niedziela, 2 maja 2010

Czyściec - Fragment 29



            Rozdzielacie się na rozstaju dróg – Malfoy wraca do swojego domu, a ty postanawiasz odwiedzić Ginny. Przyglądasz się jeszcze odchodzącemu Draco, jego lekko przygarbionym plecom, i uśmiechasz się do siebie głupkowato, jednocześnie czując w sercu coś dziwnego, jakąś niezrozumiałą pustkę i… tęsknotę? Nie, to niedorzeczne. Przecież nie możesz już za nim tęsknić! Zaciskasz ze złością pięści. Opanuj się, nie jesteś jakąś rozhisteryzowaną nastolatką! Odwracasz się gwałtownie i ruszasz w stronę domu Weasleyów, starając się wyrzucić z myśli Malfoya. Okazuje się jednak, że to nie takie łatwe. Wciąż masz przed oczami scenę z plaży, kiedy leżał obok ciebie i… i to, kiedy kładzie dłoń na twoim brzuchu. Tak naprawdę do tej pory nigdy cię nie dotykał, nie w ten sposób. Zawsze były to jakieś przypadkowe muśnięcia, na przykład gdy obok siebie siedzieliście albo wtedy, gdy na nim zasnąłeś. Jednak zawsze był to dotyk niezamierzony – a przynajmniej starałeś się tak myśleć – a teraz? Zmieniło się to w coś zupełnie innego. Wydawało się, że Draco robi to zupełnie bezwiednie, ale coś w jego spojrzeniu kazało się nad tym zastanowić. Potrząsasz głową. To niemożliwe. Niemożliwe! Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę… chciałbyś, żeby to było prawdopodobne.         

– Harry! – W drzwiach pojawia się drobna kobieta z rudymi włosami opuszczonymi luźno na ramiona. Macha do ciebie przyjaźnie, zapraszając gestem do siebie.
            Uśmiechasz się niepewnie i otwierasz skrzypiącą cicho furtkę, przechodzisz przez ogród, a Ginny obejmuje cię mocno.
            – Zastanawiałam się, kiedy przyjdziesz – mówi, rozluźniając uścisk. Jej zachowanie wciąż wydaje ci się zupełnie niezrozumiałe. Jesteś jej byłym mężem, osobą, która ją zdradziła, a jednak ona nadal zachowuje się tak, jakby ta sytuacja nigdy nie miała miejsca.
            – Jest… Ron? – pytasz cicho, próbując zajrzeć do środka ponad jej ramieniem.
– Tak – odpowiada od razu Ginny, uśmiechając się radośnie. – Wejdź. – Odsuwa się, robiąc ci miejsce.
            – Ale… – wahasz się, stojąc nadal przed drzwiami, bojąc się zrobić choć jeden krok. W środku jest jej brat, więc dlaczego dziewczyna zaprasza cię do domu? Przecież on… Przełykasz głośno ślinę, czując w sercu narastające poczucie wstydu.
            – Harry, wszystko w porządku, wejdź – powtarza Ginny, kładąc ci dłoń na ramieniu i popychając delikatnie do przodu.
Ron siedzi na fotelu, przygarbiony, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Z jego twarzy możesz odczytać złość i niepewność, pięści ma mocno zaciśnięte – w ogóle cały jest spięty, jakby gotowy do ataku albo… obrony. Kiedy wchodzisz do środka, podnosi spojrzenie i wpatruje się w ciebie ze skupieniem.
            – Hej – witasz go słabym głosem.
            – Ron – ponagla go Ginny, gdy kolejna minuta upływa na milczeniu.
– Cześć – odzywa się w końcu chłopak, podnosząc się niezgrabnie z fotela. Wyciągasz ku niemu dłoń, a ten ściska ją po chwili wahania. – Siadaj. – Wskazuje ci kanapę, po czym sam na niej siada. Jego siostra zajmuje z niechęcią miejsce na fotelu.
            – Gdzieś ty był? – zaczyna Ginny, przyglądając ci się z zaciekawieniem.
– Eee… – Cały ten czas spędziłem z Draco, kąpiąc się w jeziorze i świetnie się bawiąc. Nie, tak nie możesz powiedzieć. W zamian wzruszasz tylko ramionami. – W różnych miejscach.
Zapada niezręczna cisza, a ty czujesz na sobie baczne spojrzenia rodzeństwa, co nie jest zbyt przyjemne. Chcesz się odezwać, powiedzieć coś, czym zaciekawisz Rona i przekonasz go do siebie, jednak nic takiego nie przychodzi ci do głowy. Czujesz, że między wami jest jakaś więź, nić cichego porozumienia, które jednak skutecznie nawzajem niwelujecie.
– Ty nadal… zadajesz się z tym… Joshem? – pyta znienacka Ron, a jego głos nabiera groźnego tonu.
            – Tak. – Twoje mięśnie automatycznie się napinają. – A co?
– Nic, tylko pytam. – Chłopak ponownie wzrusza ramionami. Marszczy brwi, jakby nad czymś intensywnie myślał, po czym dodaje z niemal niezauważalnym uśmiechem: – Chyba nie może być aż taki zły, skoro tyle z nim wytrzymujesz…
Już otwierasz usta, by udzielić mu zgryźliwej odpowiedzi, jednak zamykasz je od razu, uświadamiając sobie, że te słowa… Były jak wyciągnięcie ręki na zgodę,  zawoalowana próba pojednania. Ron patrzy na ciebie z wahaniem, bojąc się, że nie zrozumiałeś jego intencji. Uśmiechasz się szczerze.
– Albo to ja jestem jakiś nienormalny. – Twarz Weasleya rozjaśnia się i po chwili dom wypełnia wasz śmiech.
Ginny przewraca oczami, jednak kąciki jej ust unoszą się powoli.

                                                                       ~~*.*~~

            – Jak zdołałaś go do mnie przekonać?
Słońce powoli chowa się za widnokręgiem w towarzystwie jasnoróżowych i fioletowych chmurek. Jego delikatne promienie wpadają do pokoju przez otwarte na oścież okno i układają się na podłodze obok twoich stóp. Atmosfera stanowczo się rozluźniła. Wraz z zawoalowanym pojednaniem, powróciły do ciebie wspomnienia z życia przed czyśćcem. Wspomnienia pełne roześmianej twarzy Rona, wspólnych meczy quidditcha albo jakichś pojedynków, walk… Nie masz pojęcia, co to były za walki, jednak teraz nie jest to dla ciebie istotne. Czujesz się tak, jakby twoje serce było do tej pory dziurawe, a za sprawą dawnego przyjaciela pustka została załatana.
– Było ciężko, przyznaję, wiesz przecież, że Ron jest strasznie uparty – mówi Ginny, znowu wywracając oczami.
            – Hej! Ja wciąż tu jestem! – oburza się chłopak.
– Ale nie poddawałam się – kontynuuje dziewczyna, ignorując brata – i w końcu się udało. Trochę mówiłam mu o wspomnieniach, o tamtym życiu… chyba za nim zatęsknił.
            Spoglądasz na Rona, którego uszy robią się czerwone.
– Ginny, jakie wspomnienia masz dokładniej na myśli? – pytasz, przenosząc wzrok z powrotem na swoją byłą żonę.
– Z czasów szkolnych. Pamiętam, że zawsze trzymaliście się razem, że przyjeżdżałeś do nas na święta… Pamiętam mistrzostwa świata w quidditchu! Tysiące ludzi na stadionach i tę atmosferę!
Quidditch… coś ci to mówi. No tak, grałeś w to z Ronem – pamiętasz. Na boisku do quidditcha byłeś z Cho… Ale jest czym on właściwie jest?
            – Też nie pamiętasz, co to jest? – pyta Ron, jakby czytał ci w myślach.
            – Nie – odpowiadasz bezradnie.
            – Naprawdę nie wiecie? – dziwi się Ginny. – Wy, mężczyźni?
            – Ojej, nie ekscytuj się tak – mamrocze oburzony chłopak.
            – Po prostu to takie absurdalne…
– Ron, na pewno w końcu sobie przypomnimy – mówisz pocieszającym głosem. Weasley kiwa głową, posyłając siostrze gniewne spojrzenie. Ginny wzrusza tyko ramionami i w pokoju na chwilę zapada cisza. – Jak długo już tu jesteście?
– Jakieś sto dni – odpowiada dziewczyna, wciskając się głębiej w fotel. – A Ron około stu dwudziestu – dodaje ciszej.
Wytrzeszczasz na nich oczy. Ponad sto dni? Ty jesteś tu siedemdziesiąt, a już wydaje ci się, że to wieczność! A co dopiero ponad sto…? Jak bardzo zamknięty na ludzi musi być Ron, skoro tak długo nie może się stąd wydostać? Po dłuższym zastanowieniu dochodzisz do wniosku, że to dla niego raczej normalne  zachowanie. Nie jest człowiekiem, który zaufa każdemu, nie jest w stanie otworzyć się na wszystkich i wszystko. Ginny miała problemy, jednak szybko dała sobie z nimi radę. Tak, teraz w niczym nie przypomina już tej szalejącej, wrzeszczącej dziewczyny, tarzającej się po ziemi, błagającej o pomoc. Teraz na powrót stała się silna i pewna siebie, choć, gdy patrzysz na nią, gdy zaglądasz jej w oczy, dostrzegasz strach, tak dobrze skrywany, ale jednak… Po chwili nawiedza cię kolejna myśl – jak długo musi być tutaj Draco? No tak, oczywiście, nigdy o tym nie rozmawialiście.
            – Harry! – Z rozmyślań wyrywa się Ron, potrząsający twoim ramieniem.
            – C–co?
– Mówimy do ciebie od kilku minut – odpowiada. – Wszystko w porządku? – pyta, zniżając głos.
            – Tak, oczywiście. Przepraszam, zamyśliłem się – uśmiechasz się do niego.
            – No więc, jak długo ty tu jesteś?
            – Około siedemdziesięciu dni. Ron, Dra… to znaczy, Josh, był tutaj przed tobą?
Chłopak patrzy na ciebie badawczo, jakby szukając w twoich słowach jakiegoś podstępu.
            – Dlaczego pytasz?
            – Po prostu… chciałbym wiedzieć – mówisz.
– Przecież to twój kumpel. – Ron staje się coraz bardziej podejrzliwy. Jasne brwi marszczą się.
– Tak, wiem, ale… – szepczesz. Jak głupio musi to brzmieć! – Nie rozmawiamy o tym… – przyznajesz.
Weasley przygląda ci się przez dłuższą chwilę, otwierając i zamykając usta jakby chciał coś powiedzieć, po czym przenosi spojrzenie na Ginny.
            – Tak, był tu przede mną – odpowiada w końcu. 
             
                                                                       ~~*.*~~

            Reszta wieczoru upływa wam na rozmowach o wspomnieniach i dociekaniu, co mogły oznaczać, czego mogły dotyczyć. Pamiętacie jedynie kawałki i nie potraficie złożyć wszystkiego w całość. Gdy podnosisz się z kanapy, żeby wyjść, za oknem rozpościera się już ciemność, na niebie nie ma ani jednej gwiazdy, a księżyc schowany jest za szarymi chmurami.
            – Cieszę się, że między nami wszystko już w porządku – mówisz do Rona, stojąc w drzwiach.            
– Brakowało mi ciebie, stary – odpowiada chłopak, uśmiechając się niepewnie. Podchodzisz do niego i obejmujesz go mocno, klepiąc po plecach. – To, co? Widzimy się jut… – Zanim jednak kończysz zdanie, Ron znika. Tak, jak wcześniej Snape. Po prostu rozpływa się w powietrzu! Rozglądasz się przestraszony, jednak napotykasz jedynie smutne oczy Ginny.
            – Tego mu brakowało – mówi cicho. – Teraz na pewno będzie mu lepiej – uśmiecha się blado.
            – Gin…
            – Nie, Harry, idź. Poradzę sobie. – Nie jesteś tego pewien, ale słuchasz jej i naciskasz klamkę. – Do zobaczenia!
Nie robisz nawet dziesięciu kroków, gdy czujesz na rękach chłodne krople. Po chwili mżawka zamienia się w ulewę Słyszysz ten charakterystyczny szum deszczu; słyszysz, jak odbija się o dachy domów, rozpryskuje się na ziemi, u twoich stóp oraz na tobie. Koszulka szybko robi się mokra i przykleja ci się do ciała, jednak nie cię skupiasz się na tym. Idziesz wolnym krokiem, podnosząc twarz w kierunku nieba, i śmiejąc się jak głupi. Chciałbyś, żeby Draco też to poczuł… A może akurat…? Może też stoi w ogrodzie, czeka na ciebie, mokry od deszczu? Nie, to niemożliwe… Na pewno na ciebie nie czeka. A przynajmniej się do tego nie przyzna. Przyspieszasz jednak kroku i po chwili popychasz furtkę do jego ogrodu. W środku jest ciemno – pewnie śpi, jak zwykle, śmiejesz się do siebie. Przed wejściem utworzyła się już duża kałuża, w której wciąż rozpryskują się kolejne krople. Naciskasz klamkę i wchodzisz do środka, szukając automatycznie włącznika światła.
Mrużysz oczy, oślepiony blaskiem płynącym z lampy, a gdy powoli, ostrożnie je otwierasz i podchodzisz do kanapy, żeby obudzić Draco… spostrzegasz, że jego tam nie ma.
Dom jest pusty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz