sobota, 7 stycznia 2012

Duch - Rozdział 32

Rozdział 32 – Zaufanie

            Nie odzywają się do siebie. To dopiero drugi dzień – a może już? – ale Harry czuje, jakby minęły tygodnie. Draco czuje to samo. Robią wszystko, żeby nie spotkać się na którymś z korytarzy. Niepisanym prawem sypialnia nagle zaczyna należeć tylko do Harry’ego, a biblioteka staje się własnością Draco. I jedynie komnata Narcyzy pozostaje tą groźną, niepewną strefą, w której mogą na siebie wpaść. Metaforycznie… lub też nie. W zasadzie sami nie są pewni, czy ta „zdrada” była istotnym powodem ich zerwania kontaktów. Przecież Harry nie należy do Draco, Draco nie należy do Harry’ego – dzielą ze sobą świat, nic więcej. Ale ponownie – czy to jest „tylko” czy też jednak „aż”? Harry rozerwał tę cienką otoczkę rozciągniętą nad Malfoy Manor, otaczającą ich mikrokosmos, mieszczący jedynie Pottera i Malfoya oraz jego matkę. Na siłę wciągnął kogoś jeszcze albo może raczej wyszedł na zewnątrz – bez pozwolenia. Nie, nie potrzebował pisemnej zgody – potrzebował tylko czystego sumienia i pewności, że to, co robi, jest poprawne. Ale on wiedział, że nie było, a teraz, kiedy jest już po wszystkim, nie ma odwrotu. Zniszczył coś, co tak mozolnie próbowali zbudować. Teraz dopiero widzi z całą jasnością, ile trudu włożyli obaj w tę dziwną koegzystencję.

            Potrzebował tego. Jest tego równie pewien jak faktu, że potrzeba ta była niewybaczalną zbrodnią – nie tylko wobec Draco, ale także wobec samego siebie; wobec ich wspólnego życia. Draco nie miał możliwości zasmakować czegoś podobnego – dlaczego więc on, tak po prostu, sięgnął po to przy pierwszej okazji?
            Harry miesza cukier w należącej do Narcyzy filiżance, znad której unosi się gęsta para. Kobieta nie poruszyła się tego dnia ani razu. Nawet na niego nie spojrzała. Wciąż i wciąż, niezmiennie, wpatruje się w widok rozciągający się za oknem, a w Harrym z każdym kolejnym dniem narasta frustracja. Ma ochotę podejść do firan i zaciągnąć je mocnym, gwałtownym szarpnięciem. Szczelnie, tak żeby nie było widać przez nie ani skrawka szarego, śnieżnego nieba. A później odwrócić się do Narcyzy i spojrzeć w jej puste, stalowe oczy i zaśmiać się w jej twarz. Powiedzieć coś w stylu: „I co teraz zrobisz? Odezwiesz się w końcu? W co będziesz się teraz wgapiać? Jaką znajdziesz sobie wymówkę, by na mnie nie patrzeć?!”… ale przecież tego nie zrobi. Odkłada z brzękiem łyżeczkę i nieco zbyt energicznie przesuwa spodek z filiżanką w stronę kobiety. Kilka kropli herbaty wylewa się i spływa po białej porcelanie. Zerka na Narcyzę, szukając w niej jakiejkolwiek reakcji, ale nie odnajduje jej i opada z przeciągłym syknięciem na fotel. Po co mu to wszystko? Po cholerę dostał to wszystko, stworzył to wszystko, skoro zepsuł to w ciągu kilkunastu minut? Skoro wszystko to zostało mu odebrane…? Pomarszczona twarz Narcyzy pozostaje zastygła. Zmarszczki jakby pogłębiły się od kilku godzin. Harry odwraca od niej wzrok. Jego spojrzenie pada na półkę z książkami i nagle Harry przypomina sobie o eliksirze, o którym pisał Johansson w „Miastach świata”, które skończył czytać poprzedniego dnia. Myślał, że może znajdzie na ostatnich stronach jakieś nowe informacje, ale nie było tam nic poza opisami magicznych miast w australijskich dżunglach, zamieszkanych przez aborygeńskich czarodziei praktykujących swoje pradawne kulty – nawet ofiary z ludzi. Czarodziei, którzy żyli w szałasach, potrafili porozumiewać się telepatycznie, czytać w cudzych myślach, a ubrani byli jedynie w skromne przepaski wokół bioder. Mimo wszystko, wydawało się, że ich rozwój umysłowy bardzo przewyższał ten właściwy cywilizowanym czarodziejom. Obywali się bez magii różdżkowej, a jednak nieobce były im zaklęcia znane powszechnie w całym magicznym świecie. Rzadko jednak z nich korzystali, ponieważ takie czary, jak Levicorpus, Accio czy też wszelkie inne zaklęcia, które miały coś przywoływać, przenosić, otwierać, opanowali siłą umysłu i nawet nie używali ich nazw. Nigdzie jednak nie było ani słowa o eliksirach mogących „uzdrowić” duchy. Harry podchodzi do regału z książkami Narcyzy i w jego sercu odżywa nagle nadzieja, a wszelkie dołujące myśli uciekają – może kiedy znajdzie sposób, kiedy uda mu się to odnaleźć… może wtedy Malfoy mu wybaczy? Może zdoła jeszcze to wszystko naprawić? Przegląda półki po raz pierwszy, później po raz drugi – nic, oprócz jakichś baśni, romansów i książek podróżniczych, które tak lubi Narcyza. Jednak przecież to nie jedyne miejsce w tym domu, w którym znajdują się książki. I Harry nie zamierza się poddać ani zrezygnować z poszukiwań.
Godzinę później wychodzi z komnaty i obserwuje z ukrycia, jak Malfoy przenika ostrożnie przez ścianę, a gdy dostrzega śpiącą spokojnie w fotelu Narcyzę, wchodzi do środka. Harry natomiast idzie szybkim, zdecydowanym krokiem do biblioteki. Nie wie, ile ma czasu, czy Malfoy wyczuwa jego obecność i czy zaraz nie zjawi się przy nim i nie będzie domagał się wyjaśnień. Harry zaczyna gorączkowo przeglądać pierwsze regały. Od razu w oczy rzuca mu się pierwszy tytuł: „Eliksiry dla zaawansowanych”, tom siódmy. Bierze go z półki i szuka dalej. Kolejne: „Eliksiry – krok po kroku”, „Jak prawidłowo uwarzyć eliksir?” – nic specjalnego, raczej książki powszechnie znane i dostępne, i Harry szczerze wątpi, żeby właśnie w nich mógł znaleźć informacje o jakieś zakazanej miksturze. „Niedozwolone wywary” brzmią już bardziej obiecująco, ale wciąż pozostaje mu cała biblioteka pełna książek. Nie da rady ich przejrzeć…
- Menial – mówi niepewnie w powietrze, przypominając sobie imię skrzata, którego kiedyś przywołała Narcyza, kiedy siedzieli razem na tarasie.
Stworzenie pojawia się z charakterystycznym trzaskiem i wpatruje się w Harry’ego wielkimi, wyłupiastymi, przekrwionymi oczami, przypominającymi nieco oczy Zgredka, ale, zdaje się, wypełnionymi jeszcze większym strachem zmieszanym z posłuszeństwem.
- Tak, paniczu Malfoy? – pyta skrzeczącym głosem. Już niedługo, wraz ze śmiercią Narcyzy, Draco przestanie być paniczem, a stanie się jedynym, prawowitym panem domu, ale… ale może wcale tak nie będzie, skoro Draco nie żyje? Czy skrzaty wyczuwają, kiedy pan ich domu umiera? Jeśli tak, to czy wyczuwają, że to Harry kryje się pod postacią Malfoya? Skoro nawet Świstoświnka to odkryła…
- Znajdź szybko wszystkie książki związane z eliksirami i zanieś je do mojej sypialni – rozkazuje, starając się nie dodać na końcu „proszę”. – A jeśli zajmie ci to więcej czasu niż piętnaście minut, to zrób to później, ale ostrożnie – waha się przez moment, ważąc w myślach słowa. – Uważaj na duchy tego domu – dodaje, przyglądając się reakcji skrzata. Ten w odpowiedzi tylko strzyże uszami i pochyla się, mamrocząc: „Tak, sir”, i zabiera się do pracy.
Harry obserwuje chwilę, jak Menial, z wyciągniętym przed siebie palcem, wybiera z półek właściwe książki i układa je w powietrzu, jedna na drugiej. Harry tymczasem przegląda drugi koniec komnaty, najniższe regały, jednak nie znajduje na nich nic godnego jego uwagi.
- Mogą być też książki o duchach – rzuca jeszcze Harry i wychodzi z biblioteki, kierując się od razu do sypialni i kuląc się na myśl o czającym się gdzieś w pobliżu Malfoyu.

***

Nie wierzy, by Malfoy wszedł do sypialni, jednak na wszelki wypadek chowa wszystkie przyniesione przez skrzata książki pod łóżkiem. Nie zamierza czytać ich wszystkich słowo za słowem; ich ilość przeraża go – są ich całe tuziny. Ma nadzieję, że wystarczy je przekartkować.
Tak jak się spodziewał, nie znajduje zupełnie nic w „Eliksirach dla zaawansowanych”, choć niewątpliwie niektóre z mikstur – jak na przykład „Eliksir Wiggenowy”, leczący nawet najpoważniejsze rany – zapewne powinny być mu znane już od dawna. Przeglądając kolejne nazwy eliksirów, Harry coraz bardziej uświadamia sobie, jak niewiele potrafi – a jak wiele z tych receptur powinien opanować już przed wojną. Nie żeby musiał się nimi posłużyć, ale przecież gdyby tylko musiał zrobić coś podobnego – nie potrafiłby. Tym bardziej narasta w nim panika, że jeśli będzie musiał uwarzyć jakiś skomplikowany wywar, po prostu nie da sobie rady i cały pomysł z pomocą Malfoyowi spełznie na niczym. „Eliksiry – krok po kroku” i „Jak prawidłowo uwarzyć eliksir?” również nie mówią mu nic o żadnym wywarze „na duchy”. Chowa je jednak do szuflady, uznając, że zawarte w nich informacje, zapisane w taki sposób, by zrozumiał je nawet przedszkolak, zapewne przydadzą mu się podczas warzenia ostatecznego eliksiru. „Niedozwolone wywary” to zbiór eliksirów czarnomagicznych, takich jak wywar wypalający wnętrzności i wyciskający z ofiary duszę czy mikstura, która pozbawia ofiarę świadomości i wyciąga z niej wszystkie klarowne myśli – tak by były niemal gotowe do wrzucenia ich do myśloodsiewni. Wciąż jednak ani słowa o eliksirze „uzdrawiającym” duchy.
Menial pojawia się nagle w sypialni i odkłada kolejną stertę książek na podłogę, przy łóżku Harry’ego.
- To wszystkie książki z biblioteki, sir – oznajmia. – Czy Menial ma też przynieść książki o eliksirach i duchach z innych części domu? – pyta, uważnie patrząc na Harry’ego wielkimi oczami.
- Tak, proszę – odpowiada Harry i patrzy na zszokowane oblicze skrzata, który po chwili teleportuje się z pokoju. Dopiero po chwili uświadamia sobie, że jego zachowanie zupełnie nie pasowało do Draco.
To jest jednak nieważne. Harry nie ma pojęcia, gdzie jeszcze mogą się znajdować książki w Malfoy Manor – oprócz gabinetu Lucjusza, ale tam nie zamierza już wchodzić. Znowu narażać się na złość Draco? Dawać mu kolejny powód do gniewu – nie, nie chce tego. Teraz pragnie tylko odnaleźć informację o eliksirze, nawet jeśli będzie musiał przejrzeć wszystkie te zgromadzone w pokoju tomy.

***

Obserwuje w milczeniu swoją matkę. Jej klatka piersiowa unosi się powoli, a oddech jest chrapliwy i ciężki, jakby każde kolejne zaczerpnięcie powietrza sprawiało jej niewymowny trud i ból. Jest już ostrożniejszy. Stoi metr od łóżka, u jego wezgłowia – Narcyza na pewno nie zdoła raptownie podnieść głowy na tyle, by go tam dojrzeć. A jednak, mimo wszystko, Draco wciąż – gdzieś tam, w środku – pragnie tego. Bardziej niż czegokolwiek. Żeby Narcyza spojrzała na niego, nawet gdyby miała na początku się bać, nie rozumieć, ale on wie, że w końcu… że zrozumiałaby, poczułaby jego śmierć, dostrzegła w niej sens i pojęłaby wszystko, co się stało. A on nie musiałby jej nic tłumaczyć – ona po prostu by rozumiała, patrzyłaby na niego tymi swoimi pustymi, szarymi oczami, tak podobnymi do jego własnych, i może próbowałaby nawet ująć w dłonie jego twarz albo dotknąć jego policzka, pogłaskać go. Powiedziałaby do niego po imieniu i brzmiałoby to nad wyraz czysto i prawdziwie, zupełnie inaczej, niż gdy zwraca się w ten sposób do Harry’ego znajdującego się w skórze Draco. Nie posądzałaby go już o nic, o żadną zdradę, nie – nie potrafiłaby znaleźć słów, zrozumiawszy, co dla niej zrobił. A on nie oczekiwałby wcale podziękowań i pochwał, wystarczyłoby, gdyby zrozumiała. Nie wie, ile czasu jej jeszcze zostało, ale podejrzewa, że bardzo, bardzo niewiele. Może kilka dni. Świadomość tego boli go, choć przecież mówił, że to będzie dla niej najlepsze. Że nie będzie się już męczyć. Ale to przecież nieistotne, kiedy zaczyna myśleć, co to naprawdę będzie oznaczało: Narcyza umrze, a on nie zdoła zamienić z nią ani słowa. Umrze w przeświadczeniu, że syn był przy niej do ostatnich chwil. I wydaje się, że to dobrze, że nic nie będzie jej niepokoiło, ale… Draco tak bardzo chciałby objawić się, powiedzieć jej, że to nieprawda, że to tylko głupie przebieranki. Że on jest tu, stoi przy jej łóżku, prawdziwy i nieżywy – nieżywy dla niej.
Śmierć Narcyzy nie oznacza jednak końca problemów. Nie jest jedynym końcem, który ma nastąpić. Nie jest to najważniejsze i przez większą część czasu Draco nie zastanawia się nad tym wcale, ale kiedy już zaczyna, myśli o Harrym – o nich dwóch po śmierci Narcyzy – męczą go i bolą, nie dając spokoju. Bo nie ma pojęcia, co się z nimi stanie, kiedy jego matka już umrze. Do niedawna był przekonany, że po prostu się rozejdą i czasem będą odwiedzać się jak starzy znajomi – jako jedyni znajomi. Może nawet czasem porozmawiają i nie pokłócą się zajadle. A nawet jeśli, po jakimś czasie porozmawiają znowu. Absurdalna była to wizja, ale jednocześnie wcale nie taka nieprzyjemna. Teraz jednak, kiedy Potter wyznał Draco, że kochał się z Ginny Weasley… nic już nie jest takie, jakie było i jakie być miało. Co się więc stanie po śmierci Narcyzy? Potter odejdzie, wróci do swojego mieszkanka – pustego i ciemnego, pełnego zjaw z przeszłości; a Draco zostanie tu, w Malfoy Manor, ostatni Malfoy, pan samego siebie, i będzie może tylko po cichu liczył, że nikt szybko nie zawita w jego progi, chcąc zbadać, czy ktokolwiek jeszcze mieszka w tym dworze.
Draco czuje się zdradzony – nie, nie chodzi tu wcale o ten przeklęty seks czy o cokolwiek z tych rzeczy. Chodzi o zasady, które złamał Potter – niepisane zasady, których się wspólnie trzymali, dzieląc ze sobą te swoje życia-nie życia, na granicy śmierci. Pakt, który zawarli, nie przewidywał osób z zewnątrz. Byli tylko oni dwaj i Narcyza i tak miało zostać – tylko oni mieli dzielić ten okrutny los, wszystkie te ponure rzeczy, które działy się w Malfoy Manor. Skoro Draco zdołał już zaufać Potterowi, dlaczego Potter musiał to spieprzyć?
Draco czuje się oszukany do granic możliwości. Nigdy nikomu nie ufał – jedynie Snape’owi i swojej matce, w miarę możliwości, na ile oni sami mu na to pozwalali. Ufał też Crabbe’owi i Goyle’owi, może Zabiniemu lub Pansy, ale tylko dlatego, że byli mu wierni, niemal służalczy, i nie było mowy o żadnej zdradzie. Nigdy wszakże im nie ufał na tyle, by mówić o tym, co go boli, o najskrytszych myślach i uczuciach. Otworzył się jednak przed tym parszywym Potterem, wierząc, że może ten, który przecierpiał już w życiu tak wiele złego, zrozumie go ponownie – tak, jak udawało mu się to ostatnimi czasy. I może zrozumiał. Lecz możliwe, że ciężar tego zrozumienia przygniótł go i musiał uciec, ratować się i skryć w ciepłym domu Weasleyów.
Ale Draco wcale nie zamierza go usprawiedliwiać. Nie. Nie zamierza już nigdy zaufać Harry’emu Potterowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz