niedziela, 20 lutego 2011

Siostry [odkręcam kran...]




            Odkręcam kran.
            Teraz słyszę już tylko chlupot gorących kropli, rozbijających się o taflę wody.
            I udaję, że tam, gdzieś, w oddali, poza tą wodną barierą, ona wcale nie płacze. Wypieram ze świadomości jej szloch – uciążliwy, rozdzierający dźwięk. Udaję, że wcale tego nie ma. Nie było. Odcinam się od niej, choć wiem, że nie powinnam. Ale te krople… są takie kojące. Nie, powinnam zakręcić kran i pójść do niej. Pomóc. Objąć ramieniem, pozwolić, by wtuliła w nie twarz, by jej łzy zmoczyły mi koszulkę. Trzymać tak długo, aż się uspokoi. Trzymać tak długo, aż poczuje się bezpieczna. Ale nie potrafię. Bezsilność jest przytłaczająca. Bezsilność wobec wszystkiego, co ją dotyka. Całego zła, które chciałabym móc zwalczyć, odepchnąć od niej – tak, by nigdy więcej nie musiała już cierpieć.
Pod wodą słyszę tylko głuchą ciszę, a ciśnienie napiera na mnie, dusząc… dławiąc.
            Nie mogę jej pomóc, nie potrafię.
            To matka powinna pomagać córce. Nie odwrotnie.
            Ale w mojej głowie rodzi się pytanie, które nie daje mi spokoju. Od którego nie mogę się opędzić, a świadomość, że gdzieś, w głębi mnie, znajduje się na nie odpowiedź, wywołuje wyrzuty sumienia.
            Może czasem… matka i córka powinny zamienić się rolami?
            Może czasem to córka powinna być matką, a matka jej córką? I wtedy pomogłyby sobie nawzajem. Na chwilę to córka usiadłaby przy matce, to córka przytuliłaby ją mocno do siebie, to córka szeptałaby ciche słowa pocieszenia, to córka zapewniałaby, że wszystko się ułoży… To córka układałaby matkę do snu, nucąc nieco fałszywym głosem kołysankę, trzymając matkę za rękę do chwili, aż ta nie zaśnie…
            I wtedy mogłoby się udać.
            Gdybyśmy były silne i zamieniłybyśmy się rolami.

Ale my…
Pozostajemy jedynie siostrami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz