wtorek, 29 grudnia 2009

Czyściec - Fragment 11


Na nieskazitelnie białym piasku, na tle prawdziwie błękitnego nieba – nie mętnego, lecz błękitnego – wpatrując się w ciebie nieodgadnionym wzrokiem, siedzi Draco Malfoy. Draco Malfoy – twój odwieczny wróg, syn śmierciożercy, śmierciożerca; osoba, która miała kogoś zabić… kogoś, kto był dla ciebie ważny, choć zupełnie nie pamiętasz, kto to był; osoba, której nienawidziłeś, osoba, której przyjaźń odtrąciłeś. Pamiętasz to. Pamiętasz wszystkie nieprzyjemne zdarzenia, związane z tym chłopakiem. Widzisz, jak przez mgłę, jakieś dziwne, odległe sceny – pełne stalowych oczu, wyniosłej twarzy i platynowych włosów.
Masz wrażenie, że Malfoy ma ochotę rozszarpać cię na kawałki albo przynajmniej wybuchnąć histerycznym, nieopanowanym śmiechem prosto w twarz tej ironii, ale coś podpowiada ci, że on taki nie jest, że nie rozszarpałby cię, a jedynie zmiażdżył paroma złośliwymi uwagami.

– Skoro już tak wyszło – Draco podnosi się i otrzepuje ubranie z piasku – to niech tak będzie. – W jego głosie nie słychać żadnej przyjaznej nuty, a jedynie oschłość. Ale ten chłód, który słyszałeś do tej pory, zniknął. – Idziesz? – Unosi brew, spoglądając na ciebie z góry.
– Po co? – wzruszasz ramionami.
– A co zamierzasz robić? – Głos Malfoya jest nieco ostrzejszy, a wyraz twarzy bardziej surowy. Chyba nie lubi, kiedy ktoś się z nim nie zgadza.
– Nie wiem – znowu wzruszasz ramionami. – Siedzieć. Rozmawiać.
– Z kim zamierzasz rozmawiać, skoro ja idę? – prycha rozbawiony.
– W takim razie nie będę rozmawiał – odpowiadasz zirytowany, posyłając mu wyzywające spojrzenie. – A ty gdzie chcesz iść?
Draco stoi chwilę w milczeniu, badając cię wzrokiem.
– W sumie mogę zrobić ci ten zaszczyt i posiedzieć tu z tobą – unosi lekko kąciki ust i ostrożnie siada obok.
Postanawiasz zachować neutralność, zachowywać się tak, jakby Malfoy wcale nie był twoim wrogiem. Zachowywać się tak, jak robiłeś to przed chwilą. Bo przecież masz odrzucić wszelkie uprzedzenia…
Z zachwytem wpatrujesz się w nieskazitelnie czyste, błękitne niebo, które się nad wami roztacza – bez żadnej chmurki, czy wyblakłej, mdłej plamy. Wszystko jest idealne i piękne; dopiero teraz zdajesz sobie sprawę, jak bardzo tęskniłeś za tym kolorem. Odwracasz wzrok od sklepienia, dopiero teraz mogąc dokładnie przyjrzeć się otaczającemu cię krajobrazowi. Niewysokie, białe wydmy odgradzają was od reszty tego dziwnego świata; wyglądają jak mury obronne albo strażnicy pilnujący waszej prywatności. Nie są wysokie, ale rozpościerają się jeszcze dalej, przynajmniej przez dwa kilometry. Nie jesteś pewien czy jesteście nad jeziorem, morzem albo oceanem, ale wiesz, że już niedługo to wszystko nabierze cudownych barw, a kiedy zamkniesz oczy i bardziej się skoncentrujesz, ten przyjemny, bijący od wody chłód nabierze na sile.
– Mógłbyś opowiedzieć mi te sny? – pytasz Draco, nie otwierając oczu.
– Czy ja wiem? – zastanawia się na głos chłopak. – Nie jestem pewien, czy to są informacje odpowiednie dla ciebie.
– Dobra, Malfoy, przestań wydziwiać i opowiadaj. – Sam się sobie dziwisz tej lekkości i beztroski, z jaką odnosisz się do Draco. Był twoim wrogiem, kimś, kogo nienawidziłeś całe życie! Ale… czy to ważne? Przecież nie pamiętasz dokładnie, co ci zrobił, ani dlaczego go nienawidziłeś. Poza tym: czy przeszłość jest aż tak ważna? Tutaj masz – wszyscy mają – szansę na nowe życie, na rozpoczęcie wszystkiego od początku.
– Mam opowiedzieć wszystko? – pyta ze spokojem.
– Jak chcesz – odpowiadasz i kładziesz się wygodnie na piasku. Nabierasz go trochę w dłonie, a on drażni lekko twoją skórę, przesypując się między palcami.
– Najwcześniejszym wspomnieniem, czyli snem, był chyba moment, jak podałem ci rękę, a ty jej nie przyjąłeś. Uznałeś, że nie jestem kimś godnym twojej przyjaźni. – Nie potrafisz określić czy w jego głosie pobrzmiewa smutek czy po prostu zraniona duma, więc postanawiasz się o to zapytać wprost.
– Boli cię to, Draco?
– Och, oczywiście, Potter! Ciąłem się każdego dnia, aż do dzisiaj! – prycha zirytowany.
– Powiedz szczerze – naciskasz, otwierając oczy i przyglądając mu się z dołu.
– Uraziłeś mnie. Mnie się nie odmawia, a ty to zrobiłeś. To tyle. – Jego ton jest tak zasadniczy, że wolisz nie kontynuować swoich pytań. – Następnie pamiętam jak szliśmy razem przez jakiś las. Było ciemno i dosyć strasznie…
– Bałeś się?
– Co? Ja miałbym się bać? Ja się nigdy nie boję, Potter! Zapamiętaj to sobie!
– A tutaj? – Czujesz, że wkraczasz na bardzo kruchy lód.
Draco milknie i spina się natychmiast, choć stara się tego nie okazywać.
– Tutaj, to co innego – przyznaje w końcu, siląc się, by jego głos brzmiał dumnie i wyniośle. – Może ty się nie boisz? – dodaje po chwili, patrząc na ciebie z powątpiewaniem.
– Boję się – oświadczasz równie cicho, jak on.
I na chwilę zapada cisza – nie niezręczna, a pełna różnych emocji i uczuć, między którymi króluje coś na kształt wzajemnego zrozumienia. Patrzysz na Draco i uśmiechasz się, mimo że on na ciebie nie patrzy, zajęty przesypywaniem piasku między długimi, szczupłymi palcami. W końcu podnosi na ciebie wzrok i kąciki jego ust drgają lekko, jakby zastanawiał się, czy może odwzajemnić ten gest.
– A później pamiętam, jak trzymałem różdżkę i celowałem do kogoś – kontynuuje swoją opowieść. – Byłem strasznie zdenerwowany i… chyba płakałem – przyznaje lekko zawstydzony.
– Dlaczego się tego wstydzisz? – pytasz, podnosząc się do pozycji siedzącej.
– Łzy to słabość – odpowiada, nie patrząc na ciebie. I znowu ta słabość.
– Wielu ludzi płacze – mówisz poważnie.
– Ale nie ja – irytuje się, a jego rysy znowu tężeją.
– Nie ma w tym nic złego – próbujesz go przekonać. – Przecież nie płaczesz co chwilę, prawda? – uśmiechasz się ostrożnie.
Draco przenosi swoje spojrzenie na ciebie i od razu uśmiech ci rzednie, widząc ten smutek i bezsilność, jaką widzisz w oczach chłopaka. Po chwili jednak wszystkie te emocje znikają, a na ich miejscu znowu pojawia się chłód i obojętność.
– Tu wszystko jest możliwe – mówi i kontynuuje swoją opowieść. – I wiem, że musiałem coś zrobić. Coś okropnego, ale nie zrobiłem tego… Później śnił mi się jakiś ogień – w tym śnie mogłem go niemal poczuć. Czułem mój strach i bezsilność, jaka mnie powoli ogarniała, bo nigdzie nie było żadnego wyjścia. Wtedy pojawił się… ktoś. To byłeś ty, Harry. Mknąłeś w moją stronę na miotle, zbliżałeś się coraz bardziej i bardziej… W następnej chwili siedziałem już za tobą, lecąc bezpiecznie do wyjścia – uśmiecha się delikatnie, ale widząc twoje spojrzenie zmienia wyraz twarzy na ironiczny. – Tak, mój rycerzu na białym… białej miotle. Uratowałeś życie swojej księżniczce! Co mogę dla ciebie zrobić?
– Wyjdź za mnie! – prychasz rozbawiony i uśmiechasz się do niego. – Już drugi raz.
– Tak – Malfoy poważnieje i odwraca wzrok. Przez chwilę wydaje się nad czymś głęboko zastanawiać, może nawet męczy się z czymś, podczas gdy jego stalowe oczy z uporem wpatrują się w białe wydmy. – Dziękuję.          
– Nie ma za co – odpowiadasz radośnie i uśmiechasz się. Już dawno nie czułeś się taki szczęśliwy. – I to wszystko, co pamiętasz?
– Jest jeszcze parę snów, w których się bijemy, ale o tym już nie będę opowiadał – wzrusza ramionami i teraz on kładzie się na piasku, a jego jasne włosy wydają się na jego tle jeszcze jaśniejsze, niż w rzeczywistości. – Jak wyglądam? – pyta znienacka.
– Normalnie – wzruszasz ramionami, na co on wywraca oczami.
– Opisz mnie.
– Jasne włosy, młoda twarz; wysoki i szczupły.
Malfoy wpatruje się w ciebie z konsternacją.
– Potter, właśnie mnie obraziłeś – oświadcza w końcu urażonym głosem.
– Co? Dlaczego? – dziwisz się.           
– Nie można mnie tak byle jak opisywać. Trzeba to robić z uczuciem – tłumaczy ze spokojem. – Spróbuj jeszcze raz.
– Nie za bardzo wiem, jak – przyznajesz cicho, bardzo zdziwiony zachciankami chłopaka.
Draco wzdycha przeciągle i siada naprzeciwko ciebie, przyglądając ci się badawczo.
– Co robisz? – pytasz przestraszony.
– Masz ciemne włosy – mówi w odpowiedzi – ale nie powiedziałbym, że są czarne. Raczej w bardzo ciemnym odcieniu brązu. No i są w zupełnym nieładzie – gęste, sięgające ci prawie do ramion. Twoje oczy mają głęboki, zielony odcień. Tylko gdzieniegdzie na tęczówce widać jasnozielone plamki. Masz młodą twarz o dojrzałych, jednak nie dorosłych jeszcze rysach. Na policzkach widnieją dwa maleńkie pieprzyki, a tu, na czole – pewnym, acz delikatnym ruchem odgarnia ci grzywkę – jest czerwona blizna w kształcie błyskawicy.
Podczas gdy Malfoy wpatruje się w twoją bliznę nieodgadnionym wzrokiem, ty wpatrujesz się w niego – jak zaczarowany. Czujesz na twarzy jego przyjemnie ciepły oddech, czujesz jego dotyk, który znowu okazuje się taki… prawdziwy, że aż dziwisz się, jak mogłeś do tej pory żyć bez niego. Nie sądziłeś, że jesteś tak samotny, by teraz cieszyć się z dotyku Draco.
Tymczasem chłopak odsuwa się i przygląda ci się z zadowoleniem.
– I tak masz mnie opisać – mówi i kładzie się na piasku.
– Spróbuję – chrząkasz i skupiasz całą swą uwagę na leżącym Malfoyu.
Jest piękny. To określenie przychodzi ci do głowy jako pierwsze. Ma nietypową urodę, która nie każdemu może się spodobać, ale posiada coś, co przyciąga wzrok. Co sprawia, że nie można go od niego odwrócić. Platynowe włosy rozsypują się na piasku, a pojedyncze kosmyki grzywki wpadają do stalowych oczu. Wąskie usta są delikatnie rozchylone – zaróżowione, pełne, wydają się takie gładkie i miękkie, ale jednocześnie nieprzystępne. Skóra na twarzy jest idealna, bez jakiejkolwiek skazy, jakby problemy nastolatków wcale go nie dotyczyły. Jasna i zdrowa, delikatna. Draco ma poważny i wyniosły wyraz twarzy, ale jeśli unosi kąciki ust i robi to naprawdę szczerze, jego rysy się wygładzają i przez chwilę chłopak wygląda, jakby miał dwanaście lat.
– Zasnąłeś tam? – słyszysz głos Malfoya, który otwiera jedno oko i uśmiecha się łagodnie. – Czekam, Potter! Nie mam nieograniczonej ilości czasu.
– Nie? A co? Musisz iść do pracy? – prychasz rozbawiony.
– Po prostu powiedz mi, jak wyglądam, dobrze? – irytuje się i z powrotem zamyka oczy.
Starasz się go opisać, jak tylko najlepiej potrafisz, próbując nie przeoczyć ani jednego szczegółu. Opisujesz jego włosy, a kiedy przerywa ci i pyta, jakiej są długości – odpowiadasz mu, że sięgają zaledwie karku. Następnie dokładnie opowiadasz mu o jego oczach, nie pomijając ani jednej plamki, ani jednego odcieniu szarości, jaka się w nich pojawia. Kiedy nareszcie kończysz Draco otwiera oczy i wzdycha przeciągle.
– Po co ci to było? – pytasz zniecierpliwiony.
– Chciałem się dowiedzieć, jakiego mnie zapamiętałeś – odpowiada Malfoy.
– O co ci chodzi? – nie rozumiesz.
– O to, że ja zapamiętałem cię jako ucznia szóstej klasy – tłumaczy Draco zirytowany – i chciałem zobaczyć, jako kogo ty mnie zapamiętałeś. Wygląda na to, że również jako szóstoklasistę.
Musisz mieć bardzo zdziwioną minę, bo Malfoy przewraca oczami i patrzy na ciebie z powątpiewaniem.
– Harry, Harry, Harry – cmoka z niezadowoleniem – nie masz pojęcia o czym mówię, prawda?
– To takie zabawne? – obruszasz się.
– Szczerze? Tak – kpi sobie Draco, rozbrajająco się przy tym uśmiechając. – Gdy ktoś staje się dla ciebie wyraźny, kiedy już kogoś dostatecznie dobrze poznajesz, to widzisz go takiego, jakiego najlepiej zapamiętałeś z przeszłego życia. Nawet jeśli go wcale nie pamiętasz – uprzedza twoje pytanie. – Wiem, że to bardzo trudne dla ciebie, ale postaraj się to zrozumieć – prycha rozbawiony.
– Bardzo śmieszne, Malfoy. Jestem pewien, że ty rozumiesz to doskonale – prychasz.
– Oczywiście, że to rozumiem. – Draco unosi wyżej brodę i patrzy na ciebie z wyższością. – Wątpisz?
– Jakże bym śmiał! – podnosisz ręce w obronnym geście, zanosząc się śmiechem. Malfoy do ciebie nie dołącza, ale uśmiecha się. Po chwili jednak uspokajasz się i poważniejesz. – Szczerze mówiąc, nie rozumiem niczego, co tu się dzieje – przyznajesz ze zrezygnowaniem.
– Kto rozumie? – wzdycha Draco i kładzie się na brzuchu, podpierając głowę rękami.
Masz ochotę wyśmiać go za popełnioną przez niego gafę, ale kiedy zauważasz wyraz jego twarzy, ochota na żarty i kpiny ci przechodzi. Chłopak leży na piasku, wpatrując się smutno przed siebie.
– Wszystko w porządku? – pytasz, dotykając nieśmiało jego ramienia.
Patrzy na ciebie z roztargnieniem i wzrusza ramionami, kręcąc powoli głową. Zupełnie nie wiesz, co to ma oznaczać.
– Nic nie jest w porządku, Harry – mówi w końcu cichym głosem. – Z kim ja teraz będę spędzał wolny czas? – dramatyzuje, starając się wyglądać śmiesznie, ale wiesz, że tak naprawdę bardzo się boi znowu być samotnym.
– Ze mną – oświadczasz natychmiast, uśmiechając się szczerze.
– Naprawdę? – podnosi się z piasku z błyskiem w oku.
– No… – wahasz się – nie mogę z tobą być przez calutki czas, ale…
– Dlaczego nie możesz? – dziwi się Malfoy bardzo niezadowolony.
– Mam Cho…
– Kogo?
– Sophie – poprawiasz się. – I parę innych osób.
– Och, rozumiem. – Draco przybiera ostry głos. – W takim razie możesz już do nich iść.
– Może pójdziesz ze mną? – proponujesz mu, nie zważając na jego ton.
– Jasne – prycha z irytacją. – Żeby mnie rozszarpali żywcem?
– Dlaczego mieliby to zrobić?
– Bo mnie nienawidzą – oświadcza Malfoy z rozbrajającą szczerością.
– Sophie cię nie zna. Mark też.
– No to nie pozna – wzrusza ramionami Draco i znowu zaczyna wpatrywać się w wodę. – Nie potrzebuję ich – dodaje buntowniczym tonem.
– Nie potrzebujesz? To jak zamierzasz się stąd wydostać? Sam? – Jak on w ogóle może myśleć w ten sposób?
– Dzięki, że mi przypomniałeś, jaki to jestem beznadziejny – warczy rozeźlony.
– Nie powiedziałem tak! – bronisz się, zdenerwowany na niego. – Po prostu chcę ci pomóc!
Malfoy już otwiera usta, by coś powiedzieć, ale zamyka je zaraz i wpatruje się w ciebie z uporem. Wydaje ci się, jakby czas nagle stanął w miejscu. Jeszcze przed chwilą miałeś ochotę rzucić się na niego i pobić za te wszystkie niedorzeczności, które wygaduje, a teraz siedzi naprzeciwko ciebie, wpatrując się ze spokojem wprost w twoją twarz, a ty czujesz, jak wszystkie negatywne emocje cię opuszczają. Czujesz współczucie do tego samotnego chłopaka, który nie potrafi się odnaleźć i broni się, jak może, przed otaczającym go światem i ludźmi, nie widząc, że tak naprawdę sam siebie krzywdzi.
– Jak chcesz mi pomóc? – unosi brew.
– Przedstawię cię moim… znajomym, jako mojego przyjaciela, pokażę im, że nie jesteś zły – wręcz przeciwnie. Pomogę ci zdobyć przyjaciół.
Przez chwilę Malfoy milczy, patrząc na ciebie dziwnie, po czym mówi:
– To brzmi tandetnie, Potter – prycha, nie mogąc się dłużej powstrzymać. – Ostrzegam, że nie będę się przed nimi płaszczył!
– Czy ja każę ci to robić? – wzdychasz z roztargnieniem.
– Tak tylko mówię. Na wszelki wypadek.
Wstajecie i idziecie w stronę niezbyt stromego zejścia z wydm, a gdy już docieracie na ich szczyt, Draco jeszcze raz ogląda się za siebie.
– Dla ciebie też niebo jest błękitne?
– Tak. Nareszcie – uśmiechasz się z niewymowną ulgą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz