– Gdzie Pansy?
– U
rodziny.
Stoicie
we trójkę na rozstaju drogi – Blaise, Draco i ty. Trzej mężczyźni zupełnie nie
umiejący ze sobą rozmawiać. Tak, to dziwnie, bo choć Parkinson nigdy nie wnosi
do rozmowy nic konkretnego, a przynajmniej nie wtedy, gdy obok jest Malfoy, to
jednak w pewien sposób rozluźnia atmosferę. Teraz jednak czujesz, że jest
spięta niemal do granic możliwości. Draco i jego chłodna obojętność, spojrzenia
pełne pogardy i wyniosłości, i Blaise, jak zawsze lekkoduszny, a jednak nieco
rozdrażniony, czujący na sobie ten lekceważący wzrok. No i ty – pośrodku
zawisłej w powietrzu kłótni. Najchętniej odesłałbyś ich do domów, bo powoli
zaczynają działać ci na nerwy, jednak zamiast tego proponujesz im spacer w
stronę Parku Niewyraźnych. Niemal przez całą drogę nie odzywacie się do siebie.
Kiedy Zabini próbuje cię zagadać, Malfoy również to robi albo prycha w taki
sposób, że tracisz ochotę na jakąkolwiek konwersację.
Jesteś u
kresu wytrzymałości, kiedy zauważasz w bocznej alejce samotną postać, idącą
powoli w waszą stronę. Niemal od razu rozpoznajesz w niej Ginny. Rozglądasz się
w poszukiwaniu Rona, jednak nigdzie nie możesz go dostrzec. Draco właśnie coś
do ciebie mówi, ale ty zupełnie go nie słuchasz. Oto nadeszła chwila, w której
możesz nareszcie normalnie porozmawiać ze swoją żoną! Ona też cię zauważa, bo
zwalnia kroku i przygląda ci się uważnie.
–
Poradzicie sobie sami, prawda? – rzucasz, nawet nie patrząc na swoich
towarzyszy.
– Co?
– Muszę coś załatwić. Dołączę do was
później. – Na odchodnym posyłasz jeszcze Draco znaczące spojrzenie i odchodzisz
szybkim krokiem, jednak on cię dogania.
– Co ty
robisz, Potter? – warczy zirytowany.
– Muszę
porozmawiać… z żoną – wskazujesz głową na Ginny.
Malfoy
kieruje na nią wzrok, potem znowu na ciebie, aż w końcu potakuje głową, jakby
dając ci na to przyzwolenie albo… swoje błogosławieństwo? I odchodzi.
~~*.*~~
– Ginny.
– Harry.
Przez kilka minut, to jedyne słowa, jakie
udaje wam się wypowiedzieć. Idziecie wolnym, niespiesznym krokiem, a milczenie
przedłuża się, staje się ciężkie i nieprzyjemne. Co mógłbyś powiedzieć żonie,
którą zdradziłeś? I która się o tym dowiedziała?
–
Przepraszam – mówisz w końcu słabym głosem i wydaje ci się to teraz najbardziej
idiotyczną rzeczą, jaką mogłeś powiedzieć. – Naprawdę bardzo mi przykro…
– Harry – przerywa ci Ginny stanowczo. –
Już dawno jest po wszystkim, już dawno się pogodziliśmy. Wszystko w porządku.
– Naprawdę? Ty… ty to pamiętasz? To znaczy
– jąkasz się. Dlaczego ty nic o tym nie wiesz? Przecież ciebie też to dotyczy!
– Tak, pamiętam prawie wszystko. – Wydaje
ci się, że w jej spojrzeniu dostrzegłeś jakąś zaciętość albo wyrzut.
– Mogłabyś…? – Czujesz się idiotycznie,
prosząc swoją żonę, by opowiedziała ci o twoich własnych występkach, bo prawie
zupełnie ich sobie nie przypominasz!
– Oczywiście – odpowiada oschle,
spoglądając na ciebie ukradkiem.
Ginny ma ognistorude włosy, które sięgają
jej drobnych ramion i kanciastą grzywkę, której końcówki wpadają do jej
ciemnych oczu. Na nosie widnieje kilka pojedynczych piegów, jednak w żadnym
wypadku nie ujmują jej one urody. Gdy tak na nią patrzysz, wydaje ci się, że to
dojrzała kobieta w średnim wieku – wyraz jej twarzy mówi sam za siebie.
Wyraźnie widać, że jest zmęczona, jeśli nie wyczerpana życiem, które za sobą
zostawiła i tym, z czym przyszło jej się zmierzyć po śmierci. Dostrzegasz w jej
twarzy pewien upór, odwagę, jakąś wytrwałość, jednak jednocześnie, gdzieś w
głębi jej oczu, widzisz zrezygnowanie. Każdy czasem traci siłę i chęci do
czegokolwiek. Ginny chyba właśnie tak się czuje…
– Może
zacznę od początku? – proponuje. – Chyba, że pamiętasz…
– Nic
nie pamiętam – odpowiadasz natychmiast, z trudem wypowiadając słowa.
– Pobraliśmy się dwa lata po jakiejś
wojnie. Nie pytaj mnie, jakiej, bo też nie wiem, o co chodzi. Przeżyliśmy ze
sobą piętnaście lat i… byliśmy bardzo szczęśliwi. Ale któregoś roku, gdy wróciłeś
do Hogwartu na nowy semestr – byłeś nauczycielem – wszystko się zmieniło. Nie
sądzę, że wpływ na to miała tylko ona… Nie wiem, co się stało, ale zrobiłeś to,
zdradziłeś mnie. – Ginny milknie. Nie patrzy na ciebie, unikając wzrokiem
twojej twarzy, i nie możesz dostrzec, co czuje.
– Co
masz na myśli, mówiąc, że wpływ na to nie miała tylko… – wahasz się – ona?
– Nie
wiem, Harry – przyznaje. – Mówię to, co sobie przypomniałam.
Zapada
chwila milczenia, jednak wiesz, że zaraz będziesz musiał je przerwać i zadać to
pytanie. A odpowiedź na pewno będzie bolesna. Przed oczami pojawiają ci się
obrazki, w których Ginny wchodzi do jakiejś komnaty i zastaje ciebie i Cho,
całujących się lub, Merlin wie, co jeszcze.
– J–jak
się dowiedziałaś? – pytasz cicho.
– Powiedziałeś mi – odpowiada i w końcu na
ciebie spogląda. Widzisz w jej oczach żal i gorycz, ale dostrzegasz też dziwną
siłę, jakąś moc; Ginny już dawno się z tym wszystkim pogodziła. Podziwiasz ją
za to.
– Harry – mówi stanowczym głosem. – Z tego, co pamiętam, byłeś
najuczciwszym człowiekiem, jakiego znałam. I chyba nadal jesteś… – Chwyta twoją
dłoń w swoją małą, drobną. – Mój bohater – dodaje ciszej, zamyślona.
Wpatrujesz się w nią oszołomiony. Bohater?
Jaki bohater!? O czym ona bredzi? Jesteś jej bohaterem, bo ją zdradziłeś?
Kobieta widzi twoje zdziwienie i odwraca wzrok, wpatrując się w krajobraz
upstrzony niskimi domkami, który rozciąga się przed wami.
– Tak cię nazywałam w moich snach i
wspomnieniach.
– Wiesz dlaczego? – ściskasz mocniej jej
dłoń, bo jej uścisk się rozluźnia.
– Uratowałeś mi kiedyś życie. Uratowałeś
je także mojemu ojcu, rodzeństwu… wszystkim! I to… to chyba miało coś wspólnego
z tą wojną, ale pamiętam tego już nie pamiętam.
– Ginny, przepraszam – chwytasz obie
dłonie byłej żony i starasz się patrzeć jej głęboko w oczy; szczerze, bez
wahania, jednak nie jest to łatwe. – Tak bardzo mi wstyd. Nie wiem, dlaczego to
zrobiłem, ale… naprawdę przepraszam! – Draco pewnie by cię zabił za łzy, które
cisną ci się do oczu i spływają po policzkach, ale nie możesz nad nimi
zapanować. Tak naprawdę wcale tego nie chcesz.
Ginny przytula cię troskliwie. Ten zapach,
jej zapach… wydaje ci się tak znajomy. Tak bliski. Po chwili czujesz na szyi
także jej łzy i rozklejasz się na dobre.
~~*.*~~
Ginny opowiada ci o waszych dzieciach, o
tym, co pamięta. Czujesz się dziwnie, słuchając opowieści o twoich własnych
pociechach, zupełnie ich nie pamiętając. Nie mogąc sobie nawet przypomnieć, jak
wyglądają. James, Lily, Albus – podobno tak miały na imię. Ale dlaczego nadal
nie potrafisz nic sobie przypomnieć?!
Po
pewnym czasie postanawiasz wrócić do domu, a raczej do Draco. Czujesz się źle.
Cholernie źle. Żołądek skręcił ci się boleśnie i najchętniej zwymiotowałbyś,
gdybyś tylko mógł. Nie masz siły, a nogi uginają się pod tobą przy każdym
kolejnym kroku. Spod półprzymkniętych powiek wypływają słone łzy, których nie
możesz zahamować. Księżyc w końcu świeci jasno na ciemnogranatowym niebie,
oświetlając twoją twarz, rzucając na ciebie jaskrawy blask, jednak jego
obecność wcale nie poprawia ci humoru. Czujesz się jak ostatni śmieć.
–
Pottter. O której to wracasz do domu? – wita cię Draco, nawet nie racząc cię
spojrzeniem. Leży na kanapie, odwrócony do ciebie plecami i znowu coś czyta. –
Ciemno na dworze, a ty się włóczysz, Merlin wie, gdzie… i z kim… – podnosi się
i zamiera, wpatrzony w twoją zapłakaną twarz. – Potter, co się stało? – Jest
całkowicie zszokowany i nawet nie próbuje tego ukryć.
Podchodzisz do kanapy i patrzysz na niebo przez łzy, całkowicie bezradny i
bezsilny. Malfoy wstaje powoli, nie spuszczając z ciebie wzroku.
– Ja…
nie pamiętam… nic nie pamiętam… – mamroczesz.
– Czego
nie pamiętasz? – dopytuje się Draco.
– Nic
nie pamiętam… Nie pamiętam!
– Potter… – Malfoy chwyta cię za ramiona,
jakby starając się utrzymać cię w pionie, w obawie, że zaraz się przewrócisz.
– Nie
pamiętam moich dzieci! – wybuchasz w końcu. – Ledwo pamiętam ich imiona! Nie
wiem, jak wyglądają… nic nie pamiętam…Jestem ich ojcem, a ich nie znam! Nie
pamiętam! Nie wiem…
–
Potter, spokojnie…
– Nie mogę być spokojny! Nie chcę! Chcę
znać moje dzieci! Ojciec powinien pamiętać swoje dzieci! To nie jest normalne!
– Tu nic nie jest normalne – wtrąca Draco,
podnosząc głos, starając się ciebie przekrzyczeć. – Jeszcze sobie wszystko
przypomnisz. – Rola pocieszającego jakoś ci do niego nie pasuje. Nie robi tego
szczerze… Nie, na pewno w duchu śmieje się z ciebie. Kpi. Odpychasz go z całej
siły, tak że Malfoy ledwo utrzymuje równowagę.
– Nie
popychaj mnie – warczy groźnie.
– Bo
co!? – wrzeszczysz i popychasz go jeszcze mocniej.
Po
chwili czujesz, jakby twoja szczęka rozpadła na maleńkie kawałki, a zęby
wypadły z niej, jeden po drugim.
– Odwal się ode mnie! – krzyczysz i
rzucasz się na niego z pięściami. Draco wije się pod tobą, próbując zepchnąć
cię z siebie. Jego ciosy są silne i szybkie. Wydaje ci się, że słyszysz trzask
złamanego żebra, jednak możliwe, że tylko ci się wydaje. Tutaj nie może cię
zranić. Choć bardzo byś tego chciał… W końcu dajesz za wygraną.
Dyszycie
ciężko, wpatrując się w siebie. W spojrzeniu Malfoya nie widzisz żywego gniewu
ani chęci zamordowania cię – jego twarz znowu jest kamienną maską bez
jakichkolwiek emocji.
– Nie mam siły, Draco… – szepczesz. – Nie
mam już siły…
– Nie
mów tak – przerywa ci stanowczym głosem.
– Ale ja naprawdę… ja już nie chcę… – Łzy
ponownie cisną ci się do oczu i znowu nie potrafisz ich powstrzymać.
Malfoy zbliża się do ciebie i ponownie
chwyta za ramiona, a ty masz nieodpartą chęć przytulenia się do niego, wtulenia
w jego silne ramię i wypłakania się w jego koszulę. Chcesz poczuć ciepło,
bijące od jego ciała, bicie jego serca zaraz przy twojej twarzy… Potrzebujesz
tego, tak bardzo tego chcesz, jednak… hamujesz to pragnienie.
–
Przepraszam, nie chciałem… – mamroczesz do niego.
– Zawsze sobie radziłeś, teraz też to
zrobisz. Jestem tego pewien. – Jego głos jest tak miękki, pełen ciepłych
emocji, że aż nie wierzysz, iż mówi do ciebie Draco.Podnosisz zdziwione
spojrzenie, by ujrzeć jego twarz, jednak Malfoy wstaje, omijając twój wzrok, i
siada na kanapie. – Możesz spać na łóżku, jeśli chcesz. Ja jeszcze poczytam.
Uśmiechasz się do niego blado, a potem
siadasz obok niego. Draco nie komentuje tego zaistniałej przed chwilą sytuacji,
ty także się nie odzywasz, tylko przybliżasz się do Malfoya tak, że wasze uda
dotykają się i możesz poczuć jego przyjemne ciepło. Kładziesz głowę na oparciu
i zamykasz oczy. Odprężasz się.
~~*.*~~
–
Już niedługo i ty pójdziesz do szkoły. (…)
– Tak,
za dwa lata. (…) Ja chcę teraz!
– Albusie Severusie (…), nosisz imiona po
dwóch dyrektorach Hogwartu. Jeden z nich był Ślizgonem i prawdopodobnie
najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znałem…*
–
Tatusiu, opowiesz mi bajkę…?
– Mamo,
to tatuś! Tatuś wrócił! Tatusiu, gdzie ty byłeś? Dlaczego nie było cię tak
długo?
– On już
nie jest twoim tatusiem, Lily. Ani naszym.
– James,
nie mów tak, to twój ojciec.
– Już
nie.
_________________________
* fragment zaczerpnięty z książki J.K. Rowling „Harry Potter i Insygnia
Śmierci”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz