poniedziałek, 22 marca 2010

Czyściec - Fragment 22



            – No dobra, Potter, wiem, że wolisz cierpieć w samotności, ale mnie chyba możesz wtajemniczyć?
Powoli podnosisz głowę i spoglądasz na Draco, leżącego nonszalancko na kanapie, z jedną ręką na karku, a drugą zwisającą w powietrzu. Wyjątkowo nie przeszkadza ci to, że jest taki beztroski, podczas gdy ty cierpisz, a on nie zdaje sobie z tego sprawy. Przecież on… może on… też…
– Draco? – Szare oczy wpatrują się w ciebie ze skupieniem. – Czy ty… co… jaka… – Jąkasz się, nie wiedząc, jak ująć myśli w słowa. To nie takie proste, pytać kogoś o najgorsze rzeczy, jakie pamięta. Na dodatek po tak długim czasie, w którym skupiałeś się tylko na sobie.

Malfoy patrzy na ciebie wyczekująco, na jego twarzy błąka się delikatny, kpiący uśmieszek, jednak stara się go powstrzymać. Nauczył się już, że gdy zaczynasz się jąkać, zazwyczaj chcesz powiedzieć o czymś ważnym. Postanowił to uszanować i nie śmiać się z ciebie – na twoją własną prośbę. Zamiast tego prostuje się i czeka w ciszy, aż w końcu zbierzesz się w sobie.
– Jaka jest najgorsza rzecz, jaką pamiętasz?
– No, Potter, myślałem, że będzie gorzej – śmieje się Draco, z powrotem się rozluźniając i opadając na kanapę.
– Bardzo śmieszne. – Wzruszasz ramionami, wpatrując się w niego. Jednak niczego się nie nauczył. A na pewno nie do końca. Dureń.
– Najgorsza rzecz? – mówi sam do siebie. Jego szklany wzrok wędruje do góry, do sufitu i błądzi po nim przez chwilę. – Pamiętam, że miałem kogoś zabić. To była moja misja, byłem z tego taki dumny. Narażałem życie innych, żeby osiągnąć swój cel, ale wcale mnie to nie obchodziło. Pamiętam też, że zabiłem… kolegę, dawnego przyjaciela. Ale nic więcej mi o tym nie wiadomo. Tylko tyle.
Przez chwilę głos znowu odmawia ci posłuszeństwa. Czujesz w gardle gulę nie do przełknięcia. Uczucie złości, potwornej złości na samego siebie, powoli wypełnia cię od środka.
– K–kiedy… od kiedy pamiętasz? – Wypowiadasz słowa cicho, powoli, przymykając lekko oczy, jakbyś starał się uciec od tego, co możesz zaraz usłyszeć.
– Nie wiem. Może od trzech tygodni? – Zastanawia się, wzruszając ramionami. – Albo dłużej?
– I nic mi nie powiedziałeś? – Twój głos załamuje się. Wstajesz z fotela i siadasz na kanapie, obok Draco.
– Po co miałbym ci to mówić? – dziwi się Malfoy, również siadając.
– Nie wiem… bo… Bo ja mówię ci o moich problemach – odpowiadasz.
– Potter, ty o nich mówisz, a ja nie. Sam potrafię sobie z nimi poradzić.
– Ale jeśli chciałbyś o nich porozmawiać…
– Jeżeli będę potrzebował psychologa, na pewno nie zgłoszę się do ciebie. Nie martw się – śmieje się Draco, opierając głowę na zagłówku kanapy.
– Ta, dzięki. I nie ma za co – dąsasz się. Czujesz się zdecydowanie lepiej, choć wiesz, że to, co powiedział ci Draco, powinno cię raczej zmartwić. On jednak nie jest na ciebie zły. Wiesz, że jeśli będzie potrzebował pomocy, ty mu ją zaoferujesz, a on ją przyjmie. Postanawiasz się tym teraz nie przejmować. – Dobra, idę. – Wstajesz z kanapy i ruszasz do wyjścia. – Może przejdziesz się ze mną?
– To kusząca propozycja, Potter, a na dodatek niezwykle romantyczna, jednak twoje biedne serce będzie musiało jeszcze trochę poczekać.
– Jak sobie chcesz. Może Pansy i Blaise będą chcieli…
– Kto?
– Penny i Mark – odpowiadasz, wywracając oczami.
– Mark? – powtarza za tobą Draco, a w jego głosie słyszysz wahanie.
– Tak, Mark.
– Może jednak spacer dobrze mi zrobi? – Po dłuższej chwili Malfoy wstaje z kanapy, przeczesuje dłonią włosy i podchodzi do ciebie. – Coś taki zdziwiony? – obrusza się na widok twojej miny.
– Nie, nic – mamroczesz i otwierasz drzwi.

~~*.*~~

Pansy i Draco rozmawiają zawzięcie na jakiś temat, ale ty myślami jesteś zupełnie gdzie indziej i niezbyt dokładnie słuchasz słów Blaise’a, który idzie obok ciebie, prawiąc co jakiś czas uwagi niemal na każdy temat. Słońce świeci wyjątkowo mocno, nie czujesz jednak gorąca, jakie powinno temu towarzyszyć. Temperatura jest wiosenna, a powietrze lekkie i świeże, przyjemne. Gdybyś tylko mógł poczuć na twarzy powiew delikatnego, chłodnego wiatru… Nie możesz zrozumieć reakcji Malfoya na twoją propozycję zabrania na spacer Zabiniego. Przecież teraz w ogóle ze sobą nie rozmawiają! Czy Draco może zależeć na Blaisie? I dlaczego ta świadomość wywołuje u ciebie uczucie zazdrości i gniewu?
– Draco? – Pansy zatrzymuje się gwałtownie i patrzy zdziwiona na chłopaka.
Malfoy nic nie mówi, tylko wpatruje się w nią niepewnie, a kiedy w końcu dociera do niego rzeczywistość, uśmiecha się lekko, choć w jego oczach dostrzegasz ulgę i radość. Radość, której wcześniej u niego nie widziałeś. Po chwili ty również doświadczasz czegoś na wzór otępienia i nagle przypominasz sobie kolejne fakty. Pansy i Draco – przyjaciele z dzieciństwa. Ze szkoły. Nienawidziłeś jej równie mocno jak jego. To się teraz jednak nie liczy. Czekasz na wybuch śmiechu, rzucenie się na szyję, jednak nic takiego nie następuje. Po prostu podają sobie dłonie i idą dalej, w milczeniu, jakby właśnie wcale nie rozpoznali w sobie przyjaciół. Podążasz za nimi z równie milczącym Blaisem u boku, który teraz przygląda im się z zaciekawieniem. To wszystko wydaje się takie dziwne, tajemnicze – zupełnie ci się nie podoba. Przypominasz sobie radość, z jaką odkryłeś, że Sarah to Luna, Emily to profesor McGonagall, a Sophie to Cho. Oni na tę wiadomość zareagowali nie tak, jak się tego spodziewałeś. Później zapytasz o to Draco.
– Harry, może nie będziemy im przeszkadzać? – odzywa się półszeptem Zabini. – Wpadniesz do mnie?
– Nie przeszkadzacie nam – uprzedza cię Malfoy, odwracając się nagle.
– Jesteś pewien? – pytasz go bez przekonania. O co mu chodzi?
– Oczywiście. – Draco mierzy bacznym spojrzeniem Blaise’a. Co najmniej nieprzyjaźnie.
– Dobra, jak sobie życzysz! – zgadza się Zabini, podnosząc ręce w obronnym geście. – Tylko spokojnie – dodaje zirytowany i wyrównuje krok z Pansy.
Całą drogę na wydmy milczycie. Zerkasz co chwilę na Draco, próbując odczytać coś z jego twarzy, ale jak zwykle pozostaje kamienna i zupełnie bez wyrazu. Może jednak się myliłeś? Może Malfoyowi wcale nie chodziło o Blaise’a, a przynajmniej nie w tym sensie? Ale… nie, druga opcja jest całkowicie niemożliwa i bezsensowna. Siadacie na ciepłym, delikatnym piasku, tyłem do rozpościerającego się przed wami widoku niezmąconej tafli wody. Oglądasz się przez ramię i zastanawiasz, kiedy w końcu stanie się prawdziwą wodą, w której będzie można się wykąpać, poczuć ją, jej prawdziwość. Ma delikatny odcień błękitu pomieszanego z zielenią, miejscami wydaje się lazurowa. Niedługo na pewno nabierze ostrzejszego koloru, wyrazistości – będzie cudowna. Piasek też nabrał barw i teraz jest taki, jaki powinien być – sypki i jasnobrązowy, rozświetlony przez promienie słońca. Wtedy, gdy uratowałeś Draco, był jeszcze biały, bez wyrazu, mogłeś go jedynie poczuć. Ten dzień wydaje się teraz taki odległy. Wtedy było zupełnie inaczej, nigdy nie przypuszczałbyś, że Malfoy stanie się dla ciebie tak ważny. Tak, nie boisz się tego. Zależy ci na nim i nie wiesz, co byś bez niego zrobił. Przyzwyczaiłeś się już do jego stylu bycia, przesiadywania do późna w jego domu, jego kaprysów, kpiących uśmieszków, wrednych uwag i... do tych szarych, szklanych oczu, w których czasami – udaje ci się go na tym przyłapać! – dostrzegasz czułość, ciepłe, ludzkie uczucia, które tak skrzętnie stara się schować za kamienną maską.
– Halo! Harry! – Blaise macha ci dłonią przed twarzą, śmiejąc się głośno. – Wszystko w porządku?
Odrywasz niechętnie wzrok od jeziora i spoglądasz na roześmianą twarz Zabiniego.
– O czym marzyłeś? – dopytuje się chłopak, trącając cię w ramię. – A może raczej powinienem zapytać, o kim?
To takie głupie, ale mimowolnie rumienisz się na to, zdawałoby się, zwyczajne pytanie. Marzyć o Draco? Spoglądasz na niego i zadziwia cię upór i wyczekiwanie, z jakim na ciebie patrzy.
– Och, odwal się, Zabini. – Śmiejesz się, odpychając go od siebie, wciąż jednak zerkając ukradkiem na Draco. Blaise popycha cię na piasek i zaczyna się z tobą siłować, udając, że okłada cię pięściami albo dusi. Próbujesz się przed nim obronić, ale jest bardzo silny i z łatwością przygniata cię do ziemi.
– Przestaniecie w końcu zachowywać się jak dzieci? – Pansy wywraca oczami. Zdaje się, że wyrwała się w końcu z tego dziwnego otępienia, w jakie wprawiło ją rozpoznanie Malfoya.
            – Złaź ze mnie – warczysz na Zabiniego, śmiejąc się przez zęby.
Chłopak wyszczerza się w kpiącym uśmiechu i już przymierza się do ataku, kiedy hamuje go lodowaty głos Draco.
            – Nie słyszałeś? Zostaw go.
Blaise odwraca się do niego i posyła mu zirytowane spojrzenie, ale schodzi z ciebie, siada obok Pansy i zaczyna otrzepywać się z piasku.
            – Przepraszam, panie ochroniarzu – mruczy pod nosem, wyraźnie zdenerwowany.
Malfoy uśmiecha się kpiąco, z zażenowaniem i odwraca wzrok, nawet na ciebie nie patrząc. Próbujesz pochwycić go, chcąc dowiedzieć się, o co mu chodzi, on jednak uporczywie ucieka spojrzeniem gdzie indziej. Nagle tracisz całą ochotę na spacery i zabawy. Zupełnie nie rozumiesz, o co w tym wszystkim chodzi. Draco w istocie zachowuje się, jakby był twoim ochroniarzem, a ty za nic w świecie nie chcesz takiego traktowania. Kiedy wstajesz, wreszcie podnosi na ciebie pytający wzrok.
– Idę do domu. Później się zobaczymy – rzucasz im na pożegnanie. Tym razem ty omijasz spojrzeniem Malfoya. Tak, Pansy ma rację – zachowujecie się zupełnie jak dzieci. – Muszę porozmawiać z Johnnym – dodajesz ciszej, tak, by mógł usłyszeć cię tylko Draco. Jakby to był twój obowiązek – mówić mu gdzie idziesz i po co? Co ty w ogóle robisz? Kim on dla ciebie jest?!
Malfoy unosi jasną brew i wygina usta w pogardliwym uśmiechu, po czym odwraca się. Uznając to za pożegnanie, odchodzisz szybkim krokiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz