niedziela, 14 marca 2010

Czyściec - Fragment 21


Pierwsze, co czujesz, to nieprzyjemne ukłucie w plecach, jakby dosłownie ktoś złamał ci je w paru miejscach. Pomimo to jest ci ciepło i przytulnie. Leżysz wtulony w oparcie fotela, przykryty puchowym kocem, choć nie przypominasz sobie, byś przed zaśnięciem się nim okrywał. Otwierasz oczy i spostrzegasz Draco, który siedzi na kanapie i czyta książkę. Cienkie blond kosmyki wysunęły mu się zza ucha i opadły na oczy, dotykając policzków i łaskocząc je delikatnie. Jego szare spojrzenie przesuwa się od akapitu do akapitu, ale zauważasz, że nie jest wystarczająco mocno skupiony na lekturze. Myślami jest chyba zupełnie gdzieś indziej. Poruszasz się nieznacznie i Malfoy od razu podnosi głowę. Kąciki jego ust drgają lekko, jakby nie był pewien, czy ma się uśmiechnąć, czy też byłaby to dla niego jakąś ujmą. W końcu jednak uśmiecha się szczerze, ale wciąż dość niepewnie.

– Dzień dobry – witasz go, odwzajemniając gest.
– Dzień dobry, Potter – odpowiada, unosząc jedną brew do góry. – Jak mogłeś zasnąć na tym niewygodnym, twardym… czymś? – pyta głosem załamującym się z odrazy.
– To coś, to fotel, Draco – informujesz go pobłażliwie, wygrzebując się spod koca. – I wcale nie jest tak twardy ani niewygodny…
– Och, jasne, dlaczego w takim razie nie prostujesz się do końca? Czyżby bolały cię plecy? – Uśmiecha się kpiąco.
– Spadaj. – Śmiejesz się, poruszając delikatnie głową, próbując nieco rozluźnić swoje mięśnie.
Malfoy wzrusza ramionami i wraca do książki, jednak znowu wydaje ci się, że jego myśli błądzą gdzieś indziej.
– Dziękuję za koc – rzucasz, starając się, by zabrzmiało to całkowicie beztrosko. Zapada cisza i w oczekiwaniu na jego odpowiedź aż przechodzą cięciarki . Wyśmieje cię? Będzie się zarzekał, że tego nie zrobił?
– Nie ma za co, Potter – odpowiada Draco, nie podnosząc oczu znad książki. – Myślałem też nad przebraniem cię w piżamę, ale… – Jego nieprzeniknione spojrzenie prześlizguje się po twojej sylwetce – wiesz, że nie lubię się dzielić moimi rzeczami.

                                                                       ~~*.*~~

Twoje próby porozmawiania z Ginny spełzają na niczym. Ron skutecznie uniemożliwia ci jakikolwiek kontakt ze swoją siostrą, a nie zamierzasz załatwiać niczego przez pośredników. Mimo to nie rezygnujesz. Ludzie nie są zbyt przekonani do Weasleyówny, ale jej brat robi wszystko, by w końcu ją polubili. Nie każdy potrafi jednak zaufać byłemu szaleńcowi, co widoczne było również w sytuacji Draco. Masz nadzieję, że Ginny chce zawiązać jakieś przyjaźnie i nie będzie tak uparta jak twój przyjaciel.
Ostatnio dni mijają ci wyjątkowo szybko i przyjemnie – prawie cały czas spędzasz z Malfoyem, Pansy i Blaisem, spacerując po mieście lub po prostu rozmawiając. Czujesz się z nimi dobrze i swobodnie, jak z prawdziwą paczką przyjaciół, choć nie uważasz, że musiałbyś zwierzać im się ze swoich problemów. W tej kwestii ufasz tylko Draco. Parkinson szybko znalazła wspólny język z Malfoyem, który zresztą wyraźnie bardzo ją polubił. Inaczej sytuacja wygląda z Zabinim. Zupełnie nie rozumiesz Draco. Nie potrafisz stwierdzić, czy go lubi, czy nie, ponieważ jego stosunek do Blaise’a różni się w zależności od tego, czy jesteście sami, czy z nim. 
Od dawna nie widziałeś Cho. Ilekroć wracałeś do swojego domu, zawsze na wszelki wypadek odwiedzałeś także ją, ale za każdym razem zastawałeś puste mieszkanie. Przeraża cię fakt, że tak naprawdę wcale nie cierpisz z powodu jej nieobecności. Gdyby okazało się, że już odeszła – cieszyłbyś się. Owszem, właśnie to sobie obiecałeś, że zrobisz wszystko, żeby Cho jak najkrócej cierpiała w tym okropnym miejscu. Jednak teraz, w obliczu nowych wydarzeń, w obliczu niektórych faktów z przeszłości, wolałbyś, żeby Chang w ogóle tu nie było. I jest to pragnienie całkowicie egoistyczne.
Kiedy tak idziesz i po raz kolejny zaczynasz zastanawiać się nad Ginny, Cho i całą tą sprawą ze zdradą, wpadasz na Johnny’ego.
– Simon – warczy mężczyzna, rozcierając sobie coś, co chyba jest jego ramieniem.
– Przepraszam, nie zauważyłem cię – mamroczesz, przerażony tonem jego głosu.
– Jestem pewien, że nie zauważyłbyś nikogo, nawet gdyby z naprzeciwka szło tuzin ludzi – syczy, przechodząc obok ciebie.
– Hej, przeprosiłem cię! Byłem zamyślony, mam wiele na głowie, bardzo mi przykro – tłumaczysz się, podążając za Johnnym.
Mężczyzna odwraca się gwałtownie i ponownie o mało na niego nie wpadasz.
– Może cię to zdziwi, ale słyszałem, co powiedziałeś,. Przeprosiny przyjęte, czego jeszcze chcesz? – Wypowiada słowa szybko, płynnie, jednak każde z nich wydaje się przeciągnięte. Boleśnie przeciągnięte.
– Wszystko w porządku? pytasz i zaraz gryziesz się w język. – Johnny nie odpowiada. – Chciałem jeszcze przeprosić, że wtedy tak uciekłem, bez słowa – wyrzucasz z siebie po chwili. Czujesz się jak kilkunastoletni uczeń, przepraszający swojego nauczyciela za złe zachowanie. To uczucie jest ci dziwnie bliskie i znajome, a jednocześnie takie… znienawidzone?
– Mógłbyś mi w takim razie wytłumaczyć, co się wtedy stało?
– Coś sobie przypomniałem, coś bardzo ważnego i jednocześnie strasznego…
– Śmierć?
– Nie! – odpowiadasz natychmiast. – To tylko… – Wzdychasz przeciągle. Sekundy dłużą się niemiłosiernie. Po chwili słowa po prostu same wypływają ci z ust: – Zrobiłem coś okropnego, w tamtym życiu. Coś haniebnego. Ja… zdradziłem. A teraz okazało się, że osoby, które zdradziłem… są tutaj. I pamiętają to… – Nie rozumiesz, dlaczego mu to mówisz. Niemal obcej osobie. Ale nieważne, najwyżej cię wyśmieje. Czekasz na jego słowa ze spuszczoną głową.
– Co dla ciebie jest w tym najstraszniejsze? – pyta znienacka, gardłowym głosem.
– Co? Że… to zrobiłem. Że zdradziłem – wyznajesz.
– Wiesz, dlaczego to zrobiłeś?
– Nie.
– W takim razie najpierw się dowiedz, a później się zadręczaj – stwierdza oschle.
– NIE! – wrzeszczysz, tracąc nad sobą kontrolę. – Znowu to samo! Dlaczego mam czekać na powód? Przecież zdradziłem! Nie chcę szukać usprawiedliwienia. Sam fakt, że to zrobiłem… to jest straszne! Okropne! Obrzydliwe! A wy mi mówicie, że może miałem powód?
Johnny milczy przez dłuższy czas i nagle nachodzi cię wielka ochota, by go uderzyć. On też nie rozumie…
– Skoro tak uważasz, to zadręczaj się dalej. Ja bym ci jednak radził, żebyś najpierw poznał wszystkie fakty, zachowywał się jak cywilizowany człowiek, a nie jak rozbestwiony bachor – mówi.
– Jak śmiesz?!
– Tak po prostu – odpowiada z prychnięciem Johnny i odwraca się.
– Za kogo ty się masz? – wrzeszczysz za nim. – Myślisz, że kim jesteś? Ty… ty nic nie wiesz! Nic nie rozumiesz!
Nagle mężczyzna dopada do ciebie i chwyta cię za szatę na piersiach, potrząsając tobą mocno. Czujesz, jak jego paznokcie wbijają ci się w skórę, czujesz jego ciężki oddech na twarzy, kiedy cedzi kolejne słowa.
– Wiem i rozumiem więcej, niż myślisz. Robiłem straszne rzeczy, takie, o których tobie na pewno nawet się nie śniło! Przypomniałem sobie wiele złego, tak naprawdę tylko zło. Myślałem, że nawet nie zasługuję na czyściec, że moje miejsce jest w piekle, ale… – jego głos jest cichy i charczący. Przeszywa każdą komórkę twojego ciała. To gorsze niż krzyk. – Ale okazało się, że to wszystko miało swój powód. Gdybym zatrzymał się tylko na tamtych wspomnieniach, oszalałbym. W zamian za to, zacząłem odkrywać, dociekać, zapoznawać się z nowymi ludźmi, szukać odpowiedzi! I znalazłem ją. W osobie, którą zdradziłem. I teraz wiem, że najważniejsze są fakty. Czyściec lubi płatać nam figle. Nie w jego interesie jest, byśmy się stąd wydostali. On wszystko utrudnia, sprawia, że jest jeszcze gorzej. Dlatego przypominamy sobie najgorsze rzeczy, dlatego na naszej drodze nagle stają sami wrogowie albo ludzie, których najchętniej spotkali ogóle byśmy nie poznawali. Ale czasem trzeba stawić czoła przeciwnościom losu, a nawet samemu Czyśćcowi. Kiedy już to zrobisz, przekonasz się, że może od samego początku powinieneś poszukać odpowiedzi, a nie bezsensownie się zadręczać . Dociekaj, Simon. Szukaj, pytaj, czekaj… ale nie szalej. Nie daj się temu opanować. Bo to będzie oznaczało twój koniec.
Palce, które trzymały twoją koszulkę, puszczają ją i Johnny odchodzi, nie oglądając się ani razu, nie czekając na twoje słowa. Po prostu idzie, a ty stoisz w miejscu, nie mogąc się ruszyć. Czujesz się jak ostatni idiota. Do tej pory wydawało ci się, że ta zdrada jest najgorszym, co mogło cię spotkać, że nikt tutaj na pewno nie doświadczył czegoś równie strasznego, ale… sposób, w jaki mówił ten mężczyzna, co mówił… On na pewno przeżył coś o wiele gorszego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz