Rozdział 40 – W
zagajniku
W zasadzie nigdy nie myślał o tym w
ten sposób. Albo może myślał – kiedyś, raz lub dwa – ale zawsze odrzucał od
siebie tę myśl, chował w najgłębszych, najciemniejszych zakamarkach
świadomości, obawiając się, że może być zbyt prawdziwa i kiedy już raz ją do
siebie dopuści, więcej nie będzie mógł przejść obok niej obojętnie. Siedzi w
fotelu swojej matki, patrząc na spokojną twarz Harry’ego siedzącego w swoim
fotelu, na jego lekko drgające powieki i pięść zaciśniętą pod policzkiem.
Zasnął niedługo po kolacji, w zasadzie Draco nawet nie ma pojęcia, w którym
momencie. Wygląda zbyt spokojnie i zbyt
niewinnie jak na kogoś, kto „przeszedł zbyt wiele”. Oczywiście, zawsze zdawał sobie sprawę z
tego, że Harry był w ciężkim stanie, kiedy Draco nagle zrzucił na jego barki
swój problem z Narcyzą. Wiedział, że to nie było do końca sprawiedliwe… Tak
naprawdę było to ze strony Draco wielkim chamstwem, ale dopiero teraz ogrom
tego wszystkiego nagle do niego dotarł. Ale Draco nie żałuje. Nie żałował
wtedy, gdy Harry po raz pierwszy wszedł do Malfoy Manor, kiedy spędzał z nim
dnie w bibliotece, kiedy spędzili ze sobą pierwszą noc, kiedy widział, jak
Harry przywiązuje się do Narcyzy, choćby nie wiadomo, jak krzywdzące było to
dla samego Malfoya. I nie żałuje też teraz, kiedy siedzi naprzeciwko śpiącego
Harry’ego i nawet teraz, z odległości co najmniej metra czuje, jak resztki
życia, których ten zamierza się pozbyć, pulsują w jego ciele, przepływają przez
jego żyły. Niczego nie żałuje i będzie starał się utrzymać Harry’ego przy życiu
tak długo, jak tylko się da.
Mijają już dwie godziny, odkąd Harry
zasnął. W kominku pali się jeszcze ogień, rzucając na posadzkę jasne, drgające
światło. Na stoliku leżą porcelanowe talerze i filiżanka z fusami na dnie;
Harry wyjadł wszystko niemal do ostatniego okruszka. Przepełniona jedzeniem
spiżarnia w Malfoy Manor utraciła na swojej wartości, odkąd odeszły skrzaty.
Draco zainteresował się tym dopiero dzisiaj; okazało się, że cała żywność,
która była w niej trzymana przez ostatnie kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt
lat, była otoczona specjalną, właściwą tylko skrzatom magią, która chroniła jej
od zepsucia i utrzymywała zawsze świeżą: ciasta nie przestawały być ciepłe,
niczym wyjęte z piekarnika, zarówno jak i wszelkie pieczywo; owoce były soczyste
i dojrzałe, jakby właśnie zostały zerwane, a wszelkie przyprawy wydzielały
niesamowicie intensywny aromat, sypkie i krystaliczne. Mięsa natomiast nie
przestawały być świeże i dobre, o mocnym zapachu, gorące i miękkie. Natomiast w
ciągu ostatnich dwóch tygodni wszystko stopniowo zaczynało się psuć, a teraz
zostało jedynie trochę jabłek, jakiś stwardniały chleb i skamieniałe ciastka.
Harry zjadł wszystko, co dało się zjeść bez obawy przed zatruciem, wypił
herbatę, z którą na szczęście nic się nie stało, a później zasnął.
Nie rozmawiali ze sobą prawie wcale,
nie licząc tej krótkiej wymiany zdań, kiedy Draco zaproponował Harry’emu, żeby
ten coś zjadł, pomimo że spiżarnia zionie pustką. Nic więcej, ani słowa o
śmierci czy bólu. O tym, kto ile przeszedł. Bo przecież Draco też nie jest
jakimś trzymanym pod kloszem chłopcem, który nic nie wie o życiu… albo śmierci.
Tylko że Draco stracił już swoją szansę na zmianę czegokolwiek; dokonał pewnego
wyboru i musi teraz dalej z tym nie-żyć. A Harry? Nawet, jeśli zdarzyło mu się
tak wiele, wciąż ma szansę na lepsze życie. Wciąż może się nauczyć, jak dalej
funkcjonować w świecie. Udało mu się pokonać te wszystkie potwory, które
ścigały go od miesięcy. Da sobie radę również z tymi koszmarami…
Harry osuwa się na dłoni i głowa
gwałtownie spada mu z ramienia, a on sam przechyla się gwałtownie przez
podłokietnik. Fotel trzęsie się niebezpiecznie, a Potter zrywa się z
chrapnięciem, rozglądając się wystraszony dookoła.
- Dzień dobry – wita go Draco
spokojnym głosem.
Harry przeciera sobie twarz,
mrugając zawzięcie. Ziewa przeciągle i patrzy na Malfoya przepraszająco.
- Wybacz, zasnąłem – mruczy.
- Zdążyłem zauważyć – prycha Draco. –
Sprzątniesz po sobie ten bałagan? A później położysz się spać do łóżka, jak
kulturalny, cywilizowany człowiek?
Harry przez chwilę patrzy na niego
tak, jakby zupełnie nie wiedział, o czym Malfoy mówi. Peszy się i odwraca na
chwilę wzrok. Księżyc zdążył już dawno wzejść, a granatowe niebo dopiero
zaczyna osłaniać się szarymi, śnieżnymi chmurami, więc srebrzyste światło pada
na zmęczoną twarz Harry’ego, oświetlając jego rysy.
- Nie mam piżamy – mówi w końcu.
- Sprzątnij to, a ja zajmę się
resztą, Potter – ucina mu Draco i momentalnie ulatnia się z pokoju.
Harry wstaje i zaczyna zbierać
naczynia. Tak naprawdę wcale nie zasnął… a przynajmniej nie na początku. Kiedy
już zjadł kolację, słońce zdążyło już schować się za horyzontem, a on i Malfoy
nie zamienili ze sobą już prawie ani słowa, zdał sobie nagle sprawę, że nie ma
żadnego powodu, by zostać na noc w Malfoy Manor. Nie zamierzał za nic w świecie
wrócić do Domu Godryka. Wiedział, że nie dałby rady. Jedynym sposobem było po
prostu zaśnięcie tam, gdzie siedział; przez pierwsze czterdzieści minut udawał,
że śpi, starając się utrzymać równy oddech, jak najbardziej naturalny. Zdusił w
sobie odruch odpowiedzenia Malfoyowi na jego pytanie: „Potter, czy ty
zasnąłeś?” i pozwolił płynąć swoim myślom w nieokreślonych kierunkach. Od
Draco, odwiedzającego groby rodziców, po ich wcześniejszą rozmowę.
Zawsze jest tak, że dopóki nie
wypowie się pewnych myśli na głos, wydaje się, że one wręcz nie istnieją. A
przynajmniej nie zdają się tak prawdziwe. Tak było też dzisiaj, kiedy Harry
zaczął mówić Draco o swojej śmierci i o wszystkim… prawie. Dawno nie bał się tak
bardzo; możliwe, że to dlatego, że już raz uporał się z tymi potworami i wie,
co to oznacza – uciekać przed nimi; i nie chce do tego wracać. Wie, że teraz
nie da rady… Gdyby tylko obiecały mu, że zagwarantują mu bezbolesną, szybką
śmierć – Harry zgodziłby się na to, prawie od razu. Ale on wie, czego chcą,
chcą zemsty za te wszystkie śmierci, których jest powodem, a zemsta ta nie może
być bezbolesna i szybka. Musi odpokutować, więc boi się tych wszystkich
potworów, nie mając pojęcia, jak daleko mogą się posunąć. Wie również, że długo
już nie wytrzyma w ten sposób.
Zmywa naczynia w staromodnym kranie,
którego końcówka jest głową węża, i odkłada naczynia na stalową suszarkę.
Opiera ręce na blacie szafki i, zgarbiony, stoi tak dłuższą chwilę, wieczne
światło z kandelabru rzuca na kuchnię niewyraźny blask, a dookoła nie ma nic
oprócz ciszy i samego Harry’ego, a cisza jest czymś, co przeraża go
najbardziej. Tak, cisza… Rozgląda się dookoła. Światło nie obejmuje każdego
zakamarku kuchni. Ale nie, przecież ich tu nie ma. Malfoy by wiedział. Harry
jednak szybko wychodzi, oglądając się za siebie jeszcze kilka razy. Mógłby
przysiąc, że ich słyszał.
Kiedy wchodzi do sypialni Narcyzy,
piżama Malfoya leży już na łóżku. Szara, na guziki zapinane pod samą szyję,
jest zdecydowanie za krótka, podczas gdy nogawki zdecydowanie za długie, ale
Harry ignoruje to i przebiera się szybko, stojąc plecami do Malfoya.
- Nie myjesz się, Potter? – pyta,
nie kryjąc zażenowania.
- Kąpałem się kilka godzin temu, w
domu – odpowiada i ściąga bieliznę. Już czuje rumieniec, który występuje mu na
twarz, choć przecież Malfoy widział go nagiego już tak wiele razy. Naciąga
spodnie i wślizguje się pod kołdrę. W pokoju nie jest zbyt ciepło, a podłożony
przez niego przed chwilą ogień w kominku jeszcze nie zdążył nagrzać
pomieszczenia. Kładzie się na prawym boku, tyłem do okna i samego Malfoya,
który siedzi wciąż w fotelu Narcyzy, cały czas tylko obserwując Harry’ego.
Harry nakrywa się mocno kołdrą,
przez chwilę trzęsąc się z zimna, jednak po chwili kołdra nagrzewa się, a on
przyzwyczaja się do niej. Leży w milczeniu, zastanawiając się, co jest nie tak,
bo ma dziwne wrażenie, że coś się zmieniło. Dopiero po chwili zdaje sobie
sprawę, że to pościel – zielona, ze srebrnymi elementami; Malfoy musiał zmienić
ją przed chwilą. Ciekawe, gdzie przeniósł kołdrę Narcyzy…? Albo wyrzucił? Harry
jednak nie ma odwagi go zapytać, więc tylko mocniej wtula się w puszystą,
miękką poduszkę, pachnącą jakimś intensywnym, kwiecistym zapachem. Znowu będzie
zasypiał bez jakiejkolwiek rozmowy z Malfoyem? To już zaczyna być uciążliwe,
ale w zasadzie sam do tego doprowadził. Myśli nad czym, czy Draco wciąż
rozpamiętuje słowa Harry’ego o swojej śmierci, czy też zdążył już wyrzucić je z
pamięci. Harry wiele by dał za to, by móc się o tym dowiedzieć. Nagle czuje
chłód i zdaje sobie sprawę, że to Draco położył się obok niego. Harry jednak
nie odwraca się w jego stronę, tylko leży dalej, niewzruszony i nieruchomy.
Powoli Harry czuje z powrotem zmęczenie i senność, które, zdaje się, nie
zdążyły jeszcze od niego odejść po ostatnim wybudzeniu.
- Śpisz? – pyta Malfoy, kiedy Harry
zamyka oczy, zdecydowany zasnąć.
- Nie – odpowiada natychmiast, może
zbyt szybko. – Ale chyba zaraz zasnę… - dodaje i ziewa mimowolnie, jakby na
potwierdzenie swoich słów.
Malfoy nic nie odpowiada i w pokoju
zalega bezwzględna cisza. Harry wsłuchuje się w nią, zdając sobie nagle sprawę,
jak pochłaniająca i ogromna ona jest. Wypełnia ten wielki, ciemny, pusty dom,
cały ich świat, w którym nie ma nikogo poza nimi. W uszach aż huczy my od tej
ciszy, a oczy, choć rozpaczliwie nie chcą się zamknąć, poddać snowi, próbują
też dostrzec coś w tej głębokiej ciemności, ale jest tylko niewyraźny blask
padający z kominka.
- Dlaczego wróciłeś? – odzywa się
Draco.
- Kiedy? – Harry czuje, jak jego
mięśnie się napinają.
Draco znowu nic nie odpowiada. Były
dwa powroty – pierwszy ważniejszy od drugiego, ale przecież Draco nie może, nie
może jeszcze zapytać o jego powód. Harry chciałby od razu o wszystkim mu
powiedzieć. Chciałby wyznać, jak bardzo było mu źle bez Draco… ale to jeszcze
nie czas. Wie o tym doskonale.
- Dzisiaj – odpowiada w końcu Malfoy
i Potter jednocześnie czuje ulgę jak i skurcz smutku.
Ale może zrobić chociaż tyle –
powiedzieć Draco częściową prawdę. Może to też zrobić dla siebie, zasłużyli na
to obaj. A jeżeli mają wytrzymać w tym maleńkim zagajniku, w którym razem
schronili się przed wiatrem pustynnym, muszą trzymać się bardzo blisko siebie.
- Bałem się – wyznaje Harry
zduszonym głosem.
- Czego? – słyszy, jak w głosie
Draco coś się zmienia. To dodaje mu odwagi, skłania go do myślenia, świadczy o
tym, że Malfoy się interesuje, że chce wiedzieć, że… może nawet się przejmuje.
- Oni wrócili, Draco – mówi szeptem,
nie ruszając się. – Wrócili, wszystko wróciło. To się dzieje już nawet w dzień.
Zdaje sobie sprawę, że drży na całym
ciele, czekając w napięciu na odpowiedź Draco, ale także ze strachu na swoje
własne słowa.
- Wiesz, dlaczego wrócili? – pyta
dalej Malfoy, próbując ukryć jakiekolwiek emocje. Był przekonany, że chodzi
tylko o koszmary, o zwyczajne koszmary, na które nikt nie ma wpływu, które po
prostu zdarzają się ludziom po przejściach, z bogatą wyobraźnią i przeszłością.
Ale jeśli wróciły z tej przeszłości również potwory…
Harry bał się tego pytania i mówi
teraz tylko ciche „nie”. Chciałby powiedzieć Draco, bo przecież wie doskonale,
dlaczego wrócili. Dlaczego wszystko wróciło. To przez ten eliksir, przez
Śmiertelny Nokturn, przez Pokątną… To jego wina. Wie o tym dobrze, ale nie może
mu powiedzieć. Chociaż najchętniej by to zrobił – wyznał wszystko, od samego
początku, od samego pomysłu o eliksirze, poprzez odwiedziny Śmiertelnego
Nokturnu, swoje sny, aż po wiadomość, że Eliksir Charona się udał i Draco jest
uratowany. Ale jeszcze nie może, jeszcze tylko pięć dni.
- A tu? Nie boisz się? – zadaje
kolejne pytanie Draco.
- Nie… tutaj… jesteś ty. Jesteś
duchem i wierzę, że będziesz wiedział, jeśli w domu pojawi się coś jeszcze. Coś
podobnego do ciebie…
Malfoy prycha cicho, słysząc
porównanie go do „czegoś”, ale mówi tylko, że też ma taką nadzieję.
Harry uśmiecha się do siebie i wtula
się mocniej w poduszkę. Ogień skrzypi w kominku, cisza dookoła chyba nie jest
taka bezwzględna.
- Więc zamierzasz tu zostać?
Serce Harry’ego zaczyna bić mocniej,
choć sam Harry przestaje w ogóle oddychać. Nieruchomieje i słyszy tylko walenie
swojego serca.
- Tak – odpowiada zduszonym głosem.
Brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Choć
zazwyczaj Malfoy nie odpowiada mu od razu, teraz jednak Harry nie może tego
znieść. Żołądek skręca mu się niemal boleśnie.
- Masz coś przeciwko? – Wydaje się,
że nie można mówić już ciszej. Wydaje się, że nie można przeciągać odpowiedzi
już bardziej.
- Nie. – Słyszy cichą
odpowiedź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz