poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Czyściec - Fragment 26



            – Gdzie Pansy?
            – U rodziny.
            Stoicie we trójkę na rozstaju drogi – Blaise, Draco i ty. Trzej mężczyźni zupełnie nie umiejący ze sobą rozmawiać. Tak, to dziwnie, bo choć Parkinson nigdy nie wnosi do rozmowy nic konkretnego, a przynajmniej nie wtedy, gdy obok jest Malfoy, to jednak w pewien sposób rozluźnia atmosferę. Teraz jednak czujesz, że jest spięta niemal do granic możliwości. Draco i jego chłodna obojętność, spojrzenia pełne pogardy i wyniosłości, i Blaise, jak zawsze lekkoduszny, a jednak nieco rozdrażniony, czujący na sobie ten lekceważący wzrok. No i ty – pośrodku zawisłej w powietrzu kłótni. Najchętniej odesłałbyś ich do domów, bo powoli zaczynają działać ci na nerwy, jednak zamiast tego proponujesz im spacer w stronę Parku Niewyraźnych. Niemal przez całą drogę nie odzywacie się do siebie. Kiedy Zabini próbuje cię zagadać, Malfoy również to robi albo prycha w taki sposób, że tracisz ochotę na jakąkolwiek konwersację.

            Jesteś u kresu wytrzymałości, kiedy zauważasz w bocznej alejce samotną postać, idącą powoli w waszą stronę. Niemal od razu rozpoznajesz w niej Ginny. Rozglądasz się w poszukiwaniu Rona, jednak nigdzie nie możesz go dostrzec. Draco właśnie coś do ciebie mówi, ale ty zupełnie go nie słuchasz. Oto nadeszła chwila, w której możesz nareszcie normalnie porozmawiać ze swoją żoną! Ona też cię zauważa, bo zwalnia kroku i przygląda ci się uważnie.
            – Poradzicie sobie sami, prawda? – rzucasz, nawet nie patrząc na swoich towarzyszy.
            – Co?
– Muszę coś załatwić. Dołączę do was później. – Na odchodnym posyłasz jeszcze Draco znaczące spojrzenie i odchodzisz szybkim krokiem, jednak on cię dogania.
            – Co ty robisz, Potter? – warczy zirytowany.
            – Muszę porozmawiać… z żoną – wskazujesz głową na Ginny.
            Malfoy kieruje na nią wzrok, potem znowu na ciebie, aż w końcu potakuje głową, jakby dając ci na to przyzwolenie albo… swoje błogosławieństwo? I odchodzi.

                                                                       ~~*.*~~

            – Ginny.
            – Harry.
Przez kilka minut, to jedyne słowa, jakie udaje wam się wypowiedzieć. Idziecie wolnym, niespiesznym krokiem, a milczenie przedłuża się, staje się ciężkie i nieprzyjemne. Co mógłbyś powiedzieć żonie, którą zdradziłeś? I która się o tym dowiedziała?
            – Przepraszam – mówisz w końcu słabym głosem i wydaje ci się to teraz najbardziej idiotyczną rzeczą, jaką mogłeś powiedzieć. – Naprawdę bardzo mi przykro…
– Harry – przerywa ci Ginny stanowczo. – Już dawno jest po wszystkim, już dawno się pogodziliśmy. Wszystko w porządku.
– Naprawdę? Ty… ty to pamiętasz? To znaczy – jąkasz się. Dlaczego ty nic o tym nie wiesz? Przecież ciebie też to dotyczy!
– Tak, pamiętam prawie wszystko. – Wydaje ci się, że w jej spojrzeniu dostrzegłeś jakąś zaciętość albo wyrzut.
– Mogłabyś…? – Czujesz się idiotycznie, prosząc swoją żonę, by opowiedziała ci o twoich własnych występkach, bo prawie zupełnie ich sobie nie przypominasz!
– Oczywiście – odpowiada oschle, spoglądając na ciebie ukradkiem.
Ginny ma ognistorude włosy, które sięgają jej drobnych ramion i kanciastą grzywkę, której końcówki wpadają do jej ciemnych oczu. Na nosie widnieje kilka pojedynczych piegów, jednak w żadnym wypadku nie ujmują jej one urody. Gdy tak na nią patrzysz, wydaje ci się, że to dojrzała kobieta w średnim wieku – wyraz jej twarzy mówi sam za siebie. Wyraźnie widać, że jest zmęczona, jeśli nie wyczerpana życiem, które za sobą zostawiła i tym, z czym przyszło jej się zmierzyć po śmierci. Dostrzegasz w jej twarzy pewien upór, odwagę, jakąś wytrwałość, jednak jednocześnie, gdzieś w głębi jej oczu, widzisz zrezygnowanie. Każdy czasem traci siłę i chęci do czegokolwiek. Ginny chyba właśnie tak się czuje…
            – Może zacznę od początku? – proponuje. – Chyba, że pamiętasz…
            – Nic nie pamiętam – odpowiadasz natychmiast, z trudem wypowiadając słowa.
– Pobraliśmy się dwa lata po jakiejś wojnie. Nie pytaj mnie, jakiej, bo też nie wiem, o co chodzi. Przeżyliśmy ze sobą piętnaście lat i… byliśmy bardzo szczęśliwi. Ale któregoś roku, gdy wróciłeś do Hogwartu na nowy semestr – byłeś nauczycielem – wszystko się zmieniło. Nie sądzę, że wpływ na to miała tylko ona… Nie wiem, co się stało, ale zrobiłeś to, zdradziłeś mnie. – Ginny milknie. Nie patrzy na ciebie, unikając wzrokiem twojej twarzy, i nie możesz dostrzec, co czuje.
            – Co masz na myśli, mówiąc, że wpływ na to nie miała tylko… – wahasz się – ona?
            – Nie wiem, Harry – przyznaje. – Mówię to, co sobie przypomniałam.
            Zapada chwila milczenia, jednak wiesz, że zaraz będziesz musiał je przerwać i zadać to pytanie. A odpowiedź na pewno będzie bolesna. Przed oczami pojawiają ci się obrazki, w których Ginny wchodzi do jakiejś komnaty i zastaje ciebie i Cho, całujących się lub, Merlin wie, co jeszcze.
            – J–jak się dowiedziałaś? – pytasz cicho.
– Powiedziałeś mi – odpowiada i w końcu na ciebie spogląda. Widzisz w jej oczach żal i gorycz, ale dostrzegasz też dziwną siłę, jakąś moc; Ginny już dawno się z tym wszystkim pogodziła. Podziwiasz ją za to.
– Harry – mówi stanowczym głosem. – Z tego, co pamiętam, byłeś najuczciwszym człowiekiem, jakiego znałam. I chyba nadal jesteś… – Chwyta twoją dłoń w swoją małą, drobną. – Mój bohater – dodaje ciszej, zamyślona.
Wpatrujesz się w nią oszołomiony. Bohater? Jaki bohater!? O czym ona bredzi? Jesteś jej bohaterem, bo ją zdradziłeś? Kobieta widzi twoje zdziwienie i odwraca wzrok, wpatrując się w krajobraz upstrzony niskimi domkami, który rozciąga się przed wami.
– Tak cię nazywałam w moich snach i wspomnieniach.
– Wiesz dlaczego? – ściskasz mocniej jej dłoń, bo jej uścisk się rozluźnia.
– Uratowałeś mi kiedyś życie. Uratowałeś je także mojemu ojcu, rodzeństwu… wszystkim! I to… to chyba miało coś wspólnego z tą wojną, ale pamiętam tego już nie pamiętam.
– Ginny, przepraszam – chwytasz obie dłonie byłej żony i starasz się patrzeć jej głęboko w oczy; szczerze, bez wahania, jednak nie jest to łatwe. – Tak bardzo mi wstyd. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem, ale… naprawdę przepraszam! – Draco pewnie by cię zabił za łzy, które cisną ci się do oczu i spływają po policzkach, ale nie możesz nad nimi zapanować. Tak naprawdę wcale tego nie chcesz.
Ginny przytula cię troskliwie. Ten zapach, jej zapach… wydaje ci się tak znajomy. Tak bliski. Po chwili czujesz na szyi także jej łzy i rozklejasz się na dobre.

                                                                       ~~*.*~~

Ginny opowiada ci o waszych dzieciach, o tym, co pamięta. Czujesz się dziwnie, słuchając opowieści o twoich własnych pociechach, zupełnie ich nie pamiętając. Nie mogąc sobie nawet przypomnieć, jak wyglądają. James, Lily, Albus – podobno tak miały na imię. Ale dlaczego nadal nie potrafisz nic sobie przypomnieć?!
            Po pewnym czasie postanawiasz wrócić do domu, a raczej do Draco. Czujesz się źle. Cholernie źle. Żołądek skręcił ci się boleśnie i najchętniej zwymiotowałbyś, gdybyś tylko mógł. Nie masz siły, a nogi uginają się pod tobą przy każdym kolejnym kroku. Spod półprzymkniętych powiek wypływają słone łzy, których nie możesz zahamować. Księżyc w końcu świeci jasno na ciemnogranatowym niebie, oświetlając twoją twarz, rzucając na ciebie jaskrawy blask, jednak jego obecność wcale nie poprawia ci humoru. Czujesz się jak ostatni śmieć.
            – Pottter. O której to wracasz do domu? – wita cię Draco, nawet nie racząc cię spojrzeniem. Leży na kanapie, odwrócony do ciebie plecami i znowu coś czyta. – Ciemno na dworze, a ty się włóczysz, Merlin wie, gdzie… i z kim… – podnosi się i zamiera, wpatrzony w twoją zapłakaną twarz. – Potter, co się stało? – Jest całkowicie zszokowany i nawet nie próbuje tego ukryć.
            Podchodzisz do kanapy i patrzysz na niebo przez łzy, całkowicie bezradny i bezsilny. Malfoy wstaje powoli, nie spuszczając z ciebie wzroku.
            – Ja… nie pamiętam… nic nie pamiętam… – mamroczesz.
            – Czego nie pamiętasz? – dopytuje się Draco.
            – Nic nie pamiętam… Nie pamiętam!
– Potter… – Malfoy chwyta cię za ramiona, jakby starając się utrzymać cię w pionie, w obawie, że zaraz się przewrócisz.
            – Nie pamiętam moich dzieci! – wybuchasz w końcu. – Ledwo pamiętam ich imiona! Nie wiem, jak wyglądają… nic nie pamiętam…Jestem ich ojcem, a ich nie znam! Nie pamiętam! Nie wiem…
            – Potter, spokojnie…
– Nie mogę być spokojny! Nie chcę! Chcę znać moje dzieci! Ojciec powinien pamiętać swoje dzieci! To nie jest normalne!
– Tu nic nie jest normalne – wtrąca Draco, podnosząc głos, starając się ciebie przekrzyczeć. – Jeszcze sobie wszystko przypomnisz. – Rola pocieszającego jakoś ci do niego nie pasuje. Nie robi tego szczerze… Nie, na pewno w duchu śmieje się z ciebie. Kpi. Odpychasz go z całej siły, tak że Malfoy ledwo utrzymuje równowagę.
            – Nie popychaj mnie – warczy groźnie.
            – Bo co!? – wrzeszczysz i popychasz go jeszcze mocniej.
            Po chwili czujesz, jakby twoja szczęka rozpadła na maleńkie kawałki, a zęby wypadły z niej, jeden po drugim.
– Odwal się ode mnie! – krzyczysz i rzucasz się na niego z pięściami. Draco wije się pod tobą, próbując zepchnąć cię z siebie. Jego ciosy są silne i szybkie. Wydaje ci się, że słyszysz trzask złamanego żebra, jednak możliwe, że tylko ci się wydaje. Tutaj nie może cię zranić. Choć bardzo byś tego chciał… W końcu dajesz za wygraną.
            Dyszycie ciężko, wpatrując się w siebie. W spojrzeniu Malfoya nie widzisz żywego gniewu ani chęci zamordowania cię – jego twarz znowu jest kamienną maską bez jakichkolwiek emocji.
– Nie mam siły, Draco… – szepczesz. – Nie mam już siły…
            – Nie mów tak – przerywa ci stanowczym głosem.
– Ale ja naprawdę… ja już nie chcę… – Łzy ponownie cisną ci się do oczu i znowu nie potrafisz ich powstrzymać.
Malfoy zbliża się do ciebie i ponownie chwyta za ramiona, a ty masz nieodpartą chęć przytulenia się do niego, wtulenia w jego silne ramię i wypłakania się w jego koszulę. Chcesz poczuć ciepło, bijące od jego ciała, bicie jego serca zaraz przy twojej twarzy… Potrzebujesz tego, tak bardzo tego chcesz, jednak… hamujesz to pragnienie.
            – Przepraszam, nie chciałem… – mamroczesz do niego.
– Zawsze sobie radziłeś, teraz też to zrobisz. Jestem tego pewien. – Jego głos jest tak miękki, pełen ciepłych emocji, że aż nie wierzysz, iż mówi do ciebie Draco.Podnosisz zdziwione spojrzenie, by ujrzeć jego twarz, jednak Malfoy wstaje, omijając twój wzrok, i siada na kanapie. – Możesz spać na łóżku, jeśli chcesz. Ja jeszcze poczytam.
Uśmiechasz się do niego blado, a potem siadasz obok niego. Draco nie komentuje tego zaistniałej przed chwilą sytuacji, ty także się nie odzywasz, tylko przybliżasz się do Malfoya tak, że wasze uda dotykają się i możesz poczuć jego przyjemne ciepło. Kładziesz głowę na oparciu i zamykasz oczy. Odprężasz się.

                                                                       ~~*.*~~

            – Już niedługo i ty pójdziesz do szkoły. (…)
            – Tak, za dwa lata. (…) Ja chcę teraz! 

– Albusie Severusie (…), nosisz imiona po dwóch dyrektorach Hogwartu. Jeden z nich był Ślizgonem i prawdopodobnie najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znałem…*

            – Tatusiu, opowiesz mi bajkę…?

            – Mamo, to tatuś! Tatuś wrócił! Tatusiu, gdzie ty byłeś? Dlaczego nie było cię tak długo?
            – On już nie jest twoim tatusiem, Lily. Ani naszym.
            – James, nie mów tak, to twój ojciec.
            – Już nie.

_________________________
* fragment zaczerpnięty z książki J.K. Rowling „Harry Potter i Insygnia Śmierci”




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz