Pansy i Blaise stoją obok siebie, gdy
wchodzisz do domu. Wyglądają na niepewnych, posyłają ci nieodgadnione
spojrzenia, jednak milczą. W końcu, gdy wchodzi Draco, prostują się i zajmują
miejsca – Parkinson na fotelu, a Zabini na kanapie. Siadasz obok niego, a
Malfoy sadowi się po twojej drugiej stronie. Czujesz się w obowiązku rozpocząć
rozmowę, ponieważ to właśnie ty zainicjowałeś całą tę sytuację. Malfoy
przybliża się do ciebie, szukając wsparcia. Masz ochotę odtrącić go, jednak nie
robisz tego, tylko posłusznie siedzisz, pozwalając mu na ten zmniejszony
dystans.
Po
dłuższej chwili milczenia, Draco w końcu się odzywa – jest swobodny i pewny
siebie, choć doskonale wiesz, że za swoją maską kryje lęk i obawę.
–
Wybaczcie, nie przedstawiłem się – nazywają mnie tu Joshua, w skrócie Josh –
obdarza ich uśmiechem, mimo że i tak nie mogą go dostrzec.
– Miło
cię poznać, Josh. Ja jestem Penelope, możesz mi mówić Penny. – Pansy wydaje się
być całkowicie szczera i pogodna. Wyciąga rękę do Draco, który ujmuje ją i
potrząsa lekko. Następnie przedstawia się ponownie Blaise’owi, który nieco
mniej ufnie odpowiada tym samym.
Na
początku rozmowa jest drętwa i bezsensowna. Urywane słowa, niedokończone
zdania. Powoli tracisz nadzieję, że cokolwiek z tego wyjdzie. Coś ci jednak
podpowiada, że ta trójka znajdzie wspólny język, że coś ich łączy, że jeszcze
ci za to podziękują. Póki co Pansy stara się flirtować z Draco. Nie podoba ci
się to. Malfoy jest uprzejmy i widać wcale mu to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie
– odpowiada na jej słowa z nie mniejszym zaangażowaniem. Czekasz na reakcję
Blaise’a, jednak jemu wszystko jest chyba obojętne.
– On nie
jest taki zły – mówi ci po cichu, kiedy Pansy i Draco wymieniają się uwagami na
temat krajobrazu czyśćca.
–
Naprawdę tak uważasz?
– Tak.
Dlaczego miałbym kłamać? – dziwi się chłopak. – Jeśli chodzi ci o tę scenę,
kiedy tu przyszliśmy, to całkowicie go rozumiem. Ja też nie byłbym zadowolony,
gdyby ktoś obcy nagle wtargnął do mojego domu. Tym bardziej dwóch obcych!
Kiwasz
głową, zgadzając się z nim w pełni, po czym obaj włączacie się do rozmowy z
Pansy i Malfoyem. Napięcie opadło i dziękujesz za to niebiosom. Draco nadal
siedzi jak najbliżej ciebie, jednak nie czujesz już jego napiętych mięśni.
– Blaise
– zwracasz się do chłopaka, na co Malfoy reaguje wzdrygnięciem. O co mu chodzi?
O to, że znasz prawdziwe imię Marka? – Pamiętasz, jak mi mówiłeś, ile czasu już
tu jesteś?
– Ty
jeszcze to pamiętasz? – śmieje się Zabini. – To było prawie sześć tygodni temu!
– Sześć
tygodni!? – Niemal dławisz się własną śliną. – W takim razie jesteśmy tu…
– Ja
siedem tygodni – oznajmia, na wpół dumny ze swoich obliczeń, na wpół
niezadowolony z tak dużej liczby.
– Ja
prawie osiem – mówisz bardziej do siebie. Osiem tygodni przeleciało niemal jak
jeden tydzień! Ani się obejrzałeś, a już minęły dwa miesiące. Do tej pory nie
zdawałeś sobie z tego sprawy, jednak teraz wydaje ci się to dziwnie niemożliwe.
Draco
zauważa twoją reakcję. Wykonuje jakiś ruch, jednak natychmiast się wstrzymuje i
tylko wzdycha ciężko, uśmiechając się do ciebie delikatnie. Osiem pieprzonych
tygodni, a ty nadal tu tkwisz.
–
Nie martw się, Potter, na pewno niedługo nadejdzie twój czas. – Pansy uśmiecha
się do ciebie pokrzepiająco. – A później nasz, chyba że nie będziesz się
starał, to będzie na odwrót – dodaje ze śmiechem.
Mięśnie
Malfoya napinają się, ale nadal milczy.
~~*.*~~
Przez
dłuższy czas rozmowa upływa całkiem przyjemnie. Malfoy w końcu wydaje się do
nich przekonać i zachowuje się całkiem swobodnie, wymieniając różne uwagi na
przemian z Pansy i Blaisem. Wobec chłopaka nadal zachowuje się dość oschle, a
czasem wręcz nieprzyjemnie, ale zupełnie nie rozumiesz przyczyny tego
zachowania.
Parkinson właśnie się śmieje z żartu Zabiniego, który siedzi po twojej lewej
stronie z ręką założoną za twoimi plecami, na oparciu kanapy, a ty śmiejesz się
razem z nimi. Czujesz się nad wyraz dobrze, jakbyś właśnie spędzał czas… z
przyjaciółmi. Miła atmosfera nie trwa jednak długo, ponieważ dłoń Blaise’a –
nieważne czy przypadkiem, czy celowo – dotyka ramienia Draco, który natychmiast
na to reaguje.
– Nie pozwalaj
sobie, Mark – warczy.
–
Wyluzuj! – śmieje się dalej Zabini. Gdyby mógł ujrzeć wyraz twarzy Malfoya, na
pewno nie byłby taki radosny. Draco jest po prostu wściekły, jego szczęki są
zaciśnięte, a z oczu – zazwyczaj szarych, bez wyrazu – tryska gniew.
–
Zabierz tę rękę. – Nie daje za wygraną.
– Jasne.
–Blaise wzrusza ramionami, dalej się śmiejąc.
–
Powiedziałem: zabierz tę rękę! – Draco nie wytrzymuje. Chwyta ramię Zabiniego i
odpycha je, z dala od siebie i… ciebie?
Chłopak
jest wyraźnie zdziwiony takim zachowaniem, jednak nie komentuje tego, tylko
milczy, wymieniając z Pansy nieodgadnione spojrzenie. Znowu. Do końca
wizyty dziewczyna stara się załagodzić sytuację i w końcu jej się to udaje – Blaise
i Draco rozstają się we względnej zgodzie. Obaj chyba postanowili, że nie warto
chować urazy.
Słońce
znajduje się już niewiele powyżej linii horyzontu. Jeszcze trochę i może
będziesz mógł oglądać zachody? Na razie jednak niebo nadal pozostaje błękitne –
jedynie jego barwa nieco pociemniała. Chmury wciąż pozostają białe i delikatne.
Stoisz przy oknie, obserwując Pansy i Blaise’a znikających w oddali za
niewyraźnymi dla ciebie domami. Wydaje ci się, że jeszcze nie raz tych dwoje
zawita w domu Draco. Masz nadzieję, że Malfoy nie będzie się przed tym
wzbraniał.
Odwracasz się i napotykasz baczne, utkwione w tobie spojrzenie chłopaka. Jego
twarz ma beznamiętny, nieodgadniony wyraz. Z powrotem nawiedzają cię te okropne
myśli, jego słowa: „Nie potrzebuję nikogo”. Znowu czujesz w sobie ten
nieopanowany gniew, który sprawia, że masz ochotę uderzyć Malfoya, zranić go.
Mocno. Bierzesz kilka głębszych oddechów, marszczysz brwi i ruszasz do wyjścia.
Po prostu wyjdziesz i odejdziesz, może kiedyś wrócisz… Bo przecież cię nie
potrzebuje, ani nie chce!
– Gdzie
idziesz? – Draco podnosi się z kanapy i podchodzi do ciebie.
– Do
domu. A gdzie miałbym iść? – prychasz, mierząc go spojrzeniem.
Malfoy
wzrusza ramionami, chowając ręce do kieszeni. Jego wzrok błądzi gdzieś w
okolicach twojej szyi, jakby nie miał odwagi spojrzeć ci w oczy. Nigdy nie
widziałeś, by zachowywał się w ten sposób.
– Poza
tym… przecież mnie nie potrzebujesz, a więc do widzenia – dodajesz i odwracasz
się na pięcie.
–
Potter…
– Co?!
Przecież tak powiedziałeś! Nie będziesz mi teraz wmawiał, że tak nie było!
Skoro uważasz, że nie jestem ci potrzebny, to w takim razie pójdę do siebie,
nie będę ci przeszkadzał – radź sobie sam! Na pewno świetnie dasz sobie radę.
–
Potter…
– Ze mną
czy beze mnie – jaka różnica, prawda!? – ciągniesz dalej, dysząc ze złości.
–
Potter! – Draco chwyta się za nadgarstki i ściska je mocno, aż czujesz, że drętwieją
ci dłonie.
– Co?! –
wrzeszczysz, bliski granic wytrzymałości. Czujesz, jak wszystko się w tobie
gotuje, czujesz, że mógłbyś teraz rozszarpać go na strzępy. Gołymi rękami.
–
Potter, to nie tak – mówi Malfoy, bezbarwnym, stanowczym głosem.
– Nie!?
Och, no oczywiście! Teraz mi będziesz wmawiał, że żartowałeś, że…
–
Potrzebuję cię. Bardzo cię potrzebuję. I chcę cię… tutaj, przy mnie. Żebyś był
ze mną. Bo… naprawdę cię potrzebuję.
Milczysz, wpatrując się w jego bladą, przystojną twarz, na której teraz pojawia
się tak wiele emocji. Chyba po raz pierwszy w życiu pozwolił sobie na coś
takiego. Jest szczery. Widzisz ból, szczere uczucia, cichą prośbę… A gdzieś
głębiej, pośród szarości jego oczu, dostrzegasz coś jeszcze. Czułość? Nie
wiesz, jak to nazwać, jednak jesteś pewien, że teraz nie kłamie, że mówi
prawdę. Jego uścisk rozluźnia się nieznacznie. Wiesz, że to wszystko, że nie
przeprosi cię. Takie słowa nie mogą przecież paść z jego ust, mimo tego… już mu
przebaczyłeś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz