Głos grzęznie ci w gardle, a serce nagle
przestaje bić. Czas zatrzymuje się w miejscu.
– Co? –
udaje ci się wykrztusić.
Cho,
widząc twoją minę, uśmiecha się pocieszająco i podchodzi do ciebie, po czym
siada pospiesznie obok, na łóżku, otaczając cię ramieniem.
– Och,
Harry – śmieje się łagodnie. – Nie martw się, nic mi się nie stało. Kate nie
jest aż taka zła. Zmieniła się, nie krzyczy już ani nie płacze, zachowuje się
całkiem normalnie. Tylko czasami trzęsie się ze strachu albo wzdryga, jakby
ktoś klepnął ją znienacka w plecy. Ale jest nieszkodliwa, nie martw się.
Ta
wiadomość bardzo cię uspokaja i z ulgą wypuszczasz powietrze. Nie do końca chodziło
o bezpieczeństwo Cho, ale skoro zinterpretowała to w ten sposób – niech tak
będzie. Skoro jednak się zakolegowały, to niedługo mogą się zaprzyjaźnić, a
wtedy… Co będzie wtedy?
–
Wszystko w porządku, Harry? – Chang obejmuje cię mocniej, kładąc głowę na twoim
ramieniu. – Wyglądasz jakoś blado i mizernie. Kiedy ostatnio spałeś?
– Tej
nocy, u Draco – odpowiadasz bezmyślnie, nie bardzo zastanawiając się nad tym,
co mówisz.
– U
kogo? – pyta Cho.
– U
Josha – prostujesz odruchowo.
Dziewczyna nic nie odpowiada, ale czujesz, że jej mięśnie napinają się. Nie
reagujesz na to jednak i po dłuższej chwili milczenia, kiedy w myślach
odtwarzasz wszelkie scenariusze wydarzeń po rozpoznaniu cię przez Cho i Ginny,
Chang odzywa się nagle:
– Wiesz,
zastanawiałam się nad tym, co sobie przypomnieliśmy. Nad tą zdradą. – Drżysz. –
Zareagowałam zbyt spontanicznie. Oczywiście, to, co zrobiliśmy, jest straszne,
ale… nie wiemy, dlaczego, nie znamy wszystkich faktów i możliwe, że twoje
wspomnienia – nasze wspomnienia – to jedynie cząstka, która oderwana od całości
jest bezsensowna, nielogiczna i zwodnicza. Myślę, że nie powinniśmy się tym
zamartwiać, dopóki nie dowiemy się wszystkiego.
Przełykasz głośno ślinę, obejmując ją w pasie.
– Tak,
Cho. Masz rację. Całkowitą rację.
~~*.*~~
Słońce
znajduje się już wysoko nad widnokręgiem, kiedy do twoich drzwi puka Penelope.
Jest stanowcza i pewna siebie, i po chwili – nie czekając na zaproszenie –
wchodzi do środka. Przemierza twój pokój, a jej kroki są mocne, choć
jednocześnie pełne gracji. Zatrzymuje się przy kanapie, na której właśnie
leżysz, i patrzy na ciebie z góry, opierając dłonie na jej oparciu.
Dobrze,
że Cho musiała wyjść wcześniej, żeby spotkać się ze swoimi znajomymi, bo na
pewno nie zniosłaby takiego zachowania. Może nawet nazwałaby je zuchwałym. Ale
dla ciebie nie jest to niczym niezwykłym ani złym, że Penny wchodzi do twojego
domu wręcz nieproszona. Szczerze mówiąc, czujesz ulgę, widząc właśnie ją, a nie
Chang, Draco albo kogokolwiek innego, uwikłanych w to całe zamieszanie, jakim
jest twoja zdrada. Cieszysz się również, że Cho w końcu ma swoich własnych znajomych,
własne życie, niezależne od ciebie i niezwiązane z twoim, że potrafi sama sobie
poradzić i chyba jest szczęśliwa. Możliwe, że nie jesteś jej już potrzebny, ale
ta świadomość jakoś cię nie smuci – przecież ty również znalazłeś kogoś, kto
wydaje się być dla ciebie o wiele ważniejszy niż ona. Może nawet mógłbyś nazwać
Draco swoim przyjacielem?
Tymczasem Penelope stoi nieruchomo przy kanapie, niemal nad tobą, nie odzywając
się.
– Eee…
cześć? – Postanawiasz zaryzykować.
– Witaj
– odpowiada bezbarwnym głosem.
Znowu
zapada cisza.
–
Wszystko w porządku? – odzywasz się znowu po upływie kilku minut w ciszy.
–
Właśnie chciałam zapytać cię o to samo.
– Chyba
nie rozumiem – mruczysz niewyraźnie, zastanawiając się, co też mogło się stać,
bo przecież nie wie nic o Ginny i Cho. To niemożliwe.
– Nie
mów, że nic nie pamiętasz – prycha zirytowana, siadając na oparciu.
– Nie
wiem, o co ci chodzi – przyznajesz, czując się coraz bardziej głupio.
Penny
wzdycha przeciągle.
– O to,
gdy spotkałeś mnie i Blaise’a – pomijasz fakt, że zna jego imię – kiedy
rozmawialiśmy przy jego domu. Stanąłeś przed nami, nagle znieruchomiałeś,
mówiliśmy do ciebie, ale nie odpowiadałeś, a potem po prostu uciekłeś…
Pamiętasz?
– Och,
tak. – Musisz przyznać, że czujesz ulgę. Oczywiście niedorzeczne byłoby, gdyby
Penelope wiedziała coś o twoich problemach sercowych, ale na pewno byś się z
tego nie cieszył.
– No
więc… wszystko w porządku? – ponawia pytanie.
– Eee…
tak. – Uśmiechasz się niepewnie. – Przepraszam, nie chciałem cię martwić –
dodajesz.
– Czy ja
mówię, że mnie zmartwiłeś? – odpowiada natychmiast Penny ostrym głosem. – Po
prostu chciałam się upewnić, że nie stałeś się kolejnym wariatem.
Coś w
jej głosie i zaciętości mówi ci jednak, że dziewczyna naprawdę się zmartwiła. I
nie tylko o swoje życie, ale także o twoje.
– Skoro
wszystko wytłumaczone, idę – oznajmia i podnosi się z kanapy.
–
Penny…? – Zatrzymujesz ją, kiedy już stoi przed drzwiami.
– Tak? –
Dziewczyna ledwie się odwraca.
–
Dziękuję – mówisz cicho, oblewając się jak głupi rumieńcem.
I już ją
widzisz. Krótko przycięte czarne włosy, sięgające ramion i gęstą grzywkę,
wpadającą jej gdzieniegdzie do ciemnych oczu. Ten lekko zadarty nosek, napiętą,
ale zgrabną sylwetkę.
– Nie ma
za co, Potter – warczy i odwraca się natychmiast, gdy tylko spostrzega, kim
jesteś. Chyba nie jest zadowolona z twojego widoku.
Nie
wiedzieć dlaczego ten fakt wyraźnie cię smuci. Zdążyłeś ją polubić. I lubisz ją
nadal, teraz także, gdy okazała się być Pansy Parkinson, znienawidzoną
koleżanką z lat szkolnych. Dziewczyna jednak nie wychodzi – stoi w miejscu,
wpatrując się w klamkę w drzwiach, jakby przed czymś się wahając . Nawet nie
zastanawiasz się nad tym, co robisz, tylko wstajesz i do niej podchodzisz.
– Pansy
– odzywasz się niepewnie, nie bardzo wiedząc, co masz teraz powiedzieć.
Parkinson powoli staje z tobą twarzą w twarz, wciąż jednak nie rozluźniając
napiętych mięśni, jakby bojąc się, że możesz jej coś zrobić. Nagle uderza cię
straszna świadomość, że może w przeszłym życiu… coś jej zrobiłeś…
– Co
pamiętasz? – pytasz natychmiast.
– Czy to
ważne? – odpowiada opryskliwie.
– Tak,
ja… Nie skrzywdziłem cię, prawda? – To pytanie wyjątkowo ciężko wydobywa się z
twoich ust.
Pansy
patrzy na ciebie zdziwiona – chyba nie tego się spodziewała.
– Jasne,
Potter. Wykorzystałeś mnie seksualnie, a później uciekłeś – prycha. Zapada
chwila milczenia, a twoje oczy robią się coraz większe, serce bije coraz
szybciej. Ona tylko żartuje, prawda? – Ale ty jesteś głupi! Zresztą… to chyba
żadna nowość – dodaje po chwili, uśmiechając się szyderczo, choć dostrzegasz w
tym geście trochę szczerości, może nawet ciepła? – Nic mi nie zrobiłeś, durniu,
a na pewno niczego nie pamiętam. Po prostu… nie sądziłam, że mogę zaprzyjaźnić
się z byłym wrogiem.
Kiedy w
końcu odzyskujesz głos, a serce wraca do normalnego tempa, chwytasz Pansy za
ramiona, które okazują się wyjątkowo drobne i delikatne.
– Teraz
nie jestem twoim wrogiem – zapewniasz ją, uśmiechając się szczerze.
– Dobra,
dobra. Zresztą… nieważne. Co było, minęło – mówi beztrosko, na co uśmiechasz
się jeszcze szerzej.
– Nie
wiem, dlaczego, ale poczułem ulgę, kiedy zobaczyłem ciebie, a nie kogoś… innego
– wyznajesz jej z mocą, zastanawiając się, skąd u ciebie w tym momencie tyle
pozytywnych emocji i ogólnej radości.
– Bardzo
cieszę się twoim szczęściem, Potter, ale zapewniam, że nie podzielam twojej
ulgi, czy czegoś, co tam poczułeś – odpowiada, unosząc wysoko ciemną brew. –
Potter? Nawet nie próbuj mnie przytulić! Z tobą naprawdę jest coś nie tak!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz