piątek, 20 listopada 2009

Czyściec - Fragment 5


– Rozmawiałeś wczoraj z Joshem?
Spoglądasz na Aarona, uzmysławiając sobie, że to nie było pytanie, a raczej stwierdzenie. Zastanawiasz się, czy ten fakt spodobał mu się, czy raczej nie bardzo. Wzdychasz przeciągle, przerzucając kartki w książce, która nagle pojawiła się na twojej półce. Emily mówiła, że tak dzieje się wtedy, gdy człowiek jest na coraz lepszej drodze. Tak samo, jak z niebem czy ludźmi.
– Tak, a co?
– To świr – mówi bez ogródek, rozciągając się na kanapie.

Jest jedną z niewielu postaci w tym świecie, która nadal pozostaje dla ciebie zupełnie zamazana, niewyraźna, tak jak podczas waszego pierwszego spotkania. Wydaje ci się, że to się nigdy nie zmieni, ale jakoś nie jest ci z tego powodu jakoś bardzo żal.
– Dlaczego tak uważasz?
– Gdy się tu pojawił był cichy i spokojny, zaszywał się w jakiś odległych miejscach i rozmawiał tylko z tą świruską, Sarą…
– Luną. I ona nie jest świruską – bronisz dziewczyny. Aaron wydaje się najpierw być w szoku, a po chwili zaczyna się śmiać.
– Nie wiem, jak naprawdę ona ma na imię, ale widzę, że się z nią zaprzyjaźniłeś – kpi z ciebie. – Oby tak dalej, Simon.
– Harry – poprawiasz go, czując jak coś się w tobie gotuje.
– Przestań tak gadać, bo i tak nic nie rozumiem – odpowiada rozdrażniony. – Widzę, że nie dogadamy się. – Odwraca się i wychodzi bezceremonialnie.
Jeszcze przez chwilę rozkoszujesz się tym nowym, nieznanym ci od dłuższego czasu, uczuciem złości, a gdy już mija… wracasz do lektury. Bo przecież nie będziesz się tym przejmował!

                                                                       ~~*.*~~
           
– A ty gdzie masz dom? – To pytanie brzmi wyjątkowo idiotycznie. Josh prycha, bo widocznie też tak uważa.
– Tam, na skraju… miasta – odpowiada, akcentując prześmiewczo ostatnie słowo. Patrzysz we wskazywanym przez niego kierunku i dostrzegasz samotny domek, stojący na krańcu drogi, może nawet na krańcu tego świata?
– Dlaczego tak daleko? – pytasz, choć chyba niepotrzebnie, bo odpowiedź nasuwa się sama.
– Zgadnij, Simon – odpowiada poirytowany. – Ani ja nie chcę żyć przy bandzie tych debili, ani oni nie chcą żyć obok mnie. Proste.
– Nie jest ci źle… tak samemu?
– Oczywiście, że nie – mówi bez namysłu, trochę zbyt szybko. – Mam wszystko, czego mi potrzeba.
– Rozumiem – mówisz cicho, kładąc się na trawie. Podnosisz spojrzenie na Josha, który nagle stał się nieco wyraźniejszy. Jesteś wręcz zdziwiony tą nagłą przemianą. Chłopak chyba też jest zszokowany, bo siedzi bez ruchu, niemal sztywno i również na ciebie patrzy.
– Mówisz, że tempo przemienienia jest zależne od tego, jakie relacje łączyły ludzi w przeszłym życiu – pytasz zamyślony.
– Tak. Jeśli byli wrogami, a tutaj się zaprzyjaźnią, to szybciej staną się dla siebie wyraźniejsi…
– Wiesz, chyba się nie lubiliśmy – mówisz z lekkim uśmiechem.
– Chyba nie – odpowiada, odwracając głowę, a ty z łatwością dostrzegasz jego wąskie, zaciśnięte usta. – Na pewno nie – mruczy jeszcze do siebie, po czym również kładzie się na ziemi.

                                                                       ~~*.*~~

To niesamowite, ale twój dom zaczyna nabierać barw i teraz z radością spędzasz w nim większość czasu. Na półce pojawiło się kilka nowych książek, głównie o tematyce magicznej – parę podręczników, encyklopedii roślin i zwierząt magicznych; jest także angielska poezja. Kartkujesz strony powoli, z zapamiętaniem, rozkoszując się ich cichym szelestem i niezwykłą namacalnością, której towarzyszy także cudowny, głęboki kolor, a nie tylko pusta biel. Bladoniebieska kanapa przyjemnie się zatapia, gdy poruszasz się na niej leniwie, a pokój jest taki pełny z granatową ścianą i bladożółtą lampą zwisającą wdzięcznie z sufitu. Zastanawiasz się ile jeszcze minie czasu, zanim wreszcie się do czegoś przyda.
Emily siada obok ciebie i kanapa ponownie się zapada.
– Wiem już, kim jestem – oznajmiasz ze spokojem, choć w środku jesteś dziwnie podniecony.
Wydaje ci się, że dziewczyna… a raczej kobieta patrzy na ciebie, a jej usta wyginają się w czymś na kształt delikatnego uśmiechu. Kładzie ci rękę na ramieniu, a wraz z dotykiem przychodzi fala dziwnego odurzenia. Tak jak poprzednim razem, czujesz się wręcz odrzucony siłą tego uderzenia, siłą zrozumienia i wiedzy, która napływa nagle do twojego mózgu.
– Pani profesor – jąkasz cicho, bardzo zawstydzony.
McGonagall patrzy na ciebie w niemym szoku, a w jej oczach pojawiają się niechciane łzy.
– Potter – mówi szeptem i przytula cię do siebie niemal zaborczym ruchem.
I przypominasz sobie, że była twoją nauczycielką, że uczyła cię transmutacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, ale… znowu twój umysł jakby się zamyka i nie potrafisz przypomnieć sobie niczego więcej. Z trudem wyswobadzasz się z uścisku profesor McGonagall i spoglądasz wprost na jej pooraną zmarszczkami surową twarz. Ta surowość nie dotyka jednak jej ciemnych, łagodnych oczu, przepełnionych teraz wzruszeniem i radością.
– Pani pamięta więcej, prawda? – pytasz słabo.
– Tak, Harry. Pamiętam wszystko – uśmiecha się lekko.
Wzdychasz niemal ze zrezygnowaniem, jednak po chwili coś sobie uświadamiasz.
– Teraz pani odejdzie? – Czujesz, że głos ci drży.
– Tak.
– To ludzie nie zostają tutaj przez jakiś czas, tylko od razu… znikają?
– Zależy. Ja już nawiązałam tyle relacji, ile miałam, i teraz odejdę. Tylko dla ciebie będzie to od razu; dla tych, z którymi znałam się tak dobrze, że byli dla mnie całkowicie wyraźni, będzie to „po dłuższym czasie”. Nie martw się, jestem pewna, że sobie poradzisz, Harry. Zresztą, jak zwykle.
– Jak to? – pytasz, nic nie rozumiejąc.
– W Hogwarcie zawsze wszystko ci się udawało, a ty unikałeś wszelkich kar, jak tylko potrafiłeś. Niestety nie mogłeś uniknąć tego, co było ci przeznaczone niemalże od urodzenia, ale z resztą radziłeś sobie całkiem nieźle. Panie Potter – dodaje po chwili.
Chcesz jeszcze o coś zapytać, chcesz jeszcze pobyć z nią chwilę, jednak czujesz, jak uczucie zmęczenia niecierpliwie wciąga cię w swoje odmęty. Wytrwale walczysz z opadającymi powiekami. Dostrzegasz jeszcze smutny uśmiech McGonagall, po czym zasypiasz…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz