Beta: Aribeth
Fandom: Remember me (Twój na zawsze)
Gatunek: Yaoi
Paring: Michael/Tyler
Rating: +15
Ostrzeżenia: kazirodztwo
Twój na zawsze
– Michael! Michael, błagam... Mike!
Jego
krzyk przeciął ciszę panującą w mieszkaniu. Krzesło odsunęło się gwałtownie,
rysując kafelki, gdy Ally zerwała się z niego i pobiegła do salonu. Rzucał się
na kanapie, jęcząc i płacząc z zaciśniętymi oczami. Dziewczyna potrząsnęła nim
gwałtownie, próbując wyciągnąć z koszmaru, jednak z ust Tylera wciąż wydobywało
się nieświadomie imię „Michael”.
–
Obudź się! Obudź się, wszystko w porządku! To tylko zły sen! – mówiła
zdenerwowana. – Proszę...
Otworzył
oczy. Błyszczały od łez, były rozbiegane i niespokojne. Klatka piersiowa
unosiła się i opadała szybko, a ręce drżały.
–
Tyler? – Ally ujęła jego twarz w dłonie, głaszcząc ją delikatnie.
Chłopak
spojrzał na nią, jednak wydawało się, że jego wzrok jakby ją przeszywał, jakby
patrzył nie na nią, a przez nią. W końcu podniósł się powoli, a dziewczyna
przytuliła go mocno do siebie, starając się dodać mu otuchy, ale on nadal
dyszał, trząsł się, nadal był... tam.
–
Mike! Schodź na dół! Mamy dla ciebie niespodziankę! – Mama wołała cię ze
schodów. – Tyler, idź po niego, szybko, zanim wystygną tosty.
Wstałem
i pobiegłem na górę. Twój pokój był ostatni, w najgłębszym zakątku domu. W moim
ulubionym zakątku. Naszym ulubionym. Nacisnąłem klamkę, nawet nie pukając, i
wszedłem do środka. Pomieszczenie tonęło w słońcu wlewającym się przez otwarte
na oścież okna. W połączeniu z tymi jasnymi, lśniącymi bielą ścianami, dawało
to niesamowity, wręcz oślepiający efekt. Uwielbiałem te poranki, kiedy budziłem
się z tobą w łóżku, wtulony w twoje ramię. Zmrużyłem oczy i rozejrzałem się.
Wisiałeś na drążku do ćwiczeń, pod sufitem. Twoje ciało było bezwładne niczym
marionetka. Pod twoimi nogami leżało przewrócone krzesło, a wokół twojej szyi
zawiązana była lina.
–
Michael! Michael! – wrzasnąłem i podbiegłem do ciebie, objąłem cię w kolanach i
podniosłem do góry. – Mike, odezwij się! – krzyczałem. Nie wierzyłem w to, że
było już za późno. Podniosłem krzesło i stanąłem na nim, rozwiązałem sznur.
Spadłeś na podłogę, na twarz, bezwładny jak lalka. – Michael! Mike, błagam... –
łkałem, rozpaczliwie tobą potrząsając. – Nie rób mi tego, proszę! Michael,
odezwij się!
Jednak
twoja twarz pozostawała niewzruszona, martwa... Jak cały ty.
–
Co to był za sen? – Ally przysunęła się bliżej Tylera, obejmując go w pasie.
Chłopak
leżał ze wzrokiem wbitym w sufit, nieruchomy, nieobecny.
–
Michael. Znowu widziałem go... martwego – odpowiedział szeptem, drżącym głosem,
jakby każde słowo sprawiało mu ból.
Dziewczyna
nie odezwała się, tylko wzmocniła uścisk, opierając policzek na jego ramieniu.
Nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć – nic nie mogło mu pomóc. Kochał Michaela
jak nikogo innego, nawet bardziej niż ją. Był dla niego najlepszym
przyjacielem, ukochanym starszym bratem... Wspomnienie jego śmierci... Ally
rozumiała, co czuł Tyler i współczuła mu całym sercem. Tak bardzo chciałaby
wiedzieć, co zrobić, jak się zachować, żeby dać Tylerowi znać, że jest przy nim
i to się nigdy nie zmieni. Chłopak zgasił światło i położył się do niej
plecami, szepcząc ciche „dobranoc”.
***
Tyler
nie lubił rozmawiać o Michaelu. Z nikim. Czasem Ally wydawało się, że jej
chłopak coś ukrywa, jednak od razu odrzucała te myśli, karcąc się za swoją
głupotę. Przecież on stracił brata, miał prawo nie chcieć o tym rozmawiać. Ale…
czasem w jego oczach pojawiało się coś, co jej się nie podobało. Nie potrafiła
tego opisać. Przyłapywała go na tym, gdy rano pił kawę albo wieczorem kładł się
spać. To nie była zwyczajna tęsknota, smutek czy żal... To było coś zupełnie
innego, coś głębszego. Nie miała jednak pojęcia co.
Wiesz,
co najlepiej wspominam? Nasze wspólne wakacje. Tak, ten weekend majowy, ostatni
przed Twoją śmiercią. Pojechaliśmy na wieś, żeby wyremontować taras na przyjazd
rodziny. Dostaliśmy klucze, samochód, pieniądze i kilka dni wolnego. Nigdy
wcześniej nie mieliśmy całego domu tylko dla siebie. Zawsze musieliśmy się
ukrywać, uważać, by nikt nas nie zobaczył, a teraz byliśmy wolni.
Pierwsza
noc była cudowna – to był najlepszy seks w moim życiu. Kochaliśmy się niemal do
świtu, wciąż nie mając dość. Twój zapach przesiąkał mnie całego, mieszając się
z moim własnym. Uwielbiałem twój krzyk, gdy dochodziłeś, uwielbiałem moment, w
którym mój własny dołączał do twojego. Wtedy stanowiliśmy jedno. A później
spaliśmy do południa, wtuleni w siebie. Praca w takich warunkach była niemal
niemożliwa. Kochaliśmy się chyba w każdym miejscu – na tarasie przy czerwieni
zachodzącego słońca, oświetlającej nasze spocone ciała, na poddaszu, dysząc w
ciemnościach przy skrzypieniu drewnianych desek. Ale były też spokojne
chwile... Jak poranki, gdy siadaliśmy przy stole i sączyliśmy w ciszy kawę,
każdy pogrążony we własnych myślach, a jednak razem, wspólnie, tak blisko. Albo
wieczór podczas wielkiej burzy, kiedy suszyliśmy przy kominku nasze przemoczone
ubrania po tym, jak deszcz złapał nas na szybkim numerku w pobliskim lesie. A
później mogłem zasnąć z twarzą wtuloną w twoje ramię.
To
wszystko było takie dzikie i beztroskie. Ja, szesnastoletni dzieciak i ty, mój
ukochany starszy brat...
Mickey…
Ile bym dał, by tamte chwile powróciły.
Pierwszą
rzeczą, którą zrobiła po wejściu do mieszkania, było rzucenie torby na fotel i
niemal doczołganie się do kuchni. Była wyczerpana; piwo syknęło w ten swój
boski sposób, kiedy otwierała puszkę świeżo wyjętą z lodówki. Miała ochotę
położyć się i nic nie robić. Tyler powinien niedługo wrócić, a Aidan był już
pewnie na randce z jakąś Hiszpanką, o której mówił przez ostatnie kilka dni.
Dziewczyna przeszła przez korytarz, zrzucając z siebie po drodze klejącą jej
się do ciała koszulkę, kiedy nagle usłyszała ciche jęki. Niewątpliwie należały
do Tylera – tylko co on robił w domu o tej godzinie? Czyżby znowu śnił mu
się koszmar? Pobiegła do sypialni i już zamierzała krzyknąć, by go obudzić, gdy
zobaczyła swojego chłopaka leżącego na łóżku, z ręką na kroczu, mamroczącego
coś przez sen. Marszczył brwi, jednak wyraz jego twarzy był błogi. Ally
uśmiechnęła się pod nosem i wdrapała się na materac, pragnąc go obudzić, tak
pobudzonego i gotowego na seks z nią. Zawahała się jednak, bo w jej imieniu nie
było litery „m”. Zbliżyła się do Tylera i wstrzymała oddech.
–
Michael... Michael... – mruczał chłopak, masując swoje krocze przez spodnie.
Była
w szoku.
***
–
Dzień dobry – powitał ją Tyler, wchodząc do kuchni.
–
Raczej dobry wieczór – odparła z bladym uśmiechem.
–
Och, tak, wybacz. Byłem bardzo zmęczony i chciałem się zdrzemnąć. – Podszedł do
zlewu i wypłukał niedbale kubek, po czym zaparzył wodę w czajniku.
–
Coś ci się śniło? – zapytała Ally, starając się, by jej głos brzmiał beztrosko.
Chłopak
usiadł przy stole i spojrzał na nią. Zaraz jednak odwrócił wzrok.
–
Nie – odpowiedział po dłuższej chwili, a na jego twarzy pojawił się cień
uśmiechu.
Woda
zaczęła się gotować, wściekłe bulgotanie wrzątku wypełniało czajnik. Tyler
zalał sobie herbatę i ponownie usadowił się na krześle.
–
Dlaczego pytasz? – zaciekawił się.
–
Tak tylko, z ciekawości. – Wzruszyła ramionami. – Ostatnio często śniły ci się
koszmary… – dodała.
Chłopak
nic nie odpowiedział, ponownie zatapiając się w swoich myślach. Mogłaby
przysiąc, że w jego oczach widziała jakiś dziwny blask, ale może tylko jej się
wydawało…? Może jej samej zaczął się udzielać nerwowy humor Tylera i zaczęła
wmawiać sobie to wszystko, opacznie rozumieć rzeczy, dziejące się dookoła niej?
Było jej wstyd za swoje zachowanie; przerodził się on we współczucie, kiedy
dostrzegła cierpienie malujące się na twarzy chłopaka. Kiedy jednak
przypomniała sobie to, co zobaczyła po powrocie do domu, złość znowu uderzyła
jej do głowy. Nie odezwała się ani słowem, jedynie zerkając na Tylera co jakiś
czas, doszukując się czegoś – sama nie wiedziała, czego – w jego oczach,
uśmiechu, spojrzeniu; zupełnie jakby chciała wwiercić mu się do mózgu i
przejrzeć wszystkie jego myśli. To było niemożliwe, oczywiście, ale Ally nie
chciała już wmawiać sobie, że to wszystko nic nie znaczy. Musiało coś oznaczać.
Świadomość tego była dla niej szczególnie silna, kiedy przychodziły takie
momenty, jak ten, kiedy Tyler znowu pisał coś w swoim pamiętniku, uśmiechając
się przy tym diabolicznie. Ally stanęła w progu, obserwując go dokładnie.
–
Co tam piszesz? – zapytała.
–
Nic takiego – odparł, odruchowo pochylając się bardziej nad zeszytem.
–
Do Michaela? – drążyła.
–
Tak.
Ally
podeszła do niego i pocałowała w policzek, zerkając na kartki zapisane koślawym
pismem. Wyłapała słowa „kutas” i „pieprzyć”. Opanowała się jednak i oznajmiła
mu, że czeka na niego w sypialni.
–
Wezmę tylko prysznic i zaraz do ciebie przyjdę – uśmiechnął się do niej,
całując ją w usta.
Dziewczyna
odwróciła się i wyszła. Po niedługiej chwili Tyler poszedł do łazienki, rozległ
się szum wody i jego ciche nucenie. Ally wyskoczyła z łóżka i pobiegła do
salonu. Była zdziwiona, że Tyler nie wziął swojego pamiętnika ze sobą albo
chociaż nie ukrył go bardziej – leżał kanapie, w miejscu, w którym przed chwilą
siedział. Upewniła się, że nie zostanie nakryta, po czym otworzyła zeszyt na
ostatniej notatce.
Miałem
sen.
O
Tobie. Znowu.
Tyle,
że to nie był koszmar jak zazwyczaj...
To
był niezwykły sen, o nas.
Dziwię
się, że nie spuściłem się we własne spodnie, chociaż obudziłem się nagle z
dłonią zaciśniętą na kutasie. To dziwne, bo w śnie doszedłem... Nieważne.
Wiem,
że piszę chaotycznie, jednak wciąż jestem tak... podniecony tym wszystkim. To
było takie prawdziwe. Czułem Cię dokładnie. Czułem, jak wchodzisz we mnie, raz
za razem, szybkimi, brutalnymi ruchami, tak jak to robiłeś, gdy byłeś pijany.
Gdy oboje byliśmy. Przyciskałeś swoją spoconą klatkę piersiową do moich pleców,
czułem Twoje napięte mięśnie, zapach Twojego potu... Uwielbiam pieprzyć się w
taki sposób, wiesz o tym. Tylko z Tobą tak było... A to, ten sen, był
najlepszym doznaniem od sześciu lat. Chcę znowu o tym śnić.
Jestem
tylko Twój.
Na
zawsze.
***
Ally
nie raz przeglądała pamiętnik Tylera, choć nie wiedziała, po co to robi. Za
każdym razem, gdy pojawiała się wzmianka o seksie z Michaelem, czuła się coraz
gorzej, była coraz bardziej wściekła. Jednak robiła to, nie mogąc się
powstrzymać. Nic nie mówiła Tylerowi, już nie rozmawiała z nim o jego bracie,
nie poruszała już tematu Michaela ani snów. Ale gdy Tyler pisał o Carolinie, o
ojcu, gdy miał gorsze dni i słowa w jego pamiętniku zamieniały się w potoki
wyzwisk i rozpaczy kierowanej do całego świata; gdy czasem na kartkach
pojawiały się ślady łez... poczucie winy, wstyd i współczucie wracały,
zagłuszając wściekłość i Ally chciała móc wskrzesić Michaela albo chociaż
wykrzyczeć całemu światu, że Tyler cierpi. Zrobić cokolwiek, byle tylko mu
pomóc.
Jakieś
głupie dziewczuchy z klasy Caroliny obcięły jej włosy.
Wredne
małe suki.
Jak
śmiały jej dotykać?! Mówią, że jest dziwna, a przecież nie jest!
To,
że ma talent, a one go nie mają, nie oznacza, że jest dziwna!
Pieprzone
idiotki.
Wszystko
mnie wkurwia, mam wszystkiego dość!
Jak
mogłeś mnie zostawić!? Przez Ciebie siedzę w tym całym syfie sam! Sam. SAAAM,
do kurwy nędzy!
Nienawidzę
Cię za to wszystko!
NIENAWIDZĘ,
ROZUMIESZ?!
DLACZEGO
ODSZEDŁEŚ?!
TY
JEBANY TCHÓRZU!
JAK
MOGŁEŚ?!!
***
Był
cudowny poranek, ciepły i słoneczny – niebo było czyste, bez żadnej chmurki.
Ally usiadła na parapecie okna, sącząc powoli herbatę. Musi z tym skończyć.
Postanowiła sobie, że nie będzie już przejmować się Tylerem. Wiedziała, że ją
kocha. Co znaczyły jakieś bzdety, które wypisywał w swoim notesiku do swojego
zmarłego przed sześcioma laty brata? Ona była tuż obok niego, na wyciągnięcie
ręki i wiedziała doskonale, że ją kocha. On też o tym wiedział i chciał jej.
Czuła się winna swojego wcześniejszego zachowania – jak mogła grzebać w jego
prywatnych rzeczach? Jak mogła to robić? Zacisnęła mocniej palce wokół
rozgrzanego kubka. Koniec. Wymaże sobie to wszystko z pamięci i będzie
szczęśliwa. Z Tylerem.
–
Cześć. – Chłopak wszedł szybko do kuchni, zapinając koszulę.
–
Wychodzisz gdzieś?
–
Mówiłem ci, umówiłem się z ojcem w jego biurze. – Chwycił grzankę i pocałował
Ally w czoło.
–
Gdzie mam cię szukać?
–
World Trade Center. O tym też ci już mówiłem – zaśmiał się. – Chyba ktoś tu
jeszcze śpi?
Dziewczyna
przyciągnęła go do mocnego uścisku.
–
Wróć przed siódmą, zrobię coś specjalnego na kolację – mruknęła, całując go w
szyję.
–
Mamy dzisiaj jakieś święto? – Tyler spojrzał na kalendarz wiszący na ścianie. –
11 września?
–
Nie, po prostu… pomyślałam sobie, że kolacje przy świecach co jakiś czas nam
nie zaszkodzą. – Mrugnęła do niego i poklepała po tyłku. – Leć już, nie każ
ojcu czekać.
***
Wiesz,
że tata ma nasze zdjęcia w komputerze? Twoje, Caroliny i moje. I mamy. Nas
wszystkich, razem. Nie sądziłem, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Ostatnio
się zmienił. Dzisiaj podwozi Carolinę do szkoły, a później ma się ze mną
spotkać.
Tęsknię
za Tobą...
Te
zdjęcia... Na tych zdjęciach byliśmy tacy szczęśliwi...
W domu
mam też inne, te z naszych ostatnich wakacji. Pamiętasz? Niektóre robiliśmy po
pijaku. Dawno ich nie oglądałem. Gdy wrócę ze spotkania z tatą, obejrzę je.
Odezwę
się później, opowiem Ci jak było.
Kocham
Cię.
Wczoraj obejrzałam "Twój na zawsze". Film był wspaniały, a ta miniatura... Świetna. Zachowuje kanoniczność, ale opisuje coś, co mogłoby się zdarzyć w bardzo realistyczny sposób. Udała Ci się, naprawdę, gratuluję!
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo ;) to była moja pierwsza myśl po obejrzeniu tego filmu. takie "ej, przecież oni... to oczywiste!" xd
OdpowiedzUsuń