sobota, 23 stycznia 2010

Czyściec - Fragment 14


Dopiero teraz zauważasz, że powoli ogarniają cię coraz większe ciemności. Są gęste i jednocześnie kojące, jakby chciały ci pomóc, uchronić i odciąć od tego przerażającego świata. Pomimo tego, że niebo ma odcień ciemnego granatu, ziemia i wszystko, co cię otacza nadal pozostaje jasne, jakby oświetlone przez niewidoczne latarnie. Rozglądasz się i nie widzisz jednak ani jednej lampy, ani innego źródła tego niesamowitego światła. Choć na niebie nie migocze żadna gwiazda i nie rozświetla go srebrzysty blask księżyca, ty odnajdujesz w nim dziwne, niezrozumiałe ukojenie. Ten widok zapiera ci dech w piersiach i przez dłuższą chwilę przyglądasz mu się z zachwytem, zastanawiając się, czy to wszystko oznacza, że z każdą minutą będzie się robiło coraz ciemniejsze i ciemniejsze, aż w końcu okryje ten ponury świat? Czy później znowu się rozjaśni i nastanie ranek, a niebo będzie miało bladą, niewyraźną barwę, jakby dopiero się obudziło i przyzwyczajało się, zaspane, do światła? Kiedy w głowie pojawia ci się pytanie, co widzi Cho, jakiego koloru jest jej niebo, twoje myśli błyskawicznie powracają do sprawy, która tak cię dręczyła.

Czy naprawdę mogłeś być takim draniem, żeby zdradzać żonę i dzieci? Byłbyś do tego zdolny? To wydaje ci się tak okropne i zarazem absurdalne, że masz ochotę roześmiać się i powrócić do rzeczywistości, wyrwać się z tego okrutnego koszmaru… Ale sen nie mija i nadal widzisz przed oczami twarz Cho – ściągniętą złością, niedowierzaniem i zakłopotaniem. Chyba sama nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. Może jednak nie powinieneś był jej o tym mówić? Może gdyby nie wiedziała, byłoby jej łatwiej? Przez chwilę nawiedza cię okropna myśl, że lepiej by było dla ciebie, gdyby Chang w ogóle nie pojawiła się w czyśćcu.
Dostrzegasz dom Blaise’a i jego samego, stojącego beztrosko przy swoim płocie i gawędzącego ze spokojem z Penelope, która opiera się po drugiej stronie ogrodzenia. W pierwszym momencie odczuwasz dziką furię spowodowaną ich lekkodusznością, jakby ten świat był prosty, a życie w nim zupełnie banalne, pozbawione jakichkolwiek problemów i trosk. Po chwili Zabini zauważa cię i uśmiecha się do ciebie prawie serdecznie – na jego dumnej, przystojnej twarzy pojawia się niewyraźny uśmieszek, a rysy wygładzają się.
– Cześć, Harry! – wita cię.
Nie odpowiadasz, stojąc nieruchomo i wpatrując się bezmyślnie przed siebie. Właśnie coś sobie uświadomiłeś. A co, jeśli twoja żona jest tutaj, w czyśćcu? Co się stanie, gdy dojdzie do konfrontacji między nią a Cho? Jak na siebie zareagują? I jak zareagują na ciebie? Czy twoja żona wiedziała o waszym romansie? Jak masz ją rozpoznać? Przecież może być dosłownie każdym. Spoglądasz podejrzliwie na Penelope, ale po chwili uświadamiasz sobie, że gdybyś poznał swoją żonę, niemal od razu musiałaby stać się dla ciebie wyraźna. Odwracasz wzrok od dziewczyny.
– Harry, wszystko w porządku? – Uśmieszek Blaise’a powoli znika z jego twarzy.
Ale ty go nie słuchasz, starając się chaotycznie, chociaż po części odpowiedzieć na połowę pytań kotłujących ci się w głowie. Twoja żona nie mogła wiedzieć o waszym romansie – przecież w tym wspomnieniu była szczęśliwa, niczego nieświadoma. A jeśli to była pomyłka? Jeśli tak naprawdę było ono częścią jakiejś zupełnie innej całości? Może to retrospekcja jakiejś miłej chwili, którą razem spędziliście? Może stworzyłeś sobie alternatywny obraz? A może zrobił to ten świat?
– Simon, to nie jest śmieszne! – słyszysz zdenerwowany głos Penelope i widzisz, jak dziewczyna powoli się do ciebie zbliża.
– Przepraszam – szepczesz tylko i, nie czekając ani chwili, nie mówiąc nic więcej, odwracasz się i odchodzisz, a twoje kroki są nerwowe, szybkie i ciężkie.
Ten świat jest chory – to nieprawdopodobne, by wszystko mogło się jeszcze bardziej skomplikować! 

                                                                       ~~*.*~~

Niebo ma przyjemny, ciemny odcień, który daje częściowe ukojenie twoim oczom. Dopiero teraz, gdy świat przestał być tak jasny i oślepiający, z wysiłkiem mrugasz powiekami, choć za każdym razem sprawia ci to coraz większy ból. Wokół panuje bezwzględna cisza i słyszysz jedynie własny oddech, a ciemność wydaje się odcinać cię od tego okrutnego świata, jednak… zupełnie jej się to nie udaje, bo zza zakrętu wychodzi Draco.
– Co tu robisz? – pytasz go natychmiast niemal buntowniczym głosem.
Malfoy zatrzymuje się kilka kroków przed tobą, jakby dopiero teraz cię dostrzegł, jednak nie okazuje po sobie zdziwienia – jego twarz wciąż jest ukryta za kamienną maską.
– Pomyślmy, Potter. Idę? – prycha z politowaniem.
– Nie jestem głupi – odpowiadasz natychmiast, zaciskając dłonie w pięści.
– Dobrze wiedzieć – unosi prawą brew, patrząc na ciebie z wyższością.
Na tle ciemnego nieba jego niemal białe włosy odcinają się wyraźnie, tworząc niesamowity kontrast. W swojej lekceważącej i zarazem dumnej pozie wygląda niemal groźnie.
– Zamknij się! – warczysz przez zaciśnięte szczęki, a przed rzuceniem się na Malfoya powstrzymuje cię jedynie twoja sympatia do niego. Chociaż teraz, gdy śmieje ci się prosto w twarz, mógłbyś zapomnieć o tym uczuciu.
Draco wzrusza ramionami, bacznie cię obserwując, a jego szare, niemal stalowe oczy, zdają się przewiercać cię na wylot. Odwracasz speszony głowę, wstydząc się swojej reakcji. Czujesz, jak twoje policzki mimowolnie oblewają się purpurą.
– Dobra, powiesz mi, co się stało? – pyta w końcu Malfoy głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– A dlaczego coś miałoby się stać?
– Harry, nie umiesz ukrywać emocji. – Przez chwilę wydaje ci się, że w jego oczach dostrzegasz czułość, ale gdy mrugasz, spojrzenie znów staje się twarde i lodowate.
– Jasne, jestem beznadziejny i nic nie warty…
– Nie powiedziałem tego, Potter – przerywa ci Malfoy, a ton jego głosu zniża się i staje się sykiem.
– Ale pewnie tak myślisz! – odpowiadasz natychmiast rozpaczliwie.
– Nie masz pojęcia, co myślę – syczy ci w twarz. Ma zaciśnięte szczęki i napięte mięśnie, a w oczach czai się złość, ale jego twarz wciąż pozostaje niewzruszona, niezmieniona.
– Och, oczywiście, ja nic nie wiem!
– Przestań się w końcu nad sobą użalać…
– Nie użalam się…
– Oczywiście, że użalasz, do cholery! – Draco przestaje nad sobą panować i chwyta twoje ubranie na piersi, po czym potrząsa tobą mocno. – Powiesz mi w końcu, co się stało?
– Zdradziłem żonę! – wykrzykujesz.
Następnie zapada chwila ciszy, jakby czas zatrzymał się w miejscu. Ciemność nocy rzuca na twarz Malfoya cień, który sprawia, że chłopak wygląda teraz groźnie. Jasne kosmyki włosów wpadają mu do oczu, w których pojawia się czyste zdziwienie i niezrozumienie, choć chłopak bardzo chce to ukryć, nie okazywać żadnych emocji.
– Co? Jaką żonę? – pyta zdezorientowany.
– Moją własną! W tamtym świecie! W tamtym życiu. Na dodatek miałem dzieci! I je też zdradziłem! Jestem draniem! – Zdajesz sobie sprawę, że powyrzucasz z siebie potok zupełnie nieskładnych słów, ale nie przejmujesz się tym. Masz nadzieję – wiesz! – że Malfoy to zrozumie.
Tymczasem on patrzy na ciebie nieodgadnionym wzrokiem. W końcu puszcza twoją koszulkę i odsuwa się nieco, jednak nie tyle daleko, byś wciąż nie mógł ujrzeć tego dziwnego błysku w jego oczach.
– I to cię tak zdenerwowało? – pyta w końcu, a w jego głosie czai się kpina.
– A nie powinno?
– Hm… nie – odpowiada zamyślony. Widząc twoje zdziwione spojrzenie, kontynuuje. – To było poprzednie życie, a teraz jest zupełnie nowe, inne i nie powinniśmy wracać do przeszłości, ale jak najlepiej wykorzystywać teraźniejszość.
– I kto to mówi? – prychasz, ale zaraz reflektujesz się, widząc, jaką gafę popełniłeś.
Wydaje się, że Draco zaraz cię uderzy, jednak on opanowuje się i tylko patrzy na ciebie z pogardą.
– Ten, który to zrozumiał – odpowiada z wyższością.
– Ale… czy ty w ogóle wiesz, co mówisz? – Nie, nie będziesz go przepraszał. Przecież to on na ciebie natarł. – Zdradziłem żonę, dzieci! Zdradziłem moją własną rodzinę! Jestem draniem!
– Tak się składa, że wiem, co mówię, Potter – oznajmia bezbarwnym głosem. – Nie znasz wszystkich faktów, może miałeś powód do zdrady? A może to w ogóle nie była twoja żona ani twoje dzieci?
– Byli! – odpowiadasz natychmiast. – Wiem, że byli moi! Czułem to, podpowiadała mi to podświadomość.
– Więc może twoja podświadomość trochę szwankuje? – pyta z drwiącym uśmieszkiem.
Jak on śmie! Wyjawiasz mu swój sekret, dzielisz się z nim swoim problemem, a on tak po prostu się z ciebie naśmiewa? Na dodatek, to właśnie on, Draco Malfoy, znany jako Josh, odtrącał ludzi i miał problemy ze zrozumieniem tego świata!
– Nie powinieneś się zadręczać tym, co było – słyszysz jego głos, który jest teraz spokojny i zupełnie wyprany z emocji. Podnosisz niepewnie wzrok i natrafiasz znowu na niemal czułe spojrzenie. A może to nie czułość, tylko zrozumienie i współczucie, litość? – To ci w niczym nie pomoże w tym świecie.
– Nic cię to nie obchodzi, prawda? – przerywasz mu, zdenerwowany.
– Słucham? – pyta, nieco obruszony tym, że mu przerwałeś.
– Nie obchodzą cię moje cholerne problemy, prawda? – powtarzasz głosem drżącym od emocji.
– Jeżeli w twoim mniemaniu odmienne zdanie jest oznaką ignorancji, to gratuluję głupoty, Potter – odpowiada, a jego oczy znowu stają się zimne.
– Och, odwal się – odpychasz go i odwracasz się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz