powtarzasz nieco przyjaźniejszym głosem. – Nic ci nie zrobię.
– Dlaczego… dlaczego ty… – jąka się, nie mogąc wydusić z siebie kolejnych słów. Wydaje się, że zaraz się rozpłacze, bo jej oddech przyspiesza.
– Słuchaj, uspokój się, nic ci nie grozi. Uspokój się, to wszystko ci wytłumaczę – zapewniasz ją łagodnie, trochę zdezorientowany jej reakcją. Nie za bardzo wiesz, co powinieneś robić, jak ją pocieszyć.
Po dłuższej chwili dziewczyna w istocie się uspokaja, jednak nie ufa ci na tyle, by pozwolić się do siebie zbliżyć. Siada na poboczu dróżki, jakby nie ufała swoim nogom i bała się, że może zaraz stracić równowagę. Natomiast ty nie starasz się już do niej podejść, tylko zachowujesz bezpieczną odległość, siadając w miejscu, w którym stałeś, obok ogrodzenia domu Josha.
– Ja też byłem zagubiony, kiedy tu trafiłem – przyznajesz, decydując, że będziesz jak najbardziej wyrozumiały dla nieznajomej. – Bałem się ludzi, czyli rozmazanych, niewyraźnych postaci, takich jak ja. Jesteśmy tacy, ponieważ tu, w tym całym czyśćcu, chodzi o to, żebyśmy pozbyli się wszelkich uprzedzeń, które ograniczały nas, kiedy… żyliśmy.
– Rozumiem – mówi cicho dziewczyna. – Czyli my znaliśmy się w… przeszłości, tak?
– Tak – potwierdzasz.
– To całkiem logiczne, ale również… straszne – stwierdza nieznajoma ze strachem.
– Tak – powtarzasz znowu.
– I już zawsze tak będzie? – pyta, a w jej głosie wyczuwasz obawę i niepewność.
– Nie. Z czasem, jak będziesz poznawać nowych ludzi i zacieśniać z nimi więzi, wszystko będzie nabierać barw, a ty będziesz sobie przypominać różne fakty z przeszłości.
Dziewczyna nie odpowiada, jakby nad czymś się zastanawiała.
– Ja… ja nawet nie pamiętam swojego imienia – mówi w końcu cicho.
– Tak, to normalne – odpowiadasz szybko, zbliżając się do niej, jednak ona natychmiast się odsuwa. – Nie bój się mnie. Siedzę w tym tak, jak ty…
– I tak ci nie ufam – oświadcza stanowczo.
Nic nie odpowiadasz. Ty od razu zaufałeś Annie, nawet nie zastanawiając się nad tym, że mogłaby cię oszukać, a teraz ta dziewczyna…
– Skąd masz to imię? – pyta, przerywając twoje rozmyślania.
– Anna mi je dała.
– Kto? – w jej głosie znowu pojawia się ta obawa.
– Anna, taka dziewczyna. – Uświadamiasz sobie, że nie zabrzmiało to zbyt inteligentnie. – Mogę ci ją… przedstawić – proponujesz. – Innych też – dodajesz, uśmiechając się delikatnie. – A imię możesz sobie sama wymyślić.
– Sama? Obojętnie jakie?
– Tak.
Przez chwilę między wami panuje cisza i z irytacją przypominasz sobie te wszystkie chwile, kiedy to poznawałeś nowych ludzi i za każdym razem zapadało między wami to nieprzyjemne milczenie. Teraz jednak jest nieco inaczej. Jesteś pełen podziwu dla tej dziewczyny, starasz się też opanować gniew, jaki szaleje w tobie od dłuższego czasu i skupiasz na nieznajomej wszystkie swoje pozytywne emocje, starając się być jak najmilszym i wyrozumiałym. Rozumiesz jej zagubienie i nie dziwisz jej się.
– Sophie – oznajmia w końcu.
– Sophie? Dlaczego właśnie tak?
– To oznacza mądrość – odpowiada z dumą.
– Ach.
Dziewczyna wstaje z ziemi i wydaje ci się, że otrzepuje swoje ubranie, po czym spogląda na ciebie i nagle odskakuje do tyłu.
– Sophie? Sophie! Co się stało….
– Simon, jesteś jakiś… wyraźniejszy – mówi ze strachem.
– Och, aż taki jestem straszny? – udajesz obrażonego i podchodzisz do niej.
– Nie, tylko… – Rzeczywiście, dla ciebie również jest wyraźniejsza. Nastąpiło to szybciej, niż w wypadku innych osób i domyślasz się, że musiała być dla ciebie kimś ważnym, może ważniejszym niż pozostali? Nie potrafisz sobie jednak niczego przypomnieć i tylko wpatrujesz się w Sophie. Widzisz już jej zarys, a także usta. Uśmiecha się teraz niepewnie, a ty odwzajemniasz ten uśmiech. W jakiś sposób te wargi są ci znane…
– Jestem strasznie zmęczona – mówi nagle, sennym głosem.
– To normalne – odpowiadasz ze spokojem. – Na początku co chwilę będziesz senna, szybko będziesz się męczyć, ale z czasem to się zmieni – zapewniasz ją miękko.
Sophie nie odpowiada, tylko kiwa powoli głową.
– Zaprowadzę cię do mojego domu, dobrze? Zaraz tu zaśniesz… Kiedy się obudzisz poszukamy ci jakiegoś mieszkania. – Chwytasz ją w pasie, na co dziewczyna wyraźnie się napina. Wydaje się jednak, że jest na tyle zmęczona, że nie ma siły zareagować.
– Dobrze, ale zaraz, jak tylko wzejdzie słońce – mówi sennym głosem.
Nic nie odpowiadasz, ściskając ją mocniej.
„Kiedy wzejdzie słońce…”

                                                                       ~~*.*~~

Kładziesz Sophie na swoim łóżku i nakrywasz ostrożnie kołdrą, zastanawiając się przy okazji, czy nie powinieneś zdjąć jej butów… jeżeli w ogóle takowe ma. Postanawiasz w końcu nie zdejmować jej niczego, nie chcąc jej przestraszyć. Ze zdziwieniem stwierdzasz, że również czujesz się nieco zmęczony, a to uczucie jest takie nowe i nieznane. Próbujesz przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz spałeś i w końcu stwierdzasz, że musiało już minąć dobrych parę dni od twojego ostatniego snu.
Siadasz przy łóżku i opierasz głowę na przedramionach, wpatrując się w śpiącą postać. Próbujesz zlokalizować na jej twarzy coś więcej niż tylko usta, ale reszta wydaje się być objęta czymś na kształt jakiejś przeklętej cenzury. Wargi Sophie wyglądają na bardzo delikatne, może wręcz kruche. Mają odcień delikatnego różu i jesteś wzburzony, że wcześniej tego nie zauważyłeś. Ten kolor… Jest taki cudowny i prawdziwy. Tak różny od tego, jaki zwykłeś tu oglądać. Niemal może się równać w głębokim błękitem oczu Luny. Wiedziony instynktem podnosisz kciuk i dotykasz niepewnie ust dziewczyny. Okazują się miękkie i wyjątkowo gładkie i przez chwilę masujesz je w zamyśleniu. A później… nie wiesz nawet jak i kiedy, nachylasz się nad nią i nakrywasz te wargi swoimi własnymi. Zatapiasz się w tym rozkosznym uczuciu, które okazuje się być jeszcze silniejsze, niż byś się tego spodziewał. Odrywasz się po chwili od Sophie, oszołomiony mocą tego doznania i przez moment jeszcze wpatrujesz się w nią oniemiały. Po twoim ciele rozlewa się jakieś dziwne, przyjemne uczucie, które wydaje się wypełniać każdą twoją komórkę, każdy nerw, każdy milimetr twojej skóry. Wstajesz i przenosisz się na kanapę, wciąż obserwując bacznie dziewczynę. Układasz głowę na łokciu, starając się nie zasnąć, jednak zmęczenie daje ci się we znaki…

– DUDLEY! PANIE DURSLEY! CHODŹCIE I POPATRZCIE NA TEGO WĘŻA! NIE UWIERZYCIE, CO ON ROBI!

– Niektórzy opowiadają, że umarł. Ja uważam, że to bzdura. Skoro już prawie nie był człowiekiem, to niby co w nim miało umrzeć? Inni mówią, że wciąż gdzieś tu jest i tylko czeka na odpowiedni moment.

– Dzięki, ale chyba sam potrafię ocenić, kto jest gorszy.*

Nagle coś brutalnie wyciąga cię ze świata snu…         

______________
* Fragmenty pochodzą z książki „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” J.K. Rowling.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz