Autor: Kuma
Beta: Amanda
Paring: Harry/Draco, Draco/Astoria
Rating: +12
Rodzaj: Miniaturowy Angst
To,
czego pragniesz
I
heard that you're settled down,
That you found a girl and you're married now,
I heard that your dreams came true,
Guess she gave you things I didn't give to you,
Old friend, why are you so shy?
It ain't like you to hold back or hide from the light.
I hate to turn up out of the blue uninvited,
But I couldn't stay away, I couldn't fight it,
I had hoped you'd see my face,
And that you'd be reminded that for me it isn't over...*
That you found a girl and you're married now,
I heard that your dreams came true,
Guess she gave you things I didn't give to you,
Old friend, why are you so shy?
It ain't like you to hold back or hide from the light.
I hate to turn up out of the blue uninvited,
But I couldn't stay away, I couldn't fight it,
I had hoped you'd see my face,
And that you'd be reminded that for me it isn't over...*
Przepych. Srebrzyste
girlandy i świece, zawisłe w powietrzu dzięki zaklęciom. Ogromny, śnieżnobiały
namiot i gwieździste niebo ponad nim. Setki wytwornych gości ze sztucznymi
uśmiechami i równie sztucznymi uprzejmościami. Kilka znajomych twarzy i oczy, które
spoglądają na niego – z podziwem, zdziwieniem, urazą i niesmakiem. Ale mimo
wszystko – nie mogą się od niego oderwać. Szepty, rozmowy, kiedy przechodzi
obok nich. I wydaje mu się, że wszyscy wiedzą to, co tak bardzo zawsze starał
się ukryć. To niemożliwe, żeby wiedzieli. Nikt nie wiedział i to nigdy nie
powinno się zmienić. A mimo tego – nie może wyzbyć się tego wrażenia i ono
paraliżuje go jeszcze bardziej, niż sam pobyt tutaj.
-
Potter, co ty tu, do cholery, robisz? – Czuje na ramieniu mocny uścisk palców
wbijających mu się w skórę, a później mocne szarpnięcie.
-
Zaprosiłeś mnie, nie pamiętasz? – Patrzy bezczelnie w szare oczy Draco, który
rozgląda się nieco nerwowo, czy czasem nie są obserwowani i czy ktoś może ich
usłyszeć.
- To
było z czystej grzeczności – warczy, puszczając w końcu ramię Harry’ego. – Jak
zapewne zauważyłeś, jesteś cholernym Chłopcem, Który Przeżył I Chodził Ze Mną
Do Hogwartu, więc skandal wywołałby fakt, że cię nie zaprosiłem.
Myślałem, że może będziesz na tyle bystry i zrozumiesz, że nie masz się
pojawiać.
- Och,
najwyraźniej nie jestem – uśmiecha się Harry, widząc złość, malującą się na
twarzy Malfoya.
- To
jest mój cholerny ślub, Potter – mówi zduszonym głosem. – Nie chcę, żeby
cokolwiek go popsuło.
-
Cholerny ślub z cholerną osobą, której nie kochasz – odpowiada z mocą Harry,
zaciskając pięści.
-
Słucham? – Widzi w jego oczach zdziwienie i może jeszcze strach przed wyjawioną
przez kogoś nieopatrznie tajemnicą… a może Potter tylko to sobie wyobraża?
- Nie
kochasz jej, Draco. Wiem o tym.
- Nic
nie wiesz, Potter – prycha i odwraca wzrok, uśmiechając się blado do gości,
przyglądających się im z zaciekawieniem od dłuższego czasu. Próbuje sobie
wmówić, że oni wcale nie wiedzą, że nie mogą wiedzieć, że jest to niemożliwe,
ale mimo wszystko, gdy czuje na sobie ich spojrzenia, nie może powstrzymać
myśli, że… że to takie oczywiste. Chciałby, żeby Potter po prostu zniknął.
- Wiem
więcej, niż ci się wydaje, Draco – mówi Harry i chwyta go za nadgarstek.
- Nie
dotykaj mnie – warczy, rozglądając się wystraszony. – Oszalałeś, Potter?
- Będę
cię dotykał, tak jak to robiłem już setki razy wcześniej. I możesz mówić, że
oszalałem, bo może i tak jest, ale ja wiem, po prostu wiem, Draco, że cała ta
farsa… że ty po prostu uciekasz. – Pomimo wszystko Harry puszcza go i odsuwa
się na stosowną odległość. Wpatruje się w twarz Malfoya, która znowu, jak
zwykle, jest kamienną maską. Nic się nie zmieniło. Nigdy nie mógł i
prawdopodobnie nigdy już mu się nie uda, zrozumieć Draco. Nie uda mu się czytać
przez tę przeklętą maskę. Umieć dostrzec coś głębszego, coś, co kryje się pod
nią.
- Nie
uciekam, Potter. I wciąż twierdzę, że niczego nie rozumiesz. I że powinieneś
stąd iść – dodaje i zaciska wargi. Jego szare spojrzenie jest lodowate. Puste i
lodowate, choć Harry mógłby przysiąc, że dostrzega w nim jeszcze coś. Ból?
-
Nigdzie nie pójdę, Draco – odpowiada buńczucznie.
- Nie
zachowuj się jak dzieciak – warczy rozeźlony Malfoy. – Ile ty masz lat, do
cholery? Myślisz, że zawsze wszystko będzie tak, jak to sobie wymarzyłeś? Że
powiesz „nie” i ludzie padną ci do stóp, że dostaniesz wszystko…?
- Nie
proszę o wszystko, Draco. Proszę tylko o ciebie. – Zielone oczy są pełne urazy
i cichej prośby. Nie działają na Malfoya, ale mówią tak wiele. Tak wiele o nich
i o tym, co się między nimi wydarzyło. O impulsywnym pocałunku, skradzionym w
jednym z hogwarckich korytarzy, o oburzeniu i ucieczce od tego. I o powrocie w
to samo miejsce i pocałunku, już wcale nie impulsywnym, ale zaplanowanym –
planowanym przez wiele nocy, przez wiele snów. Mówią o rozmowach wypełnionych
samym milczeniem, bo wydawało im się, że słowa mogą wszystko popsuć. Że mogą
popsuć ich i to, co ich łączyło. Że mogą pokazać, jak wiele ich dzieli. Choć
przecież zdawali sobie z tego sprawę, wiedzieli to, a mimo wszystko nie
zamierzali tego przerwać. Te oczy mówią także o momentach, w których słowa były
jedyną rzeczą, jaka mogła ich do siebie zbliżyć. Kiedy nie mogli zrobić nic
innego, w obawie przed ludźmi. W obawie przed nimi samymi. Mówią też o ukradkowych
dotknięciach. O palcach, które splotły się, niby niby przypadkiem. O dłoniach,
które równie przypadkowo odnalazły się w tłumie. O pocałunku w zaułku korytarza
– krótkim i nerwowym – ścierających się zębach i walczących ze sobą językach,
kiedy wiadomo było, że ostateczna bitwa właśnie się rozpoczęła.
- Żenię
się, Harry – mówi cicho Draco, nie rezygnując jednak z ostrego tonu. – Astoria
jest idealną partią, wszystko jest idealne i tak ma zostać, rozumiesz? Tak
zdecydowałem. Wszystko postanowione. Pogódź się z tym – odwraca się i zamierza
odejść, i robi to, ale słyszy za sobą jeszcze głos Pottera.
- Tylko
wtedy, jeśli ty się z tym pogodzisz.
I
wolałby tego nie usłyszeć.
* * *
Nie
docierają do niego żadne słowa, choć bardzo stara się je słyszeć. A może wcale
nie? Może nie dopuszcza do siebie świadomości, że to naprawdę to? Że to
naprawdę ślub, a Draco naprawdę się żeni? Stoi w czarnym garniturze, wysoki i
chudy, z szerokimi ramionami. Ona? Och, nie widzi jej wcale. Widzi tylko Draco.
Platynowe włosy, opadające lekko na kołnierz garnituru. A później jego profil.
Oczy, szare oczy, których wyraz tak dobrze zna. Nie, nie jeden wyraz, ale
setki. Tysiące. Czy ona też je tak dobrze zna? Czy wie, że gdy Draco jest
zmartwiony, to jego oczy jakby zachodzą chmurami? Stają się burzowe? Czy
wie, że kiedy Draco jest radosny, pojawiają się w nich iskierki szczęścia
– słońce wynurza się zza chmur i oświetla jego pociągła twarz? A czy wie także
o tym, że oczy Draco nie mają jednego odcienia szarości? Że mają ich wiele?
Bardzo wiele? Nawet Harry nie poznał ich wszystkich.
- … albo
zamilknie na wieki – słyszy w oddali. Widzi spojrzenie Draco – och, wydaje się
być taki opanowany, a jednak Harry doskonale widzi strach, czysty strach w jego
oczach. Niewypowiedzianą prośbę – tylko o co? O co on prosi? Patrzą na siebie,
a wokół nie ma nic oprócz ciszy. Ludzi też nie ma. Jest cisza i oni, i Harry
otwiera usta, a oczy Draco rozszerzają się i Harry już wie, że zamilknie na
wieki.
Ale co
widnieje na twarzy Draco? Czy to ulga? Czy zawód? Czy… czy co?
* * *
Astoria
i Draco stoją ramię w ramię. Uśmiechają się do gości, odbierają prezenty,
życzenia. Wymieniają uściski dłoni i pocałunki. Ale Draco wcale tam nie pasuje
– nie pasuje do wszystkich tych eleganckich ludzi, do ślubnego zgiełku, do
Astorii, która uśmiecha się tak czysto i szczerze, wniebowzięta, szczęśliwa i
zakochana. I Harry wie, że to nie tak, że Draco nie jest zakochany – on po
prosty nie jest zakochany w niej.
* * *
Draco z
każdą kolejną chwilą denerwuje się coraz bardziej. Potter jest coraz bliżej w
kolejce. Jest jednym z ostatnich gości – cichym, z obojętną twarzą, wpatrującym
się uporczywie w Malfoya, jakby próbując coś na nim przez to wymusić.
Uśmiecha się z trudem do kilku gości, choć nawet nie rejestruje, kim tak
w ogóle są, czekając tylko na to, aż Harry do niego podejdzie. Nie, nie do
niego. Do nich. Do niego i jego żony.
I w
końcu jest. Tuż naprzeciwko. Stoją twarzą w twarz. Astoria się uśmiecha – Draco
obserwuje ją kątem oka, ale ona zdaje się w ogóle nie zauważać, że coś dzieje
się z Potterem. Przez chwilę stoją w ciszy i wbrew jego woli, serce Draco
zaczyna bić nerwowo. Harry patrzy na nich, uśmiechając się blado, ale Malfoy
wie, że Potter nie widzi nikogo, poza nim. I po chwili zapomina, że dookoła
jest ktokolwiek inny – oprócz nich.
- Och,
nie wiem, co mam powiedzieć – odzywa się w końcu Harry, a Astoria prycha z
rozbawieniem. Nie jest nieuprzejma. Nie, nie ona. Nie wobec Złotego Chłopca –
to by nie wypadało. A gdyby dowiedziała się…? Czy wtedy też coś by „nie
wypadało”? – Chciałbym wam życzyć szczęścia. To takie ważne. I takie piękne –
znaleźć kogoś, kogo naprawdę się kocha – mówi Harry z mocą i wpatruje się w
Draco. – Prawda?
- Tak,
dokładnie tak – mówi Astoria i Malfoy czuje jej dłoń, wplątującą się pod jego
ramię.
-
Znaleźć osobę, z którą dzieli cię tak wiele, a jednocześnie wiesz, że to
wszystko jest nieważne, bo wszystko inne – to wszystko, co was łączy – jest o
wiele ważniejsze. Jest najważniejsze i nie możesz tego stracić. – Harry już
nawet nie udaje, że mówi do nich obojga. Po prostu patrzy na Draco i ten znowu
widzi w jego oczach wszystko to, o czym chciał… o czym powinien zapomnieć, ale
nie może. I nie chce. Wcale nie chce zapomnieć.
- No
już, Potter, chyba trochę cię poniosło – odzywa się nagle i zupełnie nie wie,
skąd mu się to wzięło. Skąd wziął tyle siły, żeby w ogóle to powiedzieć.
Zachowuje jednak kamienną twarz, ironiczny uśmieszek i chłodne spojrzenie, ale
wie – doskonale wie o tym, że Harry i tak widzi w jego oczach coś innego. Że
widzi prawdę.
Spojrzenie Pottera robi się chłodniejsze. Odwraca się w końcu do Astorii i
potrząsa jej dłonią Czy coś. Draco nie wie, nie ma pojęcia, co
Harry wyprawia. Nie ma pojęcia, co się z nim dzieje, gdzie się znajduje i co
robi – nie ma pojęcia, kim w ogóle jest – kiedy Potter obejmuje go. Kiedy
oplata ramiona wokół jego karku i przyciąga do siebie. Przyciska się do niego
jak najbliżej, tak by poczuć go całego. Draco czuje jego oddech na szyi. Czuje
suche wargi na swojej skórze. Czuje dreszcz, kiedy Harry się od niego odsuwa i
nagle wraca na ziemię. Przypomina sobie, gdzie jest, co robi, kim jest… i jak
wielkim nieporozumieniem jest to wszystko.
-
Wszystko dobrze z Potterem? – słyszy obok siebie głos Astorii.
- Nie do
końca – mówi nieprzytomnie. – On… och, nieszczęśliwa miłość – prycha i uśmiecha
się do kolejnych gości.
* * *
Chce mu
się wymiotować, gdy widzi ten tłum zafascynowanych, radosnych ludzi,
przyglądających się młodej parze. Młodym, szczęśliwym kochankom, kręcącym się w
swoim pierwszym małżeńskim tańcu. Harry mógłby przysiąc, że co jakiś czas,
ponad ramieniem Astorii, Draco posyła mu jakieś spojrzenia. Spojrzenia, które
nic nie znaczą, nic nie przekazują – ale są. Są i nie dają mu spokoju. Później
wszyscy siadają przy długim stole, na którym znikąd pojawiają się srebrne
talerze, zielone dodatki i Harry chce się z tego śmiać, bo to wszystko – to
ciągłe obnoszenie się z przynależnością do Slytherinu – jest takie dziecinne,
takie żałosne. Takie nieodpowiednie po wojnie i przegranej Voldemorta. Ale to
wydaje się dla nich nie ważne. Dla nich nic się nie zmieniło.
Astoria
odwraca się w stronę Draco i mówi mu coś na ucho. Całuje go w policzek, a ten
gest wydaje się Harry’emu niesamowicie brudny i niewłaściwy. Draco uśmiecha się
blado i patrzy na nią, a ona znowu go całuje – tym razem w usta. Krótko i
zupełnie dyskretnie. Zupełnie odpowiednio, ale Harry wcale tak nie uważa. Może
inni – ale nie Harry. Nie Harry, którego Draco całował kiedyś w taki sam
sposób. Ale nie tylko w ten – także na wiele innych sposobów, i w wiele innych
miejsc, które zapewne nie spodobałyby się nikomu. Ale nie im. Oni nie mieli
wtedy nic do stracenia – jedynie czas, który mogli wykorzystać na siebie.
Draco
odwraca się i sięga po kieliszek i Harry mógłby przysiąc, że robi to wyjątkowo
nerwowo. Wpatruje się z uporem w wino, przelewające się w szkle, po czym wypija
je duszkiem. Jego wzrok jest nieobecny. Tak, jakby starał się go nie podnosić,
uporczywie skupiał go na jednym punkcie, byle nie musieć podnieść głowy… ale w
końcu to robi. I ich spojrzenia się spotykają i jest to bardziej intensywne i
niepoprawne, niż było kiedykolwiek wcześniej.
* * *
Harry’emu jest gorąco. Być może wypił trochę za dużo – nie ma pojęcia. Wszystko
jest nieco głośniejsze i wyraźniejsze, niż było wcześniej. Ale poza tym, nic
się nie zmieniło. Draco siedzi przy stole i rozmawia z jakimiś ludźmi, którzy
przysiedli się do niego. Słucha ich, rozmawia z nimi – ale Harry doskonale wie,
że tak naprawdę wcale go tam nie ma. Że jest gdzieś indziej – duszą. Być może w
Pokoju Życzeń? A może w zaułku, razem z Harrym, całując go po raz ostatni przez
wielką bitwą – tak po prostu, na koniec tego wszystkiego, co im się przydarzyło.
I robi to nerwowo, namiętnie i nachalnie. Wbija się językiem w usta Pottera.
Ściera się z nim zębami. Przyciska go do ściany, wsuwając kolano między jego
nogi. To nie ma żadnego sensu. Nic nie ma sensu. Ani ten pocałunek, ani ciała,
poruszające się nerwowo, ocierające się o siebie w ostatniej pieszczocie. Nic
nie ma sensu, skoro nie ma mieć przyszłości.
* * *
Stoi na
zboczu wzgórza. Noc powoli zaczyna zmieniać się w dzień, gwiazdy gasną, ale z
oddali, ze śnieżnobiałego namiotu, wciąż rozbrzmiewa muzyka kwartetu
smyczkowego i głośne rozmowy. I gdzieś, pośród tego całego gwaru, jest także
Astoria. I jest… jest też Harry. Harry z wielkimi, zielonymi oczami,
opowiadającymi Draco całą ich historię. Opowiadającymi każdy ich wspólny
moment. Mówiącymi: „Ty wiesz, Draco. I ja też to wiem. Dlaczego uciekasz…?”.
-
Dlaczego uciekasz? – odwraca się gwałtownie. Harry stoi kilka metrów za nim w
rozpiętej pod szyją koszuli i poluzowanym czarnym krawatem.
- Nie
uciekam – obrusza się Draco, jednak wie, że to nie brzmi ani trochę
przekonująco. – Tu jest cicho. Przyjemnie. – Odwraca wzrok i wdycha świeże,
poranne powietrze, próbując się uspokoić.
- Tu ich
nie ma – odpowiada Harry i Draco nie ma pojęcia odnośnie czego to powiedział?
Co miał na myśli? Potter podchodzi do niego, a Malfoy wcale się przed tym
nie wzbrania. Oboje trochę wypili. Może oboje z tego samego powodu – może oboje
chcieli nie myśleć. Ale myśli ich odnalazły – odnalazły ich nawet tutaj, na
zboczu wzgórza, i to akurat w momencie, w którym znaleźli się sami, zupełnie
sami. Razem. – Dlaczego to robisz? – pyta Harry, stając tuż przed Draco.
- Nie
rozumiesz – odpowiada, wpatrując się w jego stężałą twarz. – Jestem Malfoyem.
Tego się ode mnie wymaga, Harry.
- Mam to
gdzieś – mówi ze złością, chwyta go w pasie i potrząsa nim. – Nic mnie to nie
obchodzi, Draco. I nie będzie obchodzić, dopóki nie powiesz mi, że to jest
właśnie to, czego pragniesz.
-
Przestań – odpowiada Malfoy i odwraca wzrok. To takie tchórzowskie, takie nie
na miejscu. Bo przecież powinien wciąż na niego patrzeć. Nie powinien się
zdradzać… choć to bez sensu, bo Harry i tak wszystko wie. Nie musi nic mówić –
Harry i tak rozumie.
- Spójrz
na mnie! – Głos Pottera przybiera na sile. – Spójrz na mnie! – chwyta brodę
Draco i odwraca ją siłą w swoją stronę. – Powiedz mi, że to jest to, czego
chcesz. Że ona… że to małżeństwo i ta cała farsa, to jest właśnie to, czego
chce Draco Malfoy.
- Muszę
tego chcieć, Potter. Jestem…
- Gówno
mnie obchodzi, kim jesteś! – Palce Harry’ego zaciskają się na jego brodzie. –
Co z tego, że jesteś Malfoyem? Co mnie to obchodzi? Jesteś też Draco, Draco,
który tego wszystkiego nie chce. I nie musi chcieć. Może chcieć czegoś innego…
-
Powiedziałem, żebyś przestał – warczy Malfoy i próbuje wyswobodzić się z
uścisku Pottera, ale być może nie wkłada w to zbyt wiele wysiłku ani chęci, bo
zupełnie mu się to nie udaje.
-
Przestanę, kiedy mi powiesz, że to jest właśnie to, czego chcesz – mówi z
uporem Harry i Draco ma ochotę go uderzyć. Albo… albo nie. Jego usta gniotą
wargi Pottera. Suche i doskonale pełne. Doskonale mu znane. Doskonale jego.
Język już wciska się do środka, zęby znowu ścierają się ze sobą i jest to
niemal bolesne, ale również jest to całkowicie nieważne w tym momencie. Harry
jedną ręką obejmuje go w pasie, a drugą opuszcza na kark, przyciągając Draco
jeszcze bardziej. Jeszcze bliżej. Do oczu nachodzą mu łzy, kiedy nosem obija
się boleśnie o kość policzkową Malfoya. Draco chwyta go za włosy i szarpie za
nie gwałtownie, kierując głową Harry’ego. Kierując jego pocałunkiem. – Powiedz
to, Draco… - mówi Potter między pocałunkami. – Powiedz, że ona… - Język Malfoya
znowu wciska się do jego ust, uniemożliwiając mu mówienie. – Powiedz, że ona
jest tym… tym czego pragniesz – wyswobadza się spod nacisku warg Draco – a
przestanę. Powiedz… powiedz, a…
-
Zamknij się, Potter – warczy Malfoy, oddychając ciężko. – Zamknij się,
kretynie. – Całuje go w usta. Krótkimi, delikatnymi pocałunkami. Całuje go
znowu. I znowu. – Zamknij się. Kocham cię. Tylko się zamknij. Ty idioto…
Harry
mamrocze coś znowu, prosto w jego usta, i chyba to również jest „kocham cię”,
ale Draco nie jest pewny. I nie chce być, bo te słowa, mimo wszystko, są zbyt
bolesne. Zbyt zobowiązujące. Szczególnie wtedy, gdy są prawdziwe.
Potter
odsuwa się od niego, ale nie na tyle, by Draco nie mógł czuć na twarzy jego
płytkiego oddechu. Harry trąca czołem jego policzek, próbując się uspokoić.
Zamyka oczy. Malfoy przyciąga go do siebie, przytulając mocno. Opiera brodę na
czubku jego głowy i czeka, aż Potter przestanie tak okropnie dyszeć. Zupełnie
tak, jakby właśnie kochali się za wszystkie czasy. Czeka, aż się uspokoi.
Czeka, nie mogąc zdobyć się na kolejne słowa. W końcu Harry podnosi głowę, a
jego oczy są głębokie i pełne radości. Jest zarumieniony. Jest szczęśliwy –
wygrał, dopiął swego, ale… ale nie ma dla niego żadnej nagrody.
- To
niczego nie zmienia, Harry – mówi cicho Draco. – Odejdź.
- Draco…
- Widzi, jak jego twarz zmienia się. Jak zmieniają się jego oczy. Jak rzednie
uśmiech.
-
Proszę. Po prostu odejdź.
* Adele „Someone like you”
Dziękuję. Za kolejne cudne drarry, które tak kocham *o* To musi być miłość, skoro po tylu niezliczonych historiach ciągle mam ochotę na więcej. A moje serce cieszy się niezmiernie trafiając na autorkę z podobnym zainteresowaniem :J Weny i dużo czsu, by ją.. wykorzystać >D
OdpowiedzUsuńOjej. A ja dziękuję za komentarz! ;*
OdpowiedzUsuńNo nie no D: Ja wiedziałam, że koniec będzie taki, ale... cholera, aż mi smutno :<<<
OdpowiedzUsuńTo było piękne.
dziękuję. ;) uwielbiam takie zakończenia xd
OdpowiedzUsuń