Gatunek: Yaoi, Het
Paring: Drarry
Rating: +12
Długość: 90 stron
Czyściec
czyli
Odrzucając wszelkie uprzedzenia
Would you know my name if I saw you in Heaven?
Will it be the same if I saw you in Heaven?
Would you hold my hand if I saw you in Heaven?
Would you help me stand if I saw you in Heaven?*
Wokół biel – oślepiająca i nieskazitelna; sprawia, że mimowolnie mrużysz
oczy. Okropnie czysta biel, która ani trochę ci się nie podoba – jest zbyt
czysta, zbyt biała, zbyt nienaturalna.
Rozglądasz się dookoła, lecz nie dostrzegasz zupełnie nic, poza kilkoma
śnieżnobiałymi pagórkami, dziwnymi budowlami – również białymi – i pustą
ścieżką. Postanawiasz sprawdzić, dokąd cię zaprowadzi i ruszasz nią, a każdy
twój krok jest dziwnie ciężki i bardzo trudno jest ci zrobić kolejny. Jednak
idziesz przed siebie, wypatrując kogoś lub czegoś, co mogłoby dać ci dowód na
to, że wszystko, co widzisz jest jak najbardziej realne… Nad białym horyzontem
widnieje równie jasne niebo, które nie potrzebuje słońca, ponieważ samo z
siebie wytwarza dziwne światło. Chmur w ogóle nie dostrzegasz i zastanawiasz
się, czy w ogóle istnieją.
Nie mija pół godziny, a ty już czujesz się zmęczony swoją wędrówką.
Krajobraz wokół ciebie wcale się nie zmienił – nadal widzisz ośnieżone pagórki
i parę dziwnych budowli do złudzenia przypominających domy. Postanawiasz dojść
do jednego z nich, zbierając wszystkie swoje siły na poruszanie nogami. W końcu
stajesz przed białą furtką, prowadzącą przez śnieżnobiały ogród do domu,
którego drzwi również są tej barwy, zarówno jak ściany, dach i okna. Jego
kształt przypomina zwykły kwadrat; wielkość nie jest imponująca. Dysząc ciężko,
kołatasz i czekasz w skupieniu na ewentualnego właściciela, jednak nikt się nie
pojawia, a po chwili stwierdzasz ze zdziwieniem, że drzwi są otwarte. Wchodzisz
do środka, rozglądając się znowu, ale nikogo nie dostrzegasz. W środku jest
mało miejsca – zaledwie jeden pokój dzienny. I tutaj wszystko jest białe: od
ścian, poprzez podłogę, aż po meble. Z chwili na chwilę zaczynasz być tym coraz
bardziej zdziwiony, ale coś w środku ciebie podpowiada ci, że nie ma się czego
bać, że to miejsce jest jak najbardziej bezpieczne. Upewniwszy się, że
właściciel domu nie chowa się gdzieś w jakimś kącie, rozkładasz się na kanapie
i zmęczony szybko zasypiasz.
Kiedy się budzisz, wokół nadal jest jasno, nic się nie zmieniło i
zastanawiasz się, czy czasem po prostu nie przespałeś całej doby. Wstajesz i
przecierasz oczy, czując się jeszcze bardziej zaspanym niż przed zaśnięciem.
Wychodzisz na zewnątrz i ze zdziwieniem dostrzegasz jakąś postać. Ucieszony
biegniesz do niej, jednak w miarę, jak się do niej zbliżasz, zaczynasz
zwalniać, wątpić, czy w ogóle jest prawdziwa. Wygląda jak duch – biała,
zamglona, niewyraźna; wydaje się unosić nad ziemią. Mrugasz, bo postać zlewa ci
się z otoczeniem, jednak to nie za sprawą twoich okularów – z nimi wszystko
dobrze. Kiedy jesteś już całkiem blisko nieznajomy odzywa się do ciebie, na co
wręcz się wzdrygasz.
– Coś się stało? – pyta zaniepokojonym głosem.
– Eee… nie – odpowiadasz zdezorientowany, wytrzeszczając oczy.
Zapada niezręczna cisza. Wydaje ci się, że postać patrzy na ciebie, dokładnie
cię ogląda i ty też starasz się to zrobić, jednak jedyne, co widzisz, to
niewyraźna, biała plama na tle równie białego krajobrazu.
– Chyba jesteś tu nowy. – Ostatnie słowo postać wypowiada z zawahaniem i
przez chwilę masz wrażenie, że może głos jej się załamał i zaraz zacznie
płakać. Tak, tak to brzmi.
– Chyba tak – mówisz tylko niepewnie.
– Umarłeś. – To jest raczej stwierdzenie, niż pytanie.
– Chyba tak – powtarzasz, ale teraz dużo bardziej niepewnie, ciszej.
– Pamiętasz jak?
– Nie… – kręcisz przecząco głową, zastanawiając się nad słowami dziwnej
postaci.
– Nie wiesz gdzie jesteś? – pyta nieznajomy z westchnieniem rezygnacji.
– Nie – powtarzasz znowu, zażenowany, że nie możesz odpowiedzieć chociaż
trochę bardziej inteligentnie.
– Nie wiadomo dokładnie, jak nazywa się to miejsce. Niektórzy mówią o tym
„niebo”, a inni „czyściec”. Moim zdaniem bardziej pasuje to drugie określenie,
ponieważ tutaj nie ma nic z rajskiego życia, które jest podobno ludziom
obiecane. Przynajmniej na początku. – Postać wzdycha i kontynuuje swój monolog.
– W tym miejscu pozbywasz się wszelkich uprzedzeń, w przyspieszonym tempie
dążysz do doskonałości. Na początku, kiedy dopiero się tutaj pojawiasz, zaraz
po śmierci, wszyscy są niewyraźni i zamazani, nie masz pojęcia kim są, ani też
nie pamiętasz zbyt wielu szczegółów ze swojego ludzkiego życia. Szybko się
męczysz. Z czasem, gdy poznajesz coraz więcej ludzi, zacieśniasz z nimi
relacje, wszystko staje się prostsze. Dane osoby robią się wyraźniejsze, ty
przypominasz sobie niektóre fakty z przeszłości; nie odczuwasz zmęczenia. A
później, kiedy już wszystko nabierze odpowiednich barw, a ty poczujesz się
nareszcie szczęśliwy, niczym w raju… Nie wiadomo, co się stanie.
Wzdrygasz się na to dziwne zakończenie i przyglądasz się uważnie postaci.
– Jak to nie wiadomo?
– Ludzie wtedy po prostu znikają i chyba przenoszą się do miejsca, w którym w
ogóle nie ma żadnych trosk ani problemów. Dlatego uważam, że do tego miejsca
jak najbardziej pasuje określenie „czyściec”.
Nie bardzo to rozumiesz, jednak podświadomość podpowiada ci, że na wyjaśnienia
przyjdzie jeszcze czas.
– Skąd o tym wszystkim wiesz?
– Och, popytałam trochę ludzi – odpowiada beztrosko postać, jednak wyczuwasz w
jej głosie nutkę dumy.
– Jak masz na imię?
– Nie słuchałeś? – obrusza się. – Nie wiem jeszcze, jak mam na imię. A
nawet jeśli bym już wiedziała, to i tak nie mogę ci powiedzieć.
– Dlaczego? – pytasz zdziwiony.
– Ponieważ się nie da! – odpowiada zdenerwowana. – Jedynie dwie osoby, które są już doskonałe i tylko czekają na to „przeniesienie” mogą wymieniać się takimi informacjami.
– Dobrze, dobrze. Przepraszam. – Jesteś nieco poirytowany tą reakcją,
jednak postanawiasz nie kłócić się z pierwszą osobą, która ci pomogła. – Więc
jak inni się do ciebie zwracają?
– Anna. A na ciebie jak mam mówić?
– Nie wiem – wzdrygasz ramionami. – Możesz coś wymyślić.
– Dobrze, więc może… – zastanawia się – Simon?
– Niech będzie – odpowiadasz beztrosko i uśmiechasz się, choć nie bardzo wiesz,
czy Anna to dostrzega.
~~*.*~~
Nic się nie zmieniło. Owszem, nie powinieneś liczyć na jakąś diametralną zmianę
po jednej rozmowie, jednak nie ukrywasz, że miałeś cichą nadzieję, że świat z
chwili na chwilę nabierze kolorowych, naturalnych barw. Jedyne, co uległo zmianie,
to Anna – po paru spotkaniach stała się nieco wyraźniejsza, jednak nadal jest
dla ciebie jedynie białą, zamazaną plamą. Nie potrafisz zidentyfikować, kim
jest… lub kim była w przeszłości. Nie możesz też się zdecydować, czy mógłbyś ją
polubić, czy też nie. Czasem wydaje ci się, że traktuje cię, jak kogoś gorszego
od siebie, a to bardzo cię irytuje.
Anna pokazała ci miejsce, w którym poznałeś innych ludzi – masę
niewyraźnych, zlewających się z sobą plam. Wydawało się, że na ciebie patrzą,
że parędziesiąt par oczu utkwionych jest w tobie, a ich spojrzenia przewiercają
cię na wylot. Czym prędzej stamtąd uciekłeś, wstrząśnięty tym, co zobaczyłeś,
udając się do „swojego” domu. Później ukryłeś twarz w dłoniach, na które spłynęło
kilka słonych łez. I czułeś się jeszcze bardziej wyczerpany, niż wcześniej,
więc położyłeś się i zasnąłeś.
Kiedy się budzisz, na zewnątrz nadal jest jasno, zupełnie tak, jak wcześniej.
To przeraża cię jeszcze bardziej. Nie wychodzisz z domu, tylko kulisz się na
kanapie, przyciskając kolana do piersi, trzęsąc się, chociaż wcale nie jest ci
zimno. Wokół panuje biel i niepokojąca cisza. Nie słyszysz szumu wiatru,
żadnych rozmów, śpiewu ptaków, czy jakiegokolwiek sygnału, że to wszystko dzieje
się naprawdę! Że nie umarłeś… ponownie. Że na zewnątrz, gdzieś w oddali, Anna
informuje Nowych o tym dziwnym miejscu, a tłum niewyraźnych postaci konwersuje
ze sobą w spokoju. Leżąc tak w bezruchu zastanawiasz się, kto jest właścicielem
tego domu i dlaczego tutaj nie przychodzi? Czyżby odszedł już do lepszego
miejsca? Do raju? Nie, nie ma czegoś takiego. Prychasz tylko z rozdrażnieniem.
Musisz zapytać o to wszystko Annę. Jednak nie ruszasz się, tylko leżysz dalej,
skulony i wyczerpany. Te złe, ponure myśli bardzo cię męczą, co wydaje ci się
wręcz niemożliwe. Przecież przed chwilą się obudziłeś! Byłeś wyspany! A jednak
oczy powoli ci się zamykają, a w głowie zaczyna się kręcić…
– Hej, hej!
Słyszysz niewyraźne dźwięki tuż nad swoim uchem. Zanim udaje ci się zrozumieć,
że to już nie sen, ktoś lub coś zaczyna tobą potrząsać, a po chwili szarpanie
staje się nieprzyjemne, wręcz bolesne i natychmiast otwierasz oczy.
– HEJ! Budź się!
Odwracasz głowę i po chwili odskakujesz przerażony – stoi przed tobą ta biała,
niewyraźna postać… Zamglona. Dziwna. Niczym plama. To jakaś paranoja! Przez
chwilę wpatrujecie się w siebie, a przynajmniej tak ci się wydaje, ponieważ
jedyne, co widzisz w miejscu, w którym powinna być twarz postaci, to dwa kółka.
Coś na kształt oczu – tyle że pustych, bez wyrazu, martwych…
– Czego chcesz? – warczysz.
– Może ty mi to powiesz? – Nieznajomy jest wyraźnie zdenerwowany. – To ty
wtargnąłeś do mojego domu – dodaje oskarżycielsko.
Patrzysz na niego ze zdumieniem i po chwili cała złość jakby ulatuje.
Spuszczasz zawstydzony głowę.
– Jestem tu nowy i… nie miałem gdzie się podziać – przyznajesz, czując się
coraz bardziej zażenowany.
– To nie upoważnia cię do wtargnięcia do mojego domu!
– Przepraszam! – odpowiadasz natychmiast.
Przez chwilę znowu panuje cisza.
– Przepraszam – powtarzasz cicho, wstając na nogi.
– No dobrze, słyszałem – odpowiada nieznajomy z irytacją. – Jak chcesz dom, to
idź w prawo – wskazuje ręką kierunek – a znajdziesz parę wolnych miejsc. Ich
mieszkańcy już tu nie wrócą – dodaje, a w jego głosie można wyczuć nutkę
zazdrości. – Chyba wiesz już o wszystkim – zwraca się do ciebie podejrzliwie.
– Tak, tak. Anna mi wszystko wytłumaczyła – oświadczasz.
– Anna? Nie zadawaj się z nią, to świruska – mówi z niechęcią nieznajomy.
– Czy ja wiem...
– Ale ja wiem – przerywa ci. – Jestem tutaj już jakiś czas i jakoś nie mogę z
nią dojść do porozumienia. Ale… to zresztą żadna strata.
Nic nie odpowiadasz, stojąc tylko i patrząc na postać.
– Jestem Simon – mówisz w końcu, wyciągając rękę.
– A ja Aaron. – To, co podaje ci nieznajomy wcale nie przypomina dłoni. To
raczej przypomina skrawek prześcieradła. Na początku jesteś przerażony, jednak
postanawiasz tego po sobie nie okazywać i ściskasz to coś. W dotyku okazuje się
być zupełnie jak ręka…
– Jeszcze raz przepraszam – mówisz skruszonym głosem, puszczając niechętnie
dłoń Aarona. Teraz, po dłuższym czasie braku kontaktu z czymkolwiek ludzkim, to
wydaje ci się takie… potrzebne, niezbędne do życia.
– Dobra, dobra – odpowiada beztrosko. – Lepiej idź poszukać sobie domu.
Kiwasz głową, uśmiechając się niewyraźnie i wychodzisz.
_____________________________
* Eric Clapton „Tears In Heaven”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz