środa, 10 marca 2010

Czyściec - Fragment 20


Pansy i Blaise stoją obok siebie, gdy wchodzisz do domu. Wyglądają na niepewnych, posyłają ci nieodgadnione spojrzenia, jednak milczą. W końcu, gdy wchodzi Draco, prostują się i zajmują miejsca – Parkinson na fotelu, a Zabini na kanapie. Siadasz obok niego, a Malfoy sadowi się po twojej drugiej stronie. Czujesz się w obowiązku rozpocząć rozmowę, ponieważ to właśnie ty zainicjowałeś całą tę sytuację. Malfoy przybliża się do ciebie, szukając wsparcia. Masz ochotę odtrącić go, jednak nie robisz tego, tylko posłusznie siedzisz, pozwalając mu na ten zmniejszony dystans.

Po dłuższej chwili milczenia, Draco w końcu się odzywa – jest swobodny i pewny siebie, choć doskonale wiesz, że za swoją maską kryje lęk i obawę.
– Wybaczcie, nie przedstawiłem się – nazywają mnie tu Joshua, w skrócie Josh – obdarza ich uśmiechem, mimo że i tak nie mogą go dostrzec.
– Miło cię poznać, Josh. Ja jestem Penelope, możesz mi mówić Penny. – Pansy wydaje się być całkowicie szczera i pogodna. Wyciąga rękę do Draco, który ujmuje ją i potrząsa lekko. Następnie przedstawia się ponownie Blaise’owi, który nieco mniej ufnie odpowiada tym samym.
Na początku rozmowa jest drętwa i bezsensowna. Urywane słowa, niedokończone zdania. Powoli tracisz nadzieję, że cokolwiek z tego wyjdzie. Coś ci jednak podpowiada, że ta trójka znajdzie wspólny język, że coś ich łączy, że jeszcze ci za to podziękują. Póki co Pansy stara się flirtować z Draco. Nie podoba ci się to. Malfoy jest uprzejmy i widać wcale mu to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie – odpowiada na jej słowa z nie mniejszym zaangażowaniem. Czekasz na reakcję Blaise’a, jednak jemu wszystko jest chyba obojętne.
– On nie jest taki zły – mówi ci po cichu, kiedy Pansy i Draco wymieniają się uwagami na temat krajobrazu czyśćca.
– Naprawdę tak uważasz?
– Tak. Dlaczego miałbym kłamać? – dziwi się chłopak. – Jeśli chodzi ci o tę scenę, kiedy tu przyszliśmy, to całkowicie go rozumiem. Ja też nie byłbym zadowolony, gdyby ktoś obcy nagle wtargnął do mojego domu. Tym bardziej dwóch obcych!
Kiwasz głową, zgadzając się z nim w pełni, po czym obaj włączacie się do rozmowy z Pansy i Malfoyem. Napięcie opadło i dziękujesz za to niebiosom. Draco nadal siedzi jak najbliżej ciebie, jednak nie czujesz już jego napiętych mięśni.
– Blaise – zwracasz się do chłopaka, na co Malfoy reaguje wzdrygnięciem. O co mu chodzi? O to, że znasz prawdziwe imię Marka? – Pamiętasz, jak mi mówiłeś, ile czasu już tu jesteś?
– Ty jeszcze to pamiętasz? – śmieje się Zabini. – To było prawie sześć tygodni temu!
– Sześć tygodni!? – Niemal dławisz się własną śliną. – W takim razie jesteśmy tu…
– Ja siedem tygodni – oznajmia, na wpół dumny ze swoich obliczeń, na wpół niezadowolony z tak dużej liczby.
– Ja prawie osiem – mówisz bardziej do siebie. Osiem tygodni przeleciało niemal jak jeden tydzień! Ani się obejrzałeś, a już minęły dwa miesiące. Do tej pory nie zdawałeś sobie z tego sprawy, jednak teraz wydaje ci się to dziwnie niemożliwe.
Draco zauważa twoją reakcję. Wykonuje jakiś ruch, jednak natychmiast się wstrzymuje i tylko wzdycha ciężko, uśmiechając się do ciebie delikatnie. Osiem pieprzonych tygodni, a ty nadal tu tkwisz.
– Nie martw się, Potter, na pewno niedługo nadejdzie twój czas. – Pansy uśmiecha się do ciebie pokrzepiająco. – A później nasz, chyba że nie będziesz się starał, to będzie na odwrót – dodaje ze śmiechem. 
Mięśnie Malfoya napinają się, ale nadal milczy.
                                                                      
~~*.*~~

Przez dłuższy czas rozmowa upływa całkiem przyjemnie. Malfoy w końcu wydaje się do nich przekonać i zachowuje się całkiem swobodnie, wymieniając różne uwagi na przemian z Pansy i Blaisem. Wobec chłopaka nadal zachowuje się dość oschle, a czasem wręcz nieprzyjemnie, ale zupełnie nie rozumiesz przyczyny tego zachowania.
Parkinson właśnie się śmieje z żartu Zabiniego, który siedzi po twojej lewej stronie z ręką założoną za twoimi plecami, na oparciu kanapy, a ty śmiejesz się razem z nimi. Czujesz się nad wyraz dobrze, jakbyś właśnie spędzał czas… z przyjaciółmi. Miła atmosfera nie trwa jednak długo, ponieważ dłoń Blaise’a – nieważne czy przypadkiem, czy celowo – dotyka ramienia Draco, który natychmiast na to reaguje.
– Nie pozwalaj sobie, Mark – warczy.
– Wyluzuj! – śmieje się dalej Zabini. Gdyby mógł ujrzeć wyraz twarzy Malfoya, na pewno nie byłby taki radosny. Draco jest po prostu wściekły, jego szczęki są zaciśnięte, a z oczu – zazwyczaj szarych, bez wyrazu – tryska gniew.
– Zabierz tę rękę. – Nie daje za wygraną.
– Jasne. –Blaise wzrusza ramionami, dalej się śmiejąc.
– Powiedziałem: zabierz tę rękę! – Draco nie wytrzymuje. Chwyta ramię Zabiniego i odpycha je, z dala od siebie i… ciebie?
Chłopak jest wyraźnie zdziwiony takim zachowaniem, jednak nie komentuje tego, tylko milczy, wymieniając z Pansy nieodgadnione  spojrzenie. Znowu. Do końca wizyty dziewczyna stara się załagodzić sytuację i w końcu jej się to udaje – Blaise i Draco rozstają się we względnej zgodzie. Obaj chyba postanowili, że nie warto chować urazy.
Słońce znajduje się już niewiele powyżej linii horyzontu. Jeszcze trochę i może będziesz mógł oglądać zachody? Na razie jednak niebo nadal pozostaje błękitne – jedynie jego barwa nieco pociemniała. Chmury wciąż pozostają białe i delikatne. Stoisz przy oknie, obserwując Pansy i Blaise’a znikających w oddali za niewyraźnymi dla ciebie domami. Wydaje ci się, że jeszcze nie raz tych dwoje zawita w domu Draco. Masz nadzieję, że Malfoy nie będzie się przed tym wzbraniał.
Odwracasz się i napotykasz baczne, utkwione w tobie spojrzenie chłopaka. Jego twarz ma beznamiętny, nieodgadniony wyraz. Z powrotem nawiedzają cię te okropne myśli, jego słowa: „Nie potrzebuję nikogo”. Znowu czujesz w sobie ten nieopanowany gniew, który sprawia, że masz ochotę uderzyć Malfoya, zranić go. Mocno. Bierzesz kilka głębszych oddechów, marszczysz brwi i ruszasz do wyjścia. Po prostu wyjdziesz i odejdziesz, może kiedyś wrócisz… Bo przecież cię nie potrzebuje, ani nie chce!
– Gdzie idziesz? – Draco podnosi się z kanapy i podchodzi do ciebie.
– Do domu. A gdzie miałbym iść? – prychasz, mierząc go spojrzeniem.
Malfoy wzrusza ramionami, chowając ręce do kieszeni. Jego wzrok błądzi gdzieś w okolicach twojej szyi, jakby nie miał odwagi spojrzeć ci w oczy. Nigdy nie widziałeś, by zachowywał się w ten sposób.
– Poza tym… przecież mnie nie potrzebujesz, a więc do widzenia – dodajesz i odwracasz się na pięcie.
– Potter…
– Co?! Przecież tak powiedziałeś! Nie będziesz mi teraz wmawiał, że tak nie było! Skoro uważasz, że nie jestem ci potrzebny, to w takim razie pójdę do siebie, nie będę ci przeszkadzał – radź sobie sam! Na pewno świetnie dasz sobie radę.
– Potter…
– Ze mną czy beze mnie – jaka różnica, prawda!? – ciągniesz dalej, dysząc ze złości.
– Potter! – Draco chwyta się za nadgarstki i ściska je mocno, aż czujesz, że drętwieją ci dłonie.
– Co?! – wrzeszczysz, bliski granic wytrzymałości. Czujesz, jak wszystko się w tobie gotuje, czujesz, że mógłbyś teraz rozszarpać go na strzępy. Gołymi rękami.
– Potter, to nie tak – mówi Malfoy, bezbarwnym, stanowczym głosem.
– Nie!? Och, no oczywiście! Teraz mi będziesz wmawiał, że żartowałeś, że…
– Potrzebuję cię. Bardzo cię potrzebuję. I chcę cię… tutaj, przy mnie. Żebyś był ze mną. Bo… naprawdę cię potrzebuję.
Milczysz, wpatrując się w jego bladą, przystojną twarz, na której teraz pojawia się tak wiele emocji. Chyba po raz pierwszy w życiu pozwolił sobie na coś takiego. Jest szczery. Widzisz ból, szczere uczucia, cichą prośbę… A gdzieś głębiej, pośród szarości jego oczu, dostrzegasz coś jeszcze. Czułość? Nie wiesz, jak to nazwać, jednak jesteś pewien, że teraz nie kłamie, że mówi prawdę. Jego uścisk rozluźnia się nieznacznie. Wiesz, że to wszystko, że nie przeprosi cię. Takie słowa nie mogą przecież paść z jego ust, mimo tego… już mu przebaczyłeś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz