niedziela, 18 kwietnia 2010

Czyściec - Fragment 27


Miękkie kosmyki blond włosów przy każdym kolejnym oddechu ich właściciela muskają delikatnie twój policzek. Głowę ułożoną masz na ramieniu Draco, a jego własna opiera się o twoją. Na kolanach Malfoya leży niedomknięta książka, przy czytaniu której prawdopodobnie zasnął. Ruchy jego klatki piersiowej są miarowe i pełne. Poruszasz się delikatnie, jednak Draco wydaje się spać, więc postanawiasz go nie budzić. Niestety po dłuższej chwili drętwieje ci ręka. Szlag by to trafił. Mrowienie jest tak silne, że nie możesz wytrzymać, mimo to dzielnie się trzymasz, poruszając powoli palcami.

– Potter, na Salazara, uspokój się! – słyszysz ciche warknięcie tuż przy swoim uchu.
Prostujesz się jak oparzony, uderzając przy okazji głową w głowę Malfoya. Cudownie.
– Czyś ty rozum postradał? – syczy Draco, pocierając bolące czoło.
– Przepraszam… nie chciałem… wystraszyłeś mnie! – dodajesz oskarżycielsko.
– Potter, nie spałem od dłuższego czasu, obserwując twoje wygibasy, czy co to tam było. – Prycha z rozbawieniem. – Coś ty, do diabła, robił?
– Ręka mi ścierpła – przyznajesz zirytowany.
– Co? – Draco patrzy na ciebie ze zdziwieniem. Na jego twarzy maluje się wyraz całkowitej konsternacji. W końcu jednak nie wytrzymuje i wybucha śmiechem. Przez chwilę wpatrujesz się w niego z oburzeniem, ale w końcu również zaczynasz się śmiać i śmiejecie się razem przez dłuższą chwilę, choć zupełnie nie rozumiesz, z czego. – Potter, jesteś kompletnym idiotą – mówi Malfoy przez śmiech.
– Dzięki – odpowiadasz z udawaną urazą. – Słuchaj, przyjdę do ciebie później, dobrze? Muszę iść do Johnny’ego.
Uśmiech gwałtownie znika z twarzy Draco, na której z powrotem pojawia się beznamiętna maska. Dostrzegasz jednak w jego oczach coś na kształt zdenerwowania.
– Po co? – rzuca, hamując irytację.
– Co „po co”? – odpowiadasz pytaniem na pytanie.
– Po co do niego idziesz?
– Bo go lubię?
– Pytasz się, czy go lubisz, czy to wiesz? – prycha Malfoy. – Jak często do niego chodzisz? Codziennie?
– Czasami, rzadko, prawie wcale…
– Dobra, dobra, Potter, mnie nie oszukasz. Byłeś u niego już kilka razy .
– No i co z tego? – czujesz się zirytowany tą bezsensowną rozmową.
– To, że równie dobrze możesz spędzić ten czas ze m… z kimś innym. Na przykład z twoją byłą żoną.
– A co ci takiego przeszkadza w Johnnym? – Wydaje ci się, że już wiesz, co mu przeszkadza.
– Nic, czy ja mówię, że coś mi przeszkadza? – Malfoy robi urażoną minę.
 – O co ci chodzi, Draco?
– O nic, Potter. – Wzrusza ramionami.
– Nie wydaje mi się. Po prostu go lubię, chcę go odwiedzić, porozmawiać z nim…
– Rozmawiałeś z nim wczoraj.
– No i co z tego? – A jednak. Ktoś tu jest zazdrosny, śmiejesz się w duchu. Tyle, że ta myśl wydaje ci się bardzo absurdalna, a wręcz nierzeczywista. No i, oczywiście, Malfoy jest o ciebie zazdrosny, w sensie przyjacielskim. Bo niby w jakim innym…?
– Dużo.
– Draco, do cholery, o co ci chodzi? – Powoli tracisz cierpliwość.
– Mogę iść z tobą? – pyta po chwili milczenia. Patrzysz na niego ze zdziwieniem, doszukując się w tym jakiegoś podstępu, jednak Malfoy wydaje się być po prostu ciekawy.
– Jasne – odpowiadasz już swobodniej i nawet uśmiechasz się do niego niewyraźnie.
Draco nie odwzajemnia tego gestu, tylko pogrąża się w rozmyślaniach.

                                                                       ~~*.*~~
           
– Co widzisz?
Draco spogląda na ciebie ze zdziwieniem.
– Jakiegoś głupka w idiotycznych okularach i z szopą na głowie.
– Dzięki – robisz urażoną minę.
– Nie ma za co. – Malfoy macha ręką, uśmiechając się lekko, wyraźnie z siebie zadowolony.
– Chodziło mi o czyściec. Jakie widzisz kolory, pogodę…
Zapada cisza. Draco przez chwilę wpatruje się w ciebie nieprzeniknionym wzrokiem, po czym przenosi go na krajobraz rozpościerający się za twoimi plecami. Niebo ma tego dnia wyjątkowo czysty, błękitny kolor, a słońce świeci na nim wysoko i mocno, ogrzewając chłodną ziemię, na której siedzicie. Malfoy podpiera się na łokciach, jedną nogę ma wyprostowaną, a drugą zgiętą w kolanie i wygląda na wyjątkowo rozluźnionego, zrelaksowanego, ale jego spojrzenie jest pełne skupienia.
Siedzicie na lekkim wzniesieniu, kilkanaście metrów od Parku Niewyraźnych, w stronę którego zerkasz co jakiś czas, szukając Johnny’ego.
– Niebo jest błękitne – zaczyna Draco cichym głosem – trawa jest szmaragdowa, a domy różnokolorowe i ogólnie widzę wszystko, poza słońcem za dnia i księżycem w nocy.
Musisz przyznać, że cię to bardzo uspokaja, choć jednocześnie jesteś zdziwiony, że widzi aż tak wiele.
– Kogo poznałeś?
– Pansy, Blaise’a…
– Blaise’a?! Ale… jak to?
– Gdy poszedłeś rozmawiać ze swoją byłą żoną, zostaliśmy z Zabinim sami. Myślałem, że z nim nie wytrzymam, ale okazał się nienajgorszy. Wytłumaczyliśmy sobie kilka spraw i wszystko jest dobrze. Był moim przyjacielem. – Znowu zapada chwila ciszy. Malfoy wbija wzrok w ziemię, uśmiechając się pod nosem. – Najlepszym przyjacielem – dodaje i zerka na ciebie, unosząc jedną brew i czekając na twoją reakcję. W odpowiedzi posyłasz mu lekki uśmiech i starasz się nie dać po sobie poznać, że wcale ci się to nie podoba. Choć nie do końca wiesz, dlaczego…
– Kogo jeszcze?
Szyderczy uśmiech na twarzy Draco i błysk w jego oczach oznacza, że chyba nie do końca udało ci się ukryć wszystkie emocje.
– Lunę, ciebie, trochę Sophie… – wzrusza ramionami. – I jeszcze Henry’ego, ale to było dawno.
– Henry’ego?! – znowu się dziwisz.
– Tak, taki jeden…
– Wiem, o kim mówisz.
– Znasz go? – Malfoy prostuje się nieco, wyraźnie ożywiony.
– Nie, Johnny mi o nim opowiadał – odpowiadasz, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
Draco kiwa lekko głową i znowu unika twojego spojrzenia, ale ty dostrzegasz, że jego beznamiętne stalowe oczy ciemnieją.        
– Wszystko w porządku? – pytasz.
– Oczywiście, że tak, dlaczego miałoby nie być? – odpowiada opryskliwie Malfoy.
– Nie wiem…
– No właśnie.  
– Dlaczego ty mi niczego nie mówisz? – zadajesz w końcu pytanie, które tak cię dręczy.
– O co ci chodzi?
– Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wszystkim? – pytasz z wyrzutem.
– Po co miałbym ci mówić? – prycha.
– Wiem, że ty nie potrzebujesz wyżalenia się, ale myślałem, że… – urywasz.
– Tak? – unosi brew, a kąciki jego ust wyginają się. – No właśnie, co sobie myślałeś? Że jesteście przyjaciółmi? Że łączą was tak bliskie więzi, że Draco będzie ci się zwierzał? Że będzie mówił ci o wszystkim? Nie, on nie jest taki. A przynajmniej nie wobec ciebie. I, chcąc nie chcąc, musisz przyznać, że cię to boli. On jest dla ciebie ważny, traktujesz go jak przyjaciela, może nawet… nie, tylko jako przyjaciela. Przecież on sam powiedział, że cię potrzebuje! Nie rozumiesz jego zachowania. Gdyby naprawdę mu na tobie zależało, nie byłby taki. Chyba. – No dalej, Potter, mów, co sobie pomyślałeś? – podpuszcza cię Malfoy.
             
– Taaak, ja również chętnie się tego dowiem. – Za waszymi plecami rozlega się cichy, niski głos.
Draco aż podskakuje i natychmiast się odwraca, a w jego oczach widnieje prawdziwy strach.
– Cześć – witasz Johnny’ego z ulgą, ciesząc się, iż przerwał tę nieprzyjemną rozmowę. – Szukałem cię.
– Doprawdy?
– Chciałem z tobą porozmawiać – mówisz.
– Dlaczego to zdanie wydaje mi się takie znajome? – kpi sobie mężczyzna. – Simon, to żadna nowość. Może w końcu wymyśliłbyś coś oryginalniejszego?
No dobrze, przeliczyłeś się – Johnny jak zwykle cię denerwuje. Jest tak sarkastyczny i bezlitosny, że nagle czujesz się nikim. Dosłownie. Przenosisz spojrzenie na Draco, który… wpatruje się w białą postać, stojącą przed nim, z dziwnie zafascynowanym spojrzeniem i szyderczym uśmiechem.
– Pozwolisz, że przedstawię ci mojego…
– Joshua. – Malfoy nagle podnosi się na równe nogi i wyciąga rękę w stronę Johnny’ego. Ten chwyta dłoń i potrząsa nią. – Miło mi.
– Josh, tak? – Draco potwierdza. – Znałeś Henry’ego, prawda?
– Owszem – odpowiada, a jego oczy znowu ciemnieją, jak wcześniej, gdy wspominał o tym mężczyźnie. – Dlaczego pytasz?
– Czasem o tobie mówił.
– Jak to? Co mówił?
Ta dziwna wymiana zdań jest dla ciebie kompletnie niezrozumiała. Nie sądziłeś, że Malfoy będzie taki otwarty, że będzie się tak zachowywał. To zupełnie nie w jego stylu.
– Mówił coś o tym, że jesteś zagubiony, potrzebujesz ludzi, którzy ci pomogą i tym podobne brednie – odpowiada po chwili Johnny. W jego głosie słychać kpinę, jednak pojawia się w nim coś jeszcze… czyżby to szacunek?
– Nie jestem zagubiony i nigdy nie byłem – stwierdza urażony Draco, a ty hamujesz się przed parsknięciem śmiechem. – I nie pot… – zerka na ciebie i od razu urywa.
– Widzę jednak, że już znalazłeś kogoś, kto ci pomógł – zauważa mężczyzna i wydaje ci się, że przygląda się tobie z ciekawością.
– Tak, masz rację – odpowiadasz za Malfoya, który posyła ci groźne spojrzenie, w którym jednak kryje się jeszcze inne uczucie. Nie potrafisz go nazwać.
– O czym chciałeś ze mną porozmawiać, Simon?
– Sam nie wiem… – zastanawiasz się. – Mam tyle pytań, chciałbym poznać tyle odpowiedzi…
– Wybacz, ale nie jestem encyklopedią, więc nie odpowiem ci na wszystkie pytania – oznajmia Johnny, ignorujesz go jednak i siadasz na ziemi.
– Czy sny są wspomnieniami z przeszłości?
Draco z zaciekawieniem przenosi wzrok na mężczyznę, wyraźnie żądny odpowiedzi.
– Tak.
– Dlaczego ich nie pamiętam? – drążysz.
– Na pewno je pamiętasz, choć… znając ciebie, powinienem w to wątpić. Ale zazwyczaj ludzie przypominają sobie o nich tylko wtedy, gdy poznają wszystko, co związane z osobą, której one dotyczą. Przynajmniej tak dzieje się w większości przypadków– dodaje po chwili namysłu.
– Anna mówiła, że jeżeli tutaj, w czyśćcu, szybko nawiązujesz dobre relacje z byłym wrogiem, to szybko stajecie się dla siebie wyraźni.
– To prawda.
– Dlaczego z przyjaciółmi jest tak samo?
– Jeżeli wcześniej dwie osoby były zaciętymi wrogami, a tutaj, w czyśćcu, żywią do siebie pozytywne uczucia, szybciej stają się dla siebie wyraźne. Podobnie jest z dawnymi przyjaciółmi. Choć tak naprawdę w tym wszystkim nie ma jednej, jasno określonej reguły.
W takim razie nic w czyśćcu nie ma sensu, stwierdzasz w myślach. W niczym nie ma reguły, od wszystkiego są wyjątki, dziwne przypadki. Wszystko dzieje się bez jakiegokolwiek ładu i składu… To wydaje się być aż nieprawdopodobne. Kiedy się nad tym zastanawiasz, Draco i Johnny zaczynają znowu rozmawiać o Henrym, jednak tym razem zupełnie się na to wyłączasz, pogrążony we własnych myślach. Po dłuższym czasie słyszysz niewyraźne bełkotanie, a gdy się odwracasz, dostrzegasz Malfoya z dziwnym błyskiem w oczach i… Snape’a?
Przez głowę przemykają ci zupełnie nieskładne, niezrozumiałe myśli: profesor, eliksiry, nienawiść, wąż, bohater. I, tak jak w każdym przypadku, tak i teraz nagle wszystko łączy się w całość i zaczynasz rozumieć! To o nim był tamten sen – on musiał zabić kogoś, bo ten ktoś go o to poprosił. Czyżby to był właśnie Henry? I chciał ukryć… tę przyjaciółkę. Kimkolwiek była. I… nienawidziłeś go, nienawidziłeś go całe swoje młodzieńcze życie – z wzajemnością. Jednak gdzieś głęboko w sercu czujesz, że ten człowiek jest niezwykły, że był bohaterem i… nazwałeś jego imieniem swojego młodszego syna. Albus Severus.
– Potter – syczy Snape, wpatrując się w ciebie przenikliwie. – Co za miła niespodzianka.
Malfoy uśmiecha się znowu szyderczo, wpatrując się z fascynacją w mężczyznę. No tak, był jego pupilem. Masz ochotę się śmiać. Nie tylko z Draco, ale z całej tej absurdalnej sytuacji… Czyżbyś znalazł w czyśćcu wspólny język jedynie z wrogami? Snape unosi lekko kąciki swoich wąskich ust, przenikając cię czarnymi jak dwa tunele oczami.
I nagle znika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz